[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na o³tarzu,pamiêtam, le¿a³y czaszki i gnaty, pali³ siê zielony ogieñ.Œmierdzia³o jaknieszczêœcie.Ale do rzeczy.Ch³opcy obezw³adnili kap³ankê i odarli zprzyodziewy, po czym powiedzieli, ¿e muszê zmê¿nieæ.No i zmê¿nia³em, durnysmark.W trakcie mê¿nienia kap³anka naplu³a mi w gêbê i coœ wywrzeszcza³a.- Co?- ¯e jestem potwór w ludzkiej skórze, ¿e bêdê potworem w potwornej, coœ omi³oœci, o krwi, nie pamiêtam.Sztylecik, taki ma³y, mia³a chyba ukryty wew³osach.Zabi³a siê, a wtedy.Wialiœmy stamt¹d, Geralt, mówiê ci, ma³o niezajeŸdziliœmy koni.To by³a niedobra œwi¹tynia.- Mów dalej.- Dalej by³o tak, jak powiedzia³a kap³anka.Za parê dni budzê siê rano, as³u¿ba, co mnie który zobaczy, we wrzask i w nogi.Ja do lustra.Widzisz,Geralt, spanikowa³em, dosta³em jakiegoœ ataku, pamiêtam to jak przez mg³ê.Mówi¹c krótko, pad³y trupy.Kilka.U¿ywa³em, co mi wpad³o w rêce, a naglezrobi³em siê bardzo silny.A dom pomaga³ jak móg³: trzaska³y drzwi, lata³y wpowietrzu sprzêty, bucha³ ogieñ.Kto zd¹¿y³, uciek³ w pop³ochu, ciotunia,kuzynka, ch³opcy z dru¿yny, co ja mówiê, uciek³y nawet psy, wyj¹c i kul¹cogony.Uciek³a moja kotka ¯ar³oczka.Ze strachu szlag trafi³ nawet papugêciotuni.Wnet zosta³em sam, rycz¹c, wyj¹c, szalej¹c, t³uk¹c co popad³o, g³Ã³wniezwierciad³a.Nivellen przerwa³, westchn¹³, poci¹gn¹³ nosem.- Kiedy atak min¹³ - podj¹³ po chwili - by³o ju¿ za póŸno na cokolwiek.By³emsam.Nikomu ju¿ nie mog³em wyjaœniæ, ¿e zmieni³ mi siê tylko i wy³¹czniewygl¹d, ¿e choæ w strasznej postaci, jestem tylko g³upim wyrostkiem,szlochaj¹cym w pustym zamku nad cia³ami s³u¿¹cych.Potem przyszed³ potwornystrach: wróc¹ i zat³uk¹, zanim zd¹¿ê wyt³umaczyæ.Ale nikt nie wróci³.Potwór zamilk³ na chwilê, otar³ nos rêkawem.- Nie chcê wracaæ do tamtych pierwszych miesiêcy, Geralt, jeszcze dziœ mnietrzêsie, gdy wspominam.Przejdê do rzeczy.D³ugo, bardzo d³ugo siedzia³em wzamku jak mysz pod miot³¹, nie wystawiaj¹c nosa na zewn¹trz.Jeœli siê ktoœpojawi³, rzadko to siê zdarza³o, nie wychodzi³em, ot, kaza³em domowi trzasn¹æze dwa razy okiennic¹ albo rykn¹³em sobie przez gargulec od rynny, i to zwyklewystarcza³o, by goœæ wzbi³ za sob¹ potê¿n¹ chmurê kurzu.Tak by³o a¿ do dnia, wktórym, bladym œwitem, wygl¹dam przez okno i co widzê? Jakiœ grubas œcina ró¿ez krzewu ciotuni.A trzeba ci wiedzieæ, ¿e to nie byle co, ale niebieskie ró¿ez Nazairu, sadzonki przywióz³ jeszcze dziadunio.Z³oœæ mnie porwa³a,wyskoczy³em na dwór.Gruby, gdy odzyska³ g³os, który utraci³ by³ na mój widok,wykwicza³, ¿e chcia³ jeno kilka kwiatów dla córeczki, ¿ebym go oszczêdzi³,¿yciem darowa³ i zdrowiem.Ju¿em siê sposobi³, by wykopaæ go za g³Ã³wn¹ bramê,kiedy coœ mnie oœwieci³o, przypomnia³em sobie bajki, które opowiada³a miniegdyœ Lenka, moja niania, stara prukwa.Zaraza, pomyœla³em, podobno ³adnedziewuszki zamieniaj¹ ¿aby w królewiczów, czy te¿ odwrotnie, wiêc mo¿e.Mo¿ejest w tym gadaniu ziarno prawdy, jakaœ szansa.Podskoczy³em na dwa s¹¿nie,zarycza³em tak, ze dzikie wino oberwa³o siê z muru i wrzasn¹³em: "Córka albo¿ycie!", nic lepszego nie przysz³o mi do g³owy.Kupiec, bo to by³ kupiec,uderzy³ w p³acz, po czym wyzna³ mi, ¿e córeczka ma osiem lat.Co, œmiejeszsiê?- Nie.- Bo ja nie wiedzia³em, œmiaæ siê czy p³akaæ nad swoim zasranym losem.¯al misiê zrobi³o kupczyny, patrzeæ me mog³em, jak siê trzêsie, zaprosi³em do œrodka,ugoœci³em, na odjezdnym nasypa³em z³ota i kamyków do worka.Trzeba ci wiedzieæ,ze w podziemiu zosta³o sporo dobra, jeszcze z tatuniowych czasów, nie bardzowiedzia³em, co z tym pocz¹æ, mog³em sobie pozwoliæ na gest.Kupiec promienia³,dziêkowa³, a¿ siê ca³y oplu³.Musia³ siê gdzieœ pochwaliæ swoj¹ przygod¹, bonie minê³y dwa miesi¹ce, a przyby³ tu drugi kupiec.Mia³ ze sob¹ przygotowanyspory worek.I córkê.Te¿ spor¹.Nivellen wyci¹gn¹³ nogi pod sto³em, przeci¹gn¹³ siê, a¿ fotel zatrzeszcza³.- Dogada³em siê z kupcem raz dwa - ci¹gn¹³.- Ustaliliœmy, ¿e zostawi mi j¹ narok.Musia³em mu pomóc za³adowaæ wór na mu³a, sam by nie udŸwign¹³.- A dziewczyna?- Przez jakiœ czas dostawa³a konwulsji na mój widok, by³a przekonana, ¿e j¹jednak zjem.Ale po miesi¹cu jadaliœmy ju¿ przy jednym stole, gawêdziliœmy ichodziliœmy na d³ugie spacery.Ale chocia¿ by³a mi³a i nad podziw rozgarniêta,jêzyk mi siê pl¹ta³, kiedy z ni¹ rozmawia³em.Widzisz, Geralt, zawsze by³emnieœmia³y wobec dziewcz¹t, zawsze wystawia³em siê na poœmiewisko, nawet wobecdziewuch z obory, tych z gnojem na ³ydkach, które - ch³opcy z dru¿yny obracalijak chcieli, na wszystkie strony.Nawet te siê ze mnie nabija³y.Co dopiero,myœla³em, z tak¹ mord¹.Nie przemog³em siê nawet, by jej cokolwiek napomkn¹æ oprzyczynie, dla której tak drogo zap³aci³em za rok jej ¿ycia.Rok ci¹gn¹³ siêjak smród za pospolitym ruszeniem, a¿ wreszcie kupiec zjawi³ siê i zabra³ j¹.Ja zaœ, zrezygnowany, zamkn¹³em siê w domu i przez kilka miesiêcy niereagowa³em na ¿adnych goœci z córkami, jacy siê tu pojawiali.Ale po rokuspêdzonym w towarzystwie zrozumia³em, jak ciê¿ko jest, kiedy nie ma do kogootworzyæ gêby.- Potwór wyda³ z siebie odg³os, który mia³ byæ westchnieniem, azabrzmia³ jak czkawka.- Nastêpna - powiedzia³ po chwili - nazywa³a siê Fenne.By³a ma³a, bystra iæwierkotliwa, istny mysikrólik.Wcale siê mnie nie ba³a.Któregoœ dnia, by³aakuratnie rocznica moich postrzy¿yn, opiliœmy siê oboje miodu i.hê, hê.Zaraz po itym wyskoczy³em z ³oza i do lustra.Przyznam, by³em zawiedziony izgnêbiony.Morda zosta³a, jak by³a, mo¿e z odrobinê g³upszym wyrazem.A mówi¹,¿e w bajkach jest m¹droœæ ludu! Gówno warta taka m¹droœæ, Geralt.No, ale Fennerych³o postara³a siê, ¿ebym zapomnia³ o zmartwieniach.To by³a weso³adziewczyna, mówiê ci.Wiesz, co wymyœli³a? Straszyliœmy we dwójkê niepo¿¹danychgoœci.WyobraŸ sobie: wchodzi taki na podwórko, rozgl¹da siê, a¿ tu z rykiemwypadam na niego ja, na czworakach, a Fenne, ca³kiem go³a, siedzi mi nagrzbiecie i tr¹bi na myœliwskim rogu dziadunia!Nivellen zatrz¹s³ siê od œmiechu, b³yskaj¹c biel¹ k³Ã³w.- Fenne - kontynuowa³ - by³a u mnie pe³ny rok, potem wróci³a do rodziny, zwielkim posagiem.Sposobi³a siê wyjœæ za m¹¿ za pewnego w³aœciciela szynku,wdowca.- Opowiadaj dalej, Nivellen.To zajmuj¹ce.- Powiadasz? - rzek³ potwór, drapi¹c siê z chrzêstem pomiêdzy uszami.- No,dobrze.Nastêpna, Primula, by³a córk¹ zubo¿a³ego rycerza.Rycerz, gdy tuprzyby³, mia³ wychud³ego konia, zardzewia³y kirys i nieprawdopodobne d³ugi.Paskudny by³, mówiê ci, Geralt, jak kupa obornika, i rozsiewa³ dooko³a podobn¹woñ.Primula, rêkê bym sobie da³ uci¹æ, musia³a byæ poczêta, gdy on by³ nawojnie, bo by³a ca³kiem ³adniutka.I w niej nie wzbudza³em strachu, nie dziwotazreszt¹, bo w porównaniu z jej rodzicem mog³em siê wydawaæ wcale nadobny.Mia³a, jak siê okaza³o, nielichy temperament, a i ja, nabrawszy wiary w siebie,nie zasypia³em gruszek w popiele.Ju¿ po dwóch tygodniach by³em z Primula wbardzo bliskich stosunkach, podczas których lubi³a targaæ mnie za uszy iwykrzykiwaæ: "ZagryŸ mnie, zwierzu!", "Rozszarp mnie, bestio!" i temu podobneidiotyzmy.Ja w przerwach biega³em do lustra, ale wystaw sobie, Geralt,spogl¹da³em w nie z rosn¹cym niepokojem.Coraz mniej têskni³em do powrotu dotamtej, mniej wydolnej postaci.Widzisz, Geralt, przedtem by³em rozlaz³y,zrobi³em siê ch³op na schwa³.Przedtem ciêgiem chorowa³em, kas³a³em i lecia³omi z nosa, teraz nic siê mnie nie ima³o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]