[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Dwieście.— Musi nam się udać, teraz już musi nam się udać.— Ale nie wiemy, czy.— Zadziała.Musi.— Przycisnął twarz do luku i wysilił wzrok, by ujrzeć coś we mgle.Zobaczył, że stworzenie kuca i zadziera do góry ręce, trzymając klucz jak maczugę.— Zrób to! — krzyknął.— Wynurzam je — powiedziała i nacisnęła kilka przełączników.Rozległ się ogłuszający hałas wysysanego powietrza.Mgła w komorze gwałtownie zawirowała i zaczęła się rozpraszać.Chase zobaczył, że stworzenie zamiera, ujrzał w szarej mgle białka jego oczu i srebrny błysk zębów.Skoczyło w stronę luku.54Zdawało się, że stworzenie zamiera w powietrzu, jakby uderzył w nie piorun.Tułów skręcił się, oczy wyszły na wierzch.Upadło na podłogę komory i wbiło szpony we własne ciało.— Sto pięćdziesiąt metrów.— mówiła Amanda.— Sto czterdzieści.— Działa — powiedział Chase.Nie mógł oderwać wzroku od luku.— O mój Boże.Przy powietrzu w komorze sprężonym do głębokości dwustu metrów, ciśnienie wywierane na stworzenie, jego płuca i zatoki, jamę brzuszną i każdą inną jamę ciała zawierającą powietrze, wynosiło ponad dwadzieścia kilogramów na każdy centymetr kwadratowy.Teraz, kiedy Amanda zmniejszyła ciśnienie w komorze do wielkości odpowiadającej temu na powierzchni, powietrze uciekało ze stworzenia szybko i gwałtownie, jak z przekłutego balonu.Nic nie widziało, nic nie słyszało, nie mogło oddychać.Każdy staw i ścięgno było jak w ogniu.Wydawało mu się, że żołądek chce przesunąć się do klatki piersiowej, klatka piersiowa przepłynąć do głowy, głowa rozlecieć się na kawałki.Nie miało pojęcia, co się dzieje.Nie mogło wiedzieć, że powietrze w jego ciele dekompresuje się w o wiele większym tempie, niż można znieść, że pęcherzyki azotu rozpraszają się w jego tkankach, zagnieżdżając się w nich i nieubłaganie pęczniejąc, rozrywając je na strzępy.W rozpaczy ścisnęło się szponami, jakby chciało nadać swemu zniekształconemu ciału dawną formę.Chase przyglądał się w oszołomieniu, jak stworzenie miota się w komorze od ściany do ściany.Krew wyciekała mu z ust i uszu, oczy wyszły na wierzch zniekształcone w swych oczodołach.Stworzenie podniosło rękę, jakby chciało je powstrzymać, ale zanim ręka dotarła do twarzy, jedna z gałek ocznych wyskoczyła z oczodołu jak winogrono wyciśnięte ze skórki i zawisła groteskowo na czerwonym pasemku mięśni i włókien.Obraz był surrealistyczny — wijący się, pulsujący, pęczniejący kształt, który stworzyć mógł niespełna rozumu rzeźbiarz i którym kierował szalony lalkarz.— Siedemdziesiąt pięć — odczytała Amanda.— Sześćdziesiąt.co się dzieje?— Jest na kolanach — odparł Chase.— Ma.o cholera!Stworzenie wybuchło.Komorę wypełniła gęsta szkarłatna mgła.Kropelki krwi i fragmenty ciała uderzyły o luk i przylgnęły do niego.55Chase stał w szpitalnym hallu, czekając na windę.Spojrzał na zegarek.Był spóźniony ponad godzinę.Chciał zjawić się przed drugą, ale utknął rozmawiając przez telefon z Rolliem Gibsonem i Natem Greenem.Musiał dotrzymać słowa i dać Nate’owi, na wyłączność, szczegółowy opis tego, co zdarzyło się na wyspie.A potem, gdy dopłynął do brzegu, czekał na niego Rudi Franks.Stał samotnie koło doku i trzymał prezent — stare, zniszczone zdjęcie Ernsta Krugera i Jacoba Franksa operujących Heinricha Guenthera.Przeciągnęła się też wizyta w banku.Wstąpił tam, żeby zrealizować czek, ale jeden z urzędników bankowych chciał z nim porozmawiać o czymś, co musiało być pomyłką a dla Chase’a nie miało najmniejszego sensu.Przyjechała winda.Chase wysiadł na czwartym piętrze i podszedł do dyżurki pielęgniarek.— Nie spieszyłeś się, kochanie — stwierdziła Ellie Bindloss, niska, korpulentna kobieta, z którą Chase chodził do liceum.— Wiesz co, nie mamy tu odpowiedniego wyposażenia, by zajmować się półtonowymi gorylami.— Przepraszam — powiedział.— Gdzie on jest?Wskazała w głąb korytarza.— Nie można go przeoczyć — odparła.— Usłyszysz go zanim zobaczysz.Gdy Chase podchodził do otwartych drzwi na końcu korytarza, usłyszał krzyk Tall Mana:— Przepraszam?! Co znaczy przepraszam? Dziabnąłeś mnie i zrobiłeś to celowo.Potem usłyszał głos Maxa, mówiącego ze śmiechem:— Spoko, wodzu.Posuń swojego.Chase zatrzymał się przed drzwiami, nie wiedząc czego się spodziewać.W końcu wszedł do sali.— Cześć — rzekł.— Nie mów do mnie „cześć” — odpowiedział Tall Man.— Ten twój złośliwy dzieciak dał mi w tyłek cztery razy z rzędu.Powinniśmy nakarmić nim ryby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl