[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.że przy two­rze­niu ich kie­ro­wa­ła po­etą chęć wy­po­wie­dze­nia przede wszyst­kim cze­goś o so­bie i z sie­bie.Me­le­ager jest tra­ge­dią osa­mot­nio­nej, od­cię­tej od gro­ma­dy jed­nost­ki.Al­tea pa­li głow­nię, gdy syn w unie­sie­niu swe­go ży­cia, swo­jej mi­ło­ści pod­no­si rę­kę na jej bra­ta.Sta­re gro­madz­kie ży­cie, z któ­re­go wy­szła, z któ­re­go wy­ro­sła jed­nost­ka, po­sia­da istot­nie w swej mo­cy jej los.To, co sta­no­wi ją we wła­snych jej oczach, każ­da płasz­czy­zna jej sa­mo­po­zna­nia, każ­da for­ma jej dzia­ła­nia, wszyst­ko to zwią­za­ne jest z ży­ciem gro­ma­dy, do niej na­le­ży.Ja sa­mo­dziel­ne jest w sta­nie sa­mo sie­bie wy­żyć i roz­wi­nąć tu je­dy­nie na tle zbio­ro­we­go ży­cia, z któ­re­go wy­ro­sło, w związ­ku z nim.Gdy Al­tea pa­li głow­nię, gdy zwią­zek ten zo­sta­je ze­rwa­ny, spo­łecz­ne zna­cze­nie jed­nost­ki w jej wła­snych oczach uni­ce­stwio­ne, czu­je ona, że to wła­sna jej, naj­głęb­sza isto­ta gi­nie rze­czy­wi­ście w tych pło­mie­niach, że du­sza jej sta­je się te­raz mar­twym przy­pad­kiem bez żad­ne­go związ­ku z ludź­mi i na­tu­rą.Raz na za­wsze uka­zu­je się tu po­ecie ta głę­bo­ka praw­da, że nie ma nic w na­szej in­dy­wi­du­al­no­ści ta­kie­go, co by nie by­ło jed­no­cze­śnie na­ro­do­wym, hi­sto­rycz­nym.Na­ród jest związ­kiem psy­chi­ki z by­tem: by­to­we zna­cze­nie jej jest w nim, z nie­go wy­ra­sta.Nie mo­że ona od­na­leźć ży­cia dla sie­bie po­za nim.Wszyst­ko, co wy­da­je się pier­wot­niej­szym od na­ro­du, jest fak­tycz­nie póź­niej­szym od nie­go.Wszyst­kie „by­to­we” ka­te­go­rie są mo­men­tem na­ro­do­we­go dzie­jo­we­go ży­cia — lub też prze­ciw­nie mo­men­ta­mi wy­na­ro­do­wie­nia, eta­pa­mi roz­kła­du na­ro­do­wej du­szy: ale ona jest naj­głęb­szą for­mą rze­czy­wi­sto­ści, z ja­ką po­zo­sta­je­my w bez­po­śred­nim sto­sun­ku.Ta­kim przy­pad­kiem, wy­sta­wio­nym na łup śmier­ci du­cho­wej, uka­zu­je się sam so­bie po spa­le­niu głow­ni Me­le­ager.Gdy zo­sta­je ze­rwa­ny zwią­zek po­mię­dzy nim a zbio­ro­wo­ścią, czu­je on, jak za­mie­ra­ją jed­na za dru­gą wszyst­kie wła­dze du­szy: po­przez zbio­ro­wość tę tyl­ko wzra­sta­ły one w cia­ło ist­nie­nia; gdy zbio­ro­wość ta gi­nie dla jed­nost­ki, gi­nie ona sa­ma we wła­snych swych oczach.Po­zna­je­my bo­wiem, wy­zna­je­my, czu­je­my sie­bie w for­mach spo­łecz­ne­go ist­nie­nia; jed­nost­ka ab­so­lut­nie bez­względ­nie bez­hi­sto­rycz­na nie by­ła­by w sta­nie świa­do­mie ist­nieć: nie da­je się ab­so­lut­nie po­my­śleć.Z ży­ciem wła­snym ja ludz­kie zwią­za­ne jest po­przez zbio­ro­wość, gdy to po­śred­nie ogni­wo gi­nie, ja nie jest w sta­nie znieść cię­ża­ru