[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu doprowadzony do rozpaczy i prawie że sam we łzach, król woła:– Rok! Cały rok minie, zanim ślub się odbędzie.Przez ten czas zdołasz się przyzwyczaić do nowego życia, do obcego miejsca, nawet do mnie, nie znanego ci starca.Dam ci ten rok, Tai-sharm, pod jednym warunkiem.Tai-sharm przestała płakać, choć bardziej pod wpływem ciekawości niż dlatego, że ją to pocieszyło.– Rok łaski – mówił dalej król – jeżeli tylko mi powiesz, dlaczego uważasz, że jesteś głupia.Umowa stoi? – I wyciągnął do niej dłoń, jak przyjaciel, aby przypieczętować umowę.Tai-sharm nie podała ręki.Nic nie mówiła przez cały czas, tylko stała tam, cała wystrojona, patrząc to tu, to tam, nadal szukając w mroku – czego? Mądrej rady? Odrobiny nadziei? Nie znalazła.– Myślę za dużo – wymamrotała pod nosem.– O to chodzi.– Myślisz za dużo – ostrożnie powtórzył król.Powoli zdjął swoją szarą koronę, aby podrapać się w królewską głowę.– Tai-sharm, to nie jest typowe dla głupców.– Panie, moi przodkowie to wieśniacy od wielu pokoleń.Żaden z nich nie chodził do szkoły, żaden nie myślał o niczym, tylko co posiać i kiedy.Żyli nędznie, byli tego świadomi, ale byli również na swój sposób zadowoleni.Tylko ja, Tai-sharm, zawsze gdy kopię, orzę albo pielę, spoglądam w górę, żeby pomyśleć o.rybie.O tym co bogowie jedzą na śniadanie.O takich głupich rzeczach, o pieśniach i błyskawicy, o statkach żeglujących po morzu, o tym czy niebo po drugiej stronie świata jest tego samego koloru.O powietrzu, właśnie, o powietrzu, czy potrafisz, panie, to pojąć? Nigdy nie byłam nieszczęśliwa, ale szczęśliwa też nigdy nie byłam – nie tak jak oni, jak ludzie z mojej wioski, moja rodzina, nie tak jak oni.To zrozumiałe, jestem głupia nawet jak na wieśniaczkę.Lepiej uczyniłbyś poślubiając kamień albo drzewo, Wasza Królewskość, bo one przynajmniej znają siebie i nie zadają pytań.Na Tai-sharm tracisz czas i wodę do kąpieli.Król znowu się śmiał – tym razem prawdziwym śmiechem, bez domieszki chłodu.Trząsł głową i klepał poręcz tronu, tak samo jak zrobiłaby to ze swoim krzesłem stara Sharm.– Rok – powiedział w końcu.– Jeden rok, Tai-sharm, i bądź pewna, że nawet pierwszy minister nie uzyskałby tyle ode mnie.– Wyciągnął dłoń, aby wziąć Tai-sharm pod brodę i podnieść jej twarz ku sobie.Może jego uśmiech stał się bolesny? Choushi-wai nie jest tego pewna, ale z pewnością rzekł wtedy: – Dziewczyno, nie będzie tak źle.Daję ci na to królewskie słowo.A teraz idź.Służba wróciła bezgłośnie, bez wezwania króla, i zaprowadziła Tai-sharm z powrotem do jej komnaty, gdzie czekał już pierwszy minister.Siedział wyprostowany, ze splecionymi na brzuchu rękami.– Jeżeli powiedział ci coś, czego miałaś mi nie powtarzać, możesz wyjawić mi to teraz – oświadczył dziewczynie.– I tak się dowiem, jak zawsze.– Zostanę tu rok, a potem mam poślubić króla, nic więcej.Tai-sharm była tak smutna, że pierwszego ministra nieco to poruszyło.– Cóż, czy jest to takie złe? Przecież zostaniesz królową, Tai-sharm znikąd, tak przypuszczałem.Moje gratulacje.Chciałbym ci dodać otuchy, bo na to zasługujesz.Jest dobrym człowiekiem jak na króla, o czym na pewno byś wiedziała, gdybyś spotkała ich tak wielu jak ja.Masz być za co wdzięczna losowi, a ja także.Rozstańmy się teraz i niech każde z nas zastanowi się nad tym.Ale gdy dostrzegł błądzący wzrok Tai-sharm ponad oknami, skrycie wydał polecenia, aby co najmniej dwóch służących obserwowało ją przez cały czas, ponieważ król zarządził, że Tai-sharm może swobodnie poruszać się po pałacu i przyległych doń terenach, w obrębie murów.Pierwszy minister rozumiał doskonale, kogo by obwiniono, gdyby dziewczyna uciekła, co najwyraźniej zamierzała zrobić.Za każdym razem gdy o tym myślał, zmieniał rozkazy – trzech służących miało teraz pilnować Tai-sharm, potem czterech, pięciu.wreszcie każda chyba para oczu w pałacu była w nią utkwiona dzień i noc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]