[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Id¹c drog¹, musia³emsiê przed maszynami opêdzaæ, które proponowa³y mi swoje s³u¿by, a co nachalniej sze wali³em po ³bach i kad³ubach, bo bardzo by³y chciwe œwiadczenia us³ug;nareszcie, przed ca³ym ich stadem uciekaj¹c, znalaz³em siê w górach izobaczy³em wielk¹ czeredê maszyn z³otolitych, która oblega³a wejœcie dojaskini, zatoczone g³azem, a przez szczelinê jego widaæ by³o bystre oczyjakiegoœ Cemba³a, który a¿ tu siê przed powszechn¹ szczêœliwoœci¹ schroni³.Widz¹c mnie, natychmiast jê³y wachlowaæ i masowaæ moj¹ osobê, w ucho bajkiwszeptywaæ, rêce ca³owaæ, trony proponowaæ, i uratowa³em siê tylko dziêki temu,¿e ukryty w pieczarze g³az odsun¹³ i wpuœci³ mnie mi³osiernie do œrodka.By³ napó³ zardzewia³y, ale dosyæ z tego rad i wyjawi³ mi, ¿e jest ostatnim mêdrcem -cembalist¹; nie musia³ mi mówiæ, jako b³ogostan gorzej od nêdzy uwiera, gdynadmierny, bo sam to rozumiem, có¿ bowiem mo¿na, skoro wszystko mo¿na? I jakwybieraæ, kiedy, otch³aniami rajów otoczona, istota rozumna w takim bezwyborzetêpieje, od samoczynnej marzeñ spe³nialnoœci ca³kiem oczadzia³a? Rozmawia³em zowym mêdrcem, który zwa³ siê Tryzuwiusz Pajdocki, za czym ustaliliœmy, i¿potrzeba tu wielkich zakryæ i Komplikatora - Deperfektora Ontologicznego,inaczej zguba bliska.Tryzuwiusz z dawien dawna obmyœla³ ju¿ komplikatorykêjako od³atwianie bytowe; wszelako wyprowadzi³em go z b³êdu, który polega³ natym, i¿ chcia³ on po prostu usun¹æ maszyny przy pomocy innych maszyn, amianowicie po¿era³ek, drêcz - nic, mêczyde³, druzgotaczek, wyrwatorów orazbijalni.By³oby to bowiem wypêdzanie diab³a szatanem i zarazem upraszczanie, anie komplikatoryka; historia, jak wiadomo, odwracalna nie jest i do dawnychdobrych czasów drogi nie masz innej jak przez sny a rojenia.Poszliœmy z nim potem wielk¹ równin¹, ca³¹ dukatami zasypan¹, ¿e siê w z³ociegrzêz³o, i patykiem odganiaj¹c chmary uprzykrzonych uszczêœliwiarek,widzieliœmy le¿¹cych bez pamiêci od elektroopilstwa, kompletnie zapieszczonychCemba - ³Ã³w - Hedofagów, z cicha czkaj¹cych jeno, a na widok tego rozwoju zbytrozwiniêtego i nadmiaru zbyt nadmiernego dusza siê w ka¿dym obrywa³a zewspó³czucia i ¿alu.Inni znów mieszkañcy autopa³aców wdawali siê w cyberwaœniei dziwactwa oszala³e, jedni maszynami szczuli maszyny, drudzy sami t³ukli wazynajcenniejsze i klejnoty, bo ju¿ wytrzymaæ nie mogli, ¿e takie piêkno zewsz¹d,strzelali z armat do brylantów, nausznice gilotynowali i diademy ³amaæ ko³emkazali albo chronili siê na strychy i dachy przed ¿ycia dos³adzaniem, albo siêmaszynom t³uc kazali lub te¿ wszystko naraz i na przemian.Nic to wszak¿e niepomaga³o - od pieszczot wszyscy, choæ nie zawsze tak samo, ginêli.Odradza³emTryzuwiu - szowi proste wstrzymanie fabrykatorni, bo niedos³odziæ tak samo jestŸle jak przes³odziæ, on wszak¿e, zamiast przysi¹sc fa³dów nad komplikatorykaontologiczn¹, wzi¹³ siê do wysadzania w powietrze automatni.Bardzo Ÿle zrobi³,bo przysz³a bieda piszcz¹ca, lecz on sam ju¿ jej nie do¿y³, albowiem dopad³o gogdzieœ stado samozalotnic, przyssa³y siê doñ flirciary i uwodnice, wpêdzi³y gow ca³owniê, zatumani³y uœciskacza - mi, omroczy³y go i oplot³y, a¿ zgin¹³ -krzycz¹c “gwa³tu!” - od przepieszczenia i zosta³ na pustkowiu, dukatami jakmogi³¹ zasypany, w swej zbroicy kusej, namiêtnoœci¹ mechaniczn¹ osmalonej.Taksta³o siê mêdrcowi nie doœæ m¹dremu, o, królu! - zakoñczy³ Trurl, ale gdy i tes³owa wcale Meczyd³awa nie nasyci³y, rzek³:- Wiêc czego sobie Wasza Królewska Moœæ w³aœciwie ¿yczysz?- Konstruktorze! - odpar³ Mêczyd³aw.- Powiadasz, ¿e przypowieœci twoje s¹pouczaj¹ce, wszelako ja tego nie widzê.S¹, przyznajê, zabawne, i dlatego ¿yczêsobie, abyœ mi je dalej opowiada³, i to nieustannie.- Królu! - odpar³ mu na to Trurl.- Pragn¹³eœ dowiedzieæ siê ode mnie, czymjest doskona³oœæ i jak j¹ osi¹gn¹æ, wszelako okazujesz siê niedostêpny dlag³êbokich myœli i pouczeñ, jakimi brzemienne s¹ moje historie.Zaiste,pragniesz zabawy, a nie pouczenia - wszelako, kiedy mnie s³uchasz, s³owa, którews¹czam ci w umys³ po trochu, dzia³aj¹ i bêd¹ dzia³aæ, na podobieñstwo miny zopóŸnieniem.W tej nadziei pozwól, ¿e ci przedstawiê wydarzenie omal prawdziwe,zawi³e, niezwyk³e, z którego skorzysta te¿ mo¿e twoja rada koronna.Pos³uchajcie, moi panowie, historii Rozporyka, króla Cem - brów, Deutonów iNiedogotów, którego chutliwoœæ ku zgubie przywiod³a!By³ Rozporyk z wielkiego Gwintanów rodu, który siê na dwie dzieli³ odnogi:Prawych, co panowa³a, i Lewych, zwanych te¿ Lewoskretnymi, od w³adzyodstrychniêtych, a przez to nienawiœci ku króluj¹cym pe³nych.Rodzic jego,Holeryon, po³¹czy³ siê zwi¹zkiem morganatycznym ze zwyczajn¹ maszyn¹, cobranzole do cholewek przyszywa³a, i odziedziczy³ Rozporyk po k¹dzieli sk³onnoœædo pasji szewskiej, a po mieczu lêkliwoœæ pospo³u z lubie¿noœci¹.Owo widz¹c,zamyœlili wrogowie tronu, Gwintanowie Lewi, tak uczyniæ, aby go chucie w³asneunicestwi³y.Podes³ali mu tedy Cybernera imieniem Chytrian, in¿ynierstwem duszsiê paraj¹cego, a upodobawszy sobie w nim, uczyni³ go Rozporyk Archim¹dryt¹Korony.Bra³ siê Chytrian zrêczny ró¿nych sposobów, aby namiêtnoœci Roz -porykowe zaspokoiæ, w tej tajnej rachubie, ¿e onego nadw¹tl¹ i tak os³abi¹, a¿tron osieroci.Zbudowa³ mu wiêc mi³owalniê i erotodrom, w cyborgiach gozaprawia³, lecz stalowa natura króla wszystkie rozpasania wytrzymywa³a, iniecierpliwi¹c siê, za¿¹dali Gwintanowie Lewi, aby podes³aniec co rychlej celprzez nich upragniony osi¹gn¹³, najkunsztowniejszymi, jakie zna, metodami.- Mamli - spyta³ ich na tajnej naradzie w podziemiach zamkowych - króla ozwarcie przyprawiæ lub tak mu pamiêæ rozmagnesowaæ, aby ze szczêtem oszala³?- Nigdy! - ci na to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]