ga­tun­ko­we­go ist­nie­nia: wła­sne uta­jo­ne w nim ży­cie wy­da­je się si­łą śle­pą, de­mo­nicz­nie bez­ce­lo­wą i szy­der­ską.Zda­je się, że to, co­śmy po­wie­dzie­li, wy­star­czy, aby wy­ka­zać, jak bar­dzo współ­cze­snym jest ar­cha­icz­ny Me­le­ager.To, co wy­stę­pu­je w nim ja­ko od­da­le­nie od nas — „styl ar­cha­icz­ny” — nie jest by­naj­mniej kon­se­kwen­cją tyl­ko przez wir­tu­ozo­stwo wy­bra­nej for­my.U na­tur tak głę­bo­kich jak Wy­spiań­ski for­ma po­zo­sta­je za­wsze w związ­ku z naj­istot­niej­szym cha­rak­te­rem prze­żyć.Mó­wiąc ogól­nie, for­mę zy­sku­je stan du­szy, gdy na­bie­ra on w na­szych oczach war­to­ścio­we­go, tj.po­za­oso­bi­ste­go zna­cze­nia.For­ma Me­le­agra, je­go struk­tu­ra ar­ty­stycz­na mó­wi nam, czym sta­wa­ły się w mo­men­cie je­go two­rze­nia sta­ny du­szy Wy­spiań­skie­go, prze­kra­cza­jąc gra­ni­ce je­go oso­bi­ste­go ży­cia.For­ma w głę­bo­kim zna­cze­niu te­go wy­ra­zu — for­ma we­wnętrz­na, jak na­zy­wał ją Heb­bel624 — to za­wsze spo­sób, w ja­ki od­czu­wa­my ży­cie du­cho­we zbio­ro­wo­ści, to sto­su­nek, ja­ki ist­nie­je w na­szym głę­bo­kim, nie­ro­zu­mu­ją­cym prze­świad­cze­niu mię­dzy roz­gry­wa­ją­cym się w na­szych prze­ży­ciach lo­sem in­dy­wi­du­al­nym a du­szą zbio­ro­wą.Gdy two­rzył Wy­spiań­ski Me­le­agra — roz­gry­wa­ło się w je­go od­czu­ciu ży­cie je­go wła­sne pod mar­twym spoj­rze­niem, któ­re umie tyl­ko wi­dzieć, jak się czło­wiek w swej złu­dzie ży­cio­wej plą­cze i w niej gi­nie.Wszy­scy ci lu­dzie prze­ży­wa­ją tu sie­bie wza­jem­nie, nie wie­dząc o tym, nie wi­dząc: wła­sne bez­wied­ne ich dzie­ło pa­nu­je nad ni­mi jak Dia­na (ta nie­szczę­sna Dia­na, któ­ra mia­ła w oczach mło­do­cia­nych kry­ty­ków do­wo­dzić „hel­le­ni­zmu” Wy­spiań­skie­go), i śmierć tyl­ko, tyl­ko zwia­stu­ją­ce ją osa­mot­nie­nie i znu­że­nie, jest tu je­dy­nym wy­zwo­le­niem.Nie ma dla czło­wie­ka lo­su po­za gro­ma­dą, a gro­ma­da jest tyl­ko twór­czy­nią złu­dzeń, nie­pro­wa­dzą­cych ni­g­dzie po­za nią, zry­wa­ją­cych się u kra­wę­dzi gro­bu, w któ­ry wstę­pu­je każ­dy sam — nie­ro­zu­mie­ją­cy i nie­zro­zu­mia­ny.Psy­cho­lo­gicz­nie tu mo­że jest zwią­zek po­mię­dzy Le­gen­dą i Me­le­agrem.W Le­gen­dzie za­zie­ra po­przez te drzwi, któ­re roz­wie­ra śmierć, po­przez uczy­nio­ny przez nią wy­łom świat po­za­ludz­ki w ży­cie ludz­kiej gro­ma­dy: z nie­go, z te­go, co w tym po­za­ludz­kim świe­cie wy­roi, wy­śni Wan­da — czer­pie ona po­czu­cie mo­cy.Czło­wiek ży­je, wie­rząc, że sta­ny je­go du­szy, wy­tę­że­nia gro­madz­kie­go ży­wo­ta prze­ła­mu­ją za­po­rę, ja­ka od­gra­dza świat ludz­kiej du­szy od po­za­ludz­kie­go, wiecz­ne­go „nie-my” [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl