[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I natychmiast zawróciła.Szmendryk wyłonił się z mgły, pochylony, jakby szedł pod wiatr.Trzymał się za głowę, a kiedy opuścił rękę, po skroni spłynęła mu strużka krwi.– Drobiazg – powiedział widząc, że krew kapie na dłonie Molly Grue.– Nic takiego, zwykłe draśnięcie.Nie zdążyłem się przedostać, nim doszło do tej szamotaniny.– Ukłonił się Księciu Lirowi, trochę roztrzęsiony.– Tak też myślałem, że to ty, kiedy ktoś mnie minął po ciemku.Jakim cudem tak łatwo przeszedłeś przez zegar? Czaszka twierdziła, że nie znasz drogi.– Jakiej znowu drogi? – zdziwił się książę.– Co niby miałem znać? Widziałem, dokąd poszła, więc ruszyłem za nią.Raptowny śmiech Szmendryka otarł się do żywego o szorstkie ściany, które z wolna płynęły ku nim, w miarę jak wzrok oswajał się z tą nową ciemnością.– No tak, oczywiście – powiedział czarodziej.– Pewne rzeczy same znają swój czas.– Znowu wybuchnął śmiechem, kręcąc głową, która natychmiast zaczęła krwawić.Molly urwała strzęp sukienki.– Biedni staruszkowie – ciągnął Szmendryk.– Nie chcieli mi zrobić krzywdy, a ja też byłbym ich oszczędził, gdybym mógł.Robiliśmy uniki i w kółko się przepraszaliśmy.Nędzor się darł, a ja co chwila zderzałem się z zegarem.Wiedziałem, że to tylko iluzja, ale obijałem się o nią jak o prawdziwy zegar i już zaczynałem się niepokoić.A potem Nędzor podszedł z mieczem i mnie zranił.– Zamknął oczy, bo Molly właśnie bandażowała mu głowę.– Ach, ten Nędzor – powiedział.– Zaczynałem go lubić.Do tej pory go lubię.Miał taką przerażoną minę.Słabe, dalekie głosy króla i jego ludzi zdawały się narastać.– Nie rozumiem – rzekł Książę Lir.– Czego mój ojciec się bał? Co on.Lecz w tejże chwili zza zegara dobiegł nieartykułowany wrzask triumfu i szczęk miażdżonej materii.Migotliwa mgiełka natychmiast znikła i całą czwórkę przytłoczyła czarna cisza.– Nędzor zniszczył zegar – stwierdził Szmendryk.– Nie mamy odwrotu.Wyjść możemy tylko drogą Byka.Z wolna jął się zrywać ospały, gęsty wiatr.Rozdział trzynastyPrzejście było na tyle szerokie, że wszyscy czworo mogliby iść ramię w ramię, ale ruszyli gęsiego.Pierwsza kroczyła Łady Amaltea, na własne życzenie.Książę Lir, Szmendryk i Molly Grue podążali za nią, kierując się jedynie blaskiem jej włosów, lecz ona sama nie miała przed sobą światła.Stąpała jednak tak swobodnie, jakby nie pierwszy raz szła tą drogą.Nie wiedzieli, gdzie są.Zimny wiatr wydawał się prawdziwy, podobnie jak ciągnący wraz z nim zimny odór, a ciemność stawiała znacznie większy opór niż zegar.Nawet ścieżka, którą szli, musiała być dość namacalna, skoro raniła im stopy, a miejscami tarasowały ją prawdziwe kamienie i zwały ziemi wykruszone ze ścian pieczary.Biegła jednak nieprawdopodobnie zawiłym, sennym torem: stroma, zygzakowata, raz po raz zakreślała pętle; prawie pionowo spadała w dół, aby za chwilę lekko się wznieść; wiodła coraz dalej od zamku, z wolna się zniżając, a potem zataczała koło i może nawet prowadziła ich z powrotem pod wielką salę, w której nad obalonym zegarem i strzaskaną czaszką Król Nędzor wciąż jeszcze dawał upust furii.