[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stąd już bez problemu moglibyśmy łazikiem dostać się do miejsca katastrofy.W jego ustach wszystko brzmiało bardzo prosto, mimo, że na ekranie monitora oba punkty były przedzielone wieloma nieciekawie wyglądającymi plamami, które mogły oznaczać mniejsze lub większe rozpadliny albo cokolwiek innego, na co nie chcieliby trafić.Jack nadal wydawał się podchodzić do tego wszystkiego raczej sceptycznie.- Powiedz mi jeszcze tylko kto z tu obecnych lądował kiedykolwiek w szczerym polu, że o kanionach i głazach nawet nie wspomnę?Zgodnie z jego oczekiwaniami odpowiedzią była cisza przerywana tylko ziewaniem Thomasa.- Przecież ty, Jack, masz piątą kategorię.Dla ciebie to powinna być pestka.- Hart zdawał się być przekonany, że to bardzo dobre rozwiązanie, ale wkrótce jego nadzieje miały być rozwiane.- Hart, litości! Przecież ja zdawałem ten egzamin ponad dziesięć lat temu, a od tamtej pory nie widziałem na oczy ręcznych sterów!- A Keller?Oczy wszystkich spoczęły na człowieku równie niepozornym, co jego strój - po prostu z trudem można było odróżnić go od otoczenia.- Ja? Mogę spróbować.- Keller, tu nie ma miejsca na próby.Jak coś pójdzie nie tak, to spotkamy się w chole.- Spojrzał na stojącą obok Annę i nieco spuścił z tonu.-.w Krainie Wiecznych Łowów.Przechodzenie przez cienką warstwę atmosfery poszło bez najmniejszych problemów, ale właściwie było to tylko spacerkiem w porównaniu z tym, co czekało ich już na dole.Spośród mieniących się najrozmaitszymi odcieniami zieleni mgieł bardzo powoli wyłoniły się wierzchołki gór o szczytach i krawędziach poszarpanych o wiele bardziej niż można było sądzić patrząc na ekran komputera.Jednakże tym, co najbardziej niepokoiło Jacka był fakt, że mgły okrywały powierzchnię planety na tyle szczelnie, że nie było najmniejszych szans na porównanie wyobrażenia cyfrowego z rzeczywistością.W teorii obraz uzyskany dzięki czujnikom bardzo wiernie oddawał to, co teraz mieliby przed sobą, gdyby nie mgła, ale w teorii ludzie z natury byli dobrzy, a maszyny niezawodne.- Keller, wejdź powoli w obłok.Według komputera jesteśmy nad nizinnymi terenami planety.Zieloność jak bagno zaczęła wciągać w siebie cały obły kształt „Hermesa”.Siedząc w kabinie nawigacyjnej mieli wrażenie jakby cały świat stał się tumanem zielonego kurzu, który opadł im na oczy.Trwało to zaledwie krótką chwilę zanim spod warstwy mgły wyłoniła się powierzchnia planety.Nadal nosząca lekko zielonkawą poświatę wyglądała jak fragment snu - rozmyte kształty gór, czarne plamy głazów porozrzucane pomiędzy wierzchołkami, głębokie rozpadliny pod pewnym kątem wyglądające jak siatka nerwów na skórze jakiegoś wielkiego organizmu.Keller uruchomił silniki hamujące i starając się wejść na kurs podawany przez komputer wyrównał lot nad powierzchnią planety.Z tej wysokości cała ta kraina wydawała się pogrążona we śnie i zupełnie niegroźna, ale Jack miał jakieś dziwne przeczucie, że to tylko pozory.Słyszał o wielu dziwnych roślinach i zwierzętach, które robią wszystko, żeby tylko przekonać swoją ofiarę, że nic im nie grozi.I tak się właśnie teraz czuł - jakby w każdej chwili jakieś wielkie szczęki miały się zamknąć wokół statku.- Daleko jeszcze? - Nerwowy głos Clarka zdradzał, że atmosfera napięcia udzieliła się nie tylko kapitanowi.- Jakieś trzysta mil.Z każdą minutą Keller czuł się coraz pewniej za sterami i może nawet mógłby się przyzwyczaić do roli pilota, gdyby nie spojrzenia reszty załogi spoczywające na nim.W tych warunkach chyba każdemu trzęsłyby się ręce.Po kilku minutach lotu Hart wskazał palcem na jedno ze wzgórz.- To jest to.Chyba.- Wolałbym wiedzieć na pewno zanim spróbuję tu usiąść.- Odpowiedział Keller z kwaśną miną.- Nie wiem.Muszę ją zobaczyć z bliska.Poszarpane krawędzie rozpadlin z dużą szybkością przesuwały się pod kadłubem statku dając złudzenie jeszcze większej dynamiki lotu.- To tam po prawo.- Hart wskazał jeszcze raz, ale wśród tych wszystkich wzgórz, pagórków i szczytów i tak nikt nie byłby w stanie zgadnąć o którym z nich mówił.Po chwili wprowadził dane do komputera i na ekranie pojawiły się pomocnicze ścieżki dla pilota ułatwiające bezpieczne podejście.Keller poradził sobie zadziwiająco łatwo z zejściem nad powierzchnię.Bez problemów poszła też sama procedura lądowania.Po prostu istna sielanka.Niestety teraz dopiero zaczynała się najtrudniejsza część, bo dotarcie łazikiem do punktu wskazywanego przez komputer wymagało wbicia się w ciężkie, górnicze kombinezony.- Gomez odpada, na niego kombinezon, to chyba musielibyśmy zszyć z dwóch.Przynajmniej dobry humor jeszcze im dopisywał.Łazik był niemal tak stary na jaki wyglądał, a że nie był używany już od bardzo dawna Jack miał duże kłopoty z wyobrażeniem sobie tej kupy złomu w ruchu.Zawsze dokowali przy rampach orbitalnych, więc nie było potrzeby zaglądania na pokład garażowy.Poza łazikiem były tam jeszcze dwie maszyny używane kiedyś do prac górniczych, ale od tamtej pory minęło już sporo czasu, więc teraz przede wszystkim spełniały rolę balastu.Clark skrzypiąc elementami kombinezonu wgramolił się na ramę łazika, co wywołało falę stęknięć ze strony obudzonych po długim śnie amortyzatorów.- Chyba wytrzyