[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem nie miaem adnychwtpliwoci.TO BY PRZEWODNIK.Zaczem woa, krzycze, wrzeszcze i zawodziz radoci, kiedy saba migoczca powiata bdca, jak wiedziaem, wiatemlatarki, ukazaa moim oczom wilgotne ciany i ukowato sklepiony sufit jaskini.Pobiegem w kierunku wiata, i zanim zdoaem si zorientowa co robi, pademmemu przewodnikowi do nóg, obejmujc jego buty.Na przemian, dzikujc zaocalenie bekotaem jak oszalay, bez adu i skadu, próbujc opowiedzie musw przeyt histori.W kocu doszedem do siebie.Przewodnik, jak si okazao, zauway mojnieobecno, gdy grupa dotara do wylotu jaskini, i kierowany intuicyjnymzmysem kierunku pody przez labirynt korytarzy do miejsca, w którymrozmawialimy po raz ostatni, a w kocu, po czterech godzinach zdoa mnieodnale.Zanim skoczy mi o tym opowiada, ja, któremu wiato latarki iobecno drugiej osoby wyranie dodaa odwagi, napomknem o dziwnymzwierzciu, które zraniem i które znajdowao si w pewnej odlegoci od nas, wspowitym w ciemnociach korytarzu, sugerujc jednoczenie abymy tam poszli i wwietle latarki wspólnie mu si przyjrzeli.Byem niezmiernie ciekaw jakiegogatunku stworzenie pado moj ofiar.Zawrócilimy wspólnie ku miejscu mejprzeraajcej przygody, tym razem jednak obecno przewodnika dodawaa miotuchy.Niebawem dostrzeglimy biay obiekt lecy na kamiennym podou, bielszy nawetod poyskujcych wapiennych cian.Zbliajc si ku niemu ostronie, niepróbowalimy powstrzymywa swego zdumienia, gdy sporód rozmaitych osobliwychstworów, jakie mielimy okazj oglda w swoim yciu, ten by bez wtpienianajdziwniejszy.Przypomina ogromn, antropoidaln map, która by moeucieka z jakiej menaerii.Wosy miaa nienobiae - niewtpliwie wyblakyone wskutek dugiego przebywania w mrocznych, atramentowo-czarnych czeluciachjaskini.Byy jednak zdumiewajco wte i rzadkie - porastay jedynie gowzwierzcia dugimi, sigajcymi ramion kosmykami.Stworzenie byo odwrócone,nie widzielimy jego twarzy, gdy niemal na niej leao.Osobliwy by równiewygld koczyn, ich nachylenie wyjaniao jednake zmiany w ich uywaniu, gdyju wczeniej zwróciem uwag, e zwierz to poruszao si na przemian na dwóchalbo na czterech apach.Z koców palców, zarówno rk jak i stóp, wyrastaydugie, jakby szczurze szpony.Koczyny nie byy chwytne, który to faktskadaem na karb dugiego pobytu istoty w jaskini -o czym, jak wczeniejzauwayem, wiadczya przenikliwa, nieziemska wrcz biel, takcharakterystyczna dla kadego z elementów jej anatomii.Nie byo wida ogona.Oddech stwora by teraz bardzo saby i przewodnik wyj pistolet z wyranymzamiarem dobicia zwierzcia, gdy wtem DWIK, jaki doby si z jego ustsprawi, e towarzysz mój opuci bro rezygnujc z jej uycia.Trudno byobyopisa ów dwik.Nie przypomina adnego z odgosów wydawanych przez mapy izastanawiaem si, czy nienaturalno ta nie bya wynikiem dugotrwaego,cigego milczenia, ciszy przerwanej dopiero wraeniami wywoanymi ujrzeniemwiata ogldanego po raz pierwszy, odkd stworzenie zapucio si w mroczneczelucie groty.Dwik, który z pewnym wahaniem mógbym okreli jako swegorodzaju gboki chichot, rozlega si przez dusz chwil.Nagle cae ciao zwierzcia przeszy ostry, gwatowny spazm.Koczyny stworazadrgay konwulsyjnie, po czym zesztywniay.Zwierz raz jeszcze targno caymciaem, po czym odwrócio si w nasz stron i po raz pierwszy ujrzelimy jegotwarz.Widok jego oczu przerazi mnie do tego stopnia, e przez chwil niebyem w stanie dostrzec niczego innego.Oczy te byy czarne,atramentowo-czarne, i stanowiy upiorny kontrast w porównaniu ze nien bielwosów i reszty ciaa.Podobnie jak u innych mieszkaców jaski, gaki ocznezwierzcia znajdoway si gboko w orbitach i pozbawione byy tczówek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]