„To też na pewno robota wiedźmy”, stwierdził w duchu Szmendryk, „a wszystkie jej dzieła są koniec końców jedną wielką nieprawdą”.Lecz po namyśle dodał: „Ale teraz musi już nastąpić koniec końców, bo inaczej wszystko stanie się aż nadto prawdziwe”.Potykając się na wybojach streścił Księciu Lirowi dotychczasowe przygody, poczynając od własnych dziwnych dziejów i jeszcze dziwniejszego losu, który zgotował mu Nikos, poprzez upadek Ponurego Miasteczka i wspólną z jednorożcem ucieczkę, spotkanie z Molly Grue, podróż do Bramjędza, aż po opowieść Drinna o podwójnej klątwie ciążącej na miasteczku i na zamkowej wieży.Tu przerwał, bo dalej zaczynała się noc Czerwonego Byka, zakończona – na dobre czy na złe – czarami i sceną, w której naga dziewczyna szamotała się we własnym ciele jak krowa w lotnych piaskach.Miał nadzieję, że księcia bardziej zaciekawi własny heroiczny rodowód niż pochodzenie Lady Amaltei.Książę Lir słuchał z podejrzliwym zdumieniem, a jest to dość karkołomny stan ducha.– Od dawna wiem, że król nie jest moim ojcem – powiedział.– Lecz mimo to ze wszystkich sił starałem się być mu synem.Wrogiem jest mi każdy, kto spiskuje przeciw niemu, i nie wystarczą brednie byle starej jędzy, żebym zechciał działać na jego zgubę.Co do tej drugiej sprawy, to moim zdaniem jednorożców dawno nie ma, a Król Nędzor to już na pewno nigdy żadnego nie widział.Bo czy ktoś, kto choć raz spojrzał na jednorożca – a co dopiero na tysiące jednorożców nadciągających z każdym przypływem – mógłby być taki smutny? Nawet ja, gdybym zoczył ją jeden jedyny raz.– tu urwał, nieco zmieszany, bo i on poczuł, że o kilka słów dalej czyha smutek, przed którym nie będzie już ucieczki.Szyja i ramiona Molly słuchały z najwyższą uwagą, ale Lady Amaltea niczym nie zdradzała, że słyszy, co mówią mężczyźni.– W życiu króla jest jednak ukryte źródło radości – nalegał Szmendryk.– Naprawdę nigdy nie zauważyłeś choćby jej śladu? Nie widziałeś, jak przemyka w jego oczach? Bo ja owszem.Zastanów się, książę.Młodzieniec milczał.Zapuszczali się coraz głębiej w plugawy mrok, nie zawsze wiedząc, czy idą pod górę, czy w dół; chwilami nie zauważali, że korytarz zawraca, i spostrzegali to dopiero wtedy, gdy zamiast czuć ramionami sękatą bliskość głazów zaczynali nagłe drzeć twarzami o ponury mur.Czerwony Byk nie dawał o sobie znać najlżejszym szmerem, najcieńszą smużką niegodziwego światła, lecz gdy Szmendryk dotknął własnej zwilgotniałej twarzy, został mu na palcach odór bestii.– Po powrocie z wieży miewa czasem w twarzy coś dziwnego – powiedział Książę Lir.– Nie tyle jasność, ile jakąś taką przejrzystość.Pamiętam z dzieciństwa, że nigdy tak nie wyglądał, kiedy patrzył na mnie czy na cokolwiek.A raz śniło mi się – dodał powłócząc nogami, bo tymczasem wyraźnie zwolnił kroku – właściwie wiele razy, bo wciąż powracał ten sen, że w środku nocy stoję przy oknie sypialni i widzę, jak Byk, widzę, jak Czerwony Byk.– Znowu urwał.– Widzisz, jak Czerwony Byk zapędza jednorożce do morza – dokończył za niego Szmendryk.– To nie był sen.Nędzor uwięził je wszystkie, żeby dla jego przyjemności wędrowały tam i z powrotem z przypływem i odpływem.wszystkie prócz jednego.– Czarodziej zrobił głęboki wdech, nim dodał:– Tym jednym jest Lady Amaltea.– Tak – odparł Książę Lir.– Tak, wiem.Szmendryk wytrzeszczył na niego oczy.– Jak to „wiesz”? – spytał gniewnie.– Skąd możesz wiedzieć, że Lady Amaltea jest jednorożcem? Przecież ci nie powiedziała, bo sama już nie pamięta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]