[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogła się mylić (tak samo zresztą jak Sachs) co do szczegółów, ale nie wpływało to na ostateczny obraz.Nawet jeśli Lillian trochę przesadziła, kiedy zwierzała się przyjaciółce, nawet jeśli istotnie lubiła wszystko ubarwiać i nie zawsze można było jej ufać, podstawowe fakty nie ulegały wątpliwości.Kiedy wpadły na siebie tamtego poranka w siedemdziesiątym szóstym roku, Lillian od trzech lat zarabiała na życie jako prostytutka.Pracowała samodzielnie, niezależna od nikogo, prowadząc swój mały, lecz świetnie prosperujący interes w mieszkaniu na Wschodniej Osiemdziesiątej Szóstej.To akurat było pewne.Niejasne było jedynie to, jak się wszystko zaczęło.Podobno jej dawny narzeczony Tom maczał w tym palce, ale nie wiadomo, czy naprawdę i do jakiego stopnia.W obu wersjach Lillian przedstawiała Toma jako człowieka silnie uzależnionego od narkotyków, szczególnie od heroiny, co spowodowało, że w końcu koledzy wyrzucili go z zespołu.W rozmowie z Marią twierdziła, że nadal była szaleńczo w Tomie zakochana i że sama wpadła na pomysł spania z innymi facetami, aby zdobyć pieniądze potrzebne Tomowi na zaspokojenie narkotycznego głodu.Szybko odkryła, że to łatwy i bezbolesny sposób zarabiania forsy, a poza tym wierzyła, że dopóki płaci regularnie handlarzowi zaopatrującemu Toma, Tom jej nie opuści.Była gotowa na wszystko, była gotowa stoczyć się na samo dno, żeby tylko zatrzymać Toma przy sobie.Jedenaście lat później Sachs usłyszał całkiem inną wersję.To Tom zmusił Lillian do uprawiania prostytucji, a ona nie miała wyjścia - bała się go, ponieważ groził, że ją zabije, jeśli będzie mu się sprzeciwiać.Według tej drugiej wersji.Tom zabawiał się w alfonsa i umawiał Lillian z klientami, żeby zdobyć pieniądze na narkotyki.Teraz to już chyba nie ma znaczenia, która wersja odpowiadała prawdzie.Obie były równie obrzydliwe i obie kończyły się identycznie: zniknięciem Toma.Według wersji, którą poznała Maria, po siedmiu miesiącach Tom odszedł do innej kobiety; według wersji, którą usłyszał Sachs, Tom zmarł na skutek przedawkowania.Tak czy inaczej Lillian znów została sama.I nadal sypiała z mężczyznami za pieniądze, żeby mieć za co opłacać rachunki.Najbardziej zdumiał Marię normalny, rzeczowy ton, jakim Lillian opowiadała o sobie - bez cienia wstydu czy zakłopotania.Ot, praca jak każda inna, a jak się dobrze zastanowić, kto wie, czy nie lepsza od podawania drinków w barze albo roznoszenia posiłków.W końcu faceci w barze też się ślinią na widok baby, nic się na to nie poradzi.Więc zamiast z nimi walczyć, czy nie mądrzej zainkasować trochę forsy, a przy okazji samej się zabawić? Bądź co bądź od ruchania jeszcze nikt nie umarł.Nie, w głosie Lillian Maria nie wyczuwała wstydu, raczej dumę i zadowolenie.Bo przecież świetnie sobie w życiu radziła.Klientów przyjmowała tylko trzy dni w tygodniu, miała pokaźne konto w banku, mieszkała w ładnym mieszkaniu w porządnej dzielnicy Nowego Jorku.A w dodatku dwa lata temu ponownie zapisała się do szkoły aktorskiej.Czuła, że ostatnio zrobiła znaczne postępy, więc od kilku tygodni chodzi na przesłuchania, na ogół do małych teatrzyków w centrum miasta.Wkrótce, jak powiedziała Marii, na pewno coś z tego wypali.Kiedy zaoszczędzi kolejne dziesięć czy piętnaście tysięcy dolarów, wycofa się z interesu i całą energię poświęci na granie.W końcu ma zaledwie dwadzieścia cztery lata, wszystko jest jeszcze przed nią.Tego dnia, kiedy przypadkiem spotkały się w holu budynku, Maria miała przy sobie aparat fotograficzny, toteż do wieczora napstrykała przyjaciółce mnóstwo zdjęć.Trzy lata później, gdy opowiadała mi o spotkaniu, rozłożyła wszystkie na stole.Było ich trzydzieści, może czterdzieści: czarno-białe, wykonane pod różnym kątem, z bliska i z daleka, przedstawiały Lillian Stern w różnych pozach.Te fotografie stanowiły mój pierwszy i właściwie jedyny kontakt z Lillian (później zamieniłem z nią parę słów przez telefon).Od tamtej pory minęło dziesięć lat, ale do dziś pamiętam, z jaką uwagą oglądałem jej zdjęcia.Musiały wywrzeć na mnie duże - i trwałe - wrażenie.- Jest piękna, prawda? - spytała Maria.- Tak - odparłem.- Niewiarygodnie piękna.- Akurat wychodziła po zakupy, kiedy na siebie wpadłyśmy.Widzisz, jak jest ubrana? Bawełniana koszulka, dżinsy, tenisówki.Nic szczególnego.Ot, stare ciuchy, w sam raz na wyjście do pobliskiego sklepiku.Twarz nie umalowana.Biżuterii brak.A mimo to jest piękna.Jej uroda aż zapiera dech.- To sprawa śniadej cery - powiedziałem, szukając jakiegoś wytłumaczenia.- Dziewczynom o śniadej cerze wystarcza niewielki makijaż.No i spójrz na jej oczy.Duże, okrągłe, i jeszcze te zabójcze rzęsy.Poza tym ma wspaniałe kości policzkowe.Kształt twarzy jest ogromnie ważny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]