[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedział, że dwunogi obawiają się nocy w lesie, i to całkiem słusznie, ale Scott musiał tam pójść, a jego zadaniem było go do tego przekonać.– Bleek? – spytał z nadzieją, wysyłając jednocześnie silny sygnał świadczący o tym, że uważa rzecz za konieczną.Cichy Cień przyłączył się do tego wezwania i złapał Scotta za rękę.Scott skrzywił się, najwyraźniej niezbyt uszczęśliwiony pomysłem.– Chcecie, żebym tam z wami poszedł? – spytał.– Teraz, po ciemku?!W blasku jego umysłu pojawił się znajomy rozbłysk uporu.Obaj wiedzieli, że nocą w lesie jest niebezpiecznie, i Scott nie miał zamiaru ryzykować zbliżania się do skraju polany.– Bleek! – oznajmił Cichy Cień i wybiegł przez wybite okno, rozpaczając głośno.Potem wrócił, złapał Scotta za rękę i pociągnął go w stronę czekającej Śpiewającej Jasno.– Bleek! Bleek! Bleek!Jego reakcja zaskoczyła Scotta, co było widać po rozszerzonych nagle źrenicach.– Co was obu opętało? – spytał zdziwiony.Uderzający Szybko nadal uczył się, jakie dźwięki odpowiadają jakim znaczeniom, toteż bardziej domyślił się sensu wypowiedzi Scotta dzięki towarzyszącym jej emocjom.Proste słowa lub często używane zwroty nie stanowiły dlań problemu, natomiast skomplikowane wypowiedzi, a zwłaszcza abstrakcyjne pomysły były trudne.Wiedział, że śpiewająca wspomnienia czeka niecierpliwie i w napięciu, bo jeśli jej, przy wsparciu całego klanu, nie uda się dotrzeć do umysłu Scotta, nikt tego nie dokona.Ale póki co trzeba go było do niej przyprowadzić.– Bleek! – oznajmił kategorycznie, ciągnąc jedną chwytną łapą Scotta za drugą rękę, a drugą wskazując to samo miejsce co Cichy Cień.Wystarczyłoby, żeby zdołali go wyciągnąć na zewnątrz i podprowadzić na tyle blisko lasu, by się zorientował, że czeka tam na niego cały klan, by ciekawość dokonała reszty.Tym bardziej że Scott wiedział, że żaden zabójczy kieł nie zaryzykuje zbliżenia się do całego, gotowego do akcji klanu.A sprawa była poważna, bo cały czas czuł ból Cichego Cienia – coś, czego nikt nie mógł ignorować.Rozumiał też, że Cichy Cień mimo olbrzymiej odległości wyczuł, że jego dwunóg Erhardt wiedział, umierając, kto go zabił i dlaczego.Ten sam dwunóg na dodatek próbował zabić Cichego Cienia, atakując go w najgorszym momencie, gdy był ogłuszony żalem po śmierci Erhardta.Sytuację pogarszał fakt, że jego własny klan po wcześniejszych nie zrozumiałych działaniach tego dwunoga, które zniszczyły jego teren łowiecki, nie mógł mu pomóc, gdyż musiał opuścić swą siedzibę razem z młodymi i dobytkiem, jeśli chciał przeżyć.Klan ewakuował się w jednym kierunku, a Cichy Cień uciekł w innym – tam, gdzie zmarł jego dwunóg.Mając do czynienia z dwunogiem mordercą, Klan Jasne go Serca nie mógł zwlekać i ryzykować, że stanie się jego następnym celem.Ofiarą padły już trzy dwunogi, większość terenu łowieckiego i sporo żyjących na nim zwierząt, a same drzewa musiały zacząć wydzielać truciznę, by odciąć się od rozprzestrzeniającej się, zabijającej je zarazy.Siedziba klanu leżała za blisko ośrodka dwunogów, by można było mieć nadzieję na przetrwanie.Morderca zbyt łatwo mógł je znaleźć i zaatakować młode czy śpiewające wspomnienia pomimo ochrony myśliwych.Miał broń, i to groźną.Lud od czasu do czasu był zmuszony polować i zabijać osobniki o chorych umysłach, które zaczęły przejawiać mordercze skłonności.Klan Jasnej Wody musiał tak na przykład postąpić z myśliwym z Klanu Wysokiej Skały, gdy ten zaatakował ich zwiadowcę, a potem próbował porwać kilkoro młodych.Klan Jasnego Serca mógł oczywiście bez trudu zabić dwunoga mordercę, ale byłoby to zbyt ryzykowne.Dwunogi były zbyt potężne i za słabo poznane, i gdyby nie znając prawdy, uznały, że niewinny niczego dwunóg został zaatakowany i zabity przez klan, mogłoby to mieć opłakane skutki dla całego Ludu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]