[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za mo³ojcami szli dzicy doñscy Kozacy; dalej Czerkasi walcz¹cy z bliska no¿ami,tu¿ Tuhaj-bej wiód³ wyborowych nohajców; za nimi Subagazi bia³ogrodzkichTatarów, tu¿ Kurd³uk œniadych astrachañców zbrojnych w olbrzymie ³uki istrza³y, z których ka¿da nieledwie za dziryt ujœæ mog³a.Szli jedni za drugimitak gêsto, ¿e gor¹cy oddech z ty³u id¹cych oblewa³ karki przodowym.Ilu ich pad³o, nim doszli na koniec do owej fosy cia³ami jeñców zasypanej, któ¿opowie, któ¿ wyœpiewa! Lecz doszli i przeszli, i poczêli siê drzeæ na wa³y.Wówczas rzek³byœ, ¿e ta noc gwiaŸdzista - to noc s¹du ostatecznego.Dzia³a, niemog¹c t³uc bli¿szych, rycza³y ogniem nieustannym na dalsze szeregi.Granaty,kreœl¹c ³uki ogniste po niebie, lecia³y z chichotem piekielnym, czyni¹c wciemnoœci dzieñ jasny.Piechota niemiecka i polska ³anowa, a obok niejspieszeni dragoni ksi¹¿êcy leli prawie wprost w twarze i piersi mo³ojcówp³omieñ i o³Ã³w.Pierwsze ich szeregi chcia³y siê cofaæ i pchane z ty³u, nie mog³y.Wiêc marlina miejscu.Krew bluzga³a pod stopami nastêpuj¹cych.Wa³y sta³y siê œliskie,obsuwa³y siê po nich nogi, rêce, piersi.Oni darli siê na nie, spadali i znówsiê darli, przykryci dymem, czarni od sadzy, k³uci, r¹bani, strzelani, gardz¹cranami i œmierci¹.Miejscami walczono ju¿ na bia³¹ broñ.Widzia³eœ ludzi jakbynieprzytomnych z wœciek³oœci, z wyszczerzonymi zêbami, z twarz¹ zalan¹ krwi¹.¯ywi walczyli na drgaj¹cej masie pobitych i konaj¹cych.Nie by³o ju¿ s³ychaækomendy, jeno krzyk ogólny, straszny, w którym ginê³o wszystko: i grzechotstrzelb, i charczenie rannych, i jêki, i syk granatów.I trwa³a ta walka olbrzymia a bezpardonowa przez ca³e godziny.Naokó³ wa³uurós³ drugi wa³ trupów - i tamowa³ przystêp szturmuj¹cym.Siczowych wyciêtoniemal do nogi, pu³k perejas³awski le¿a³ pokotem naokó³ wa³u; karwowski,brac³awski i humañski by³y zdziesi¹tkowane - ale inne pcha³y siê jeszcze,popychane z ty³u przez gwardie hetmañskie, rumelskich Turków i urumbejskichTatarów.Jednak¿e zamieszanie powstawa³o ju¿ w szeregach napastniczych, gdytymczasem naoko³o ³anowe piechoty polskie, Niemcy i dragonia nie ust¹pili dot¹dani piêdzi.Zziajani, krwi¹ ociekli, porwani sza³em bojowym, spotnieli,wpó³ob³¹kani od zapachu krwi, rwali siê jedni przez drugich ku nieprzyjacielowitak w³aœnie, jak rozwœcieczeni wilcy dr¹ siê ku stadu owiec.W tej chwiliChmielnicki natar³ powtórnie z niedobitkami pierwszych pu³ków i z ca³¹nietkniêt¹ jeszcze potêg¹ bia³ocerkwian, Tatarów, Turków i Czerkasów.Dzia³a z okopów przesta³y grzmieæ, granaty œwieciæ, tylko broñ rêczna zgrzyta³aprzez ca³¹ d³ugoœæ zachodniego wa³u.Zgie³k wszcz¹³ siê na nowo.Na koniec istrzelba umilk³a.Ciemnoœci pokry³y walcz¹cych.I ju¿ ¿adne oko nie mog³o widzieæ, co siê tam dzieje - jeno przewraca³o siê coœw pomroce jakby olbrzymie cielsko potworu rzucane konwulsjami.Nawet z krzykównie mo¿na by³o ju¿ poznaæ, czy brzmi w nich tryumf, czy rozpacz.Chwilami i onemilk³y, a wtedy s³ychaæ by³o tylko jakby olbrzymi jeden jêk rozlegaj¹cy siê zewszech stron, spod ziemi, na ziemi, w powietrzu, wy¿ej i wy¿ej, jak gdyby idusze odlatywa³y jêcz¹c z tego pobojowiska.Ale by³y to krótkie przerwy: po takiej chwili wrzaski i wycia odzywa³y siê zwiêksz¹ jeszcze si³¹, coraz chrapliwsze, coraz bardziej niecz³owiecze.Wtem znów zagrzmia³ ogieñ rêcznej strzelby: to oberszter Machnicki z reszt¹piechoty przychodzi³ w pomoc utrudzonym regimentom.Tr¹bki na odwrót poczê³ygraæ w tylnych szeregach mo³ojców.Nasta³a przerwa, pu³ki kozackie oddali³y siê od okopu na stajê i stanê³y podos³on¹ w³asnych dzia³- ale nie minê³o i pó³ godziny, gdy Chmielnicki znowuzerwa³ siê i po raz trzeci gna³ ich do szturmu.Ale wówczas na okopie ukaza³ siê na koniu sam ksi¹¿ê Jeremi.£atwo go by³opoznaæ, bo proporzec i buñczuk hetmañski wia³y mu nad g³ow¹ - a zaœ przed nim iza nim niesiono kilkadziesi¹t pal¹cych siê krwawo pochodni [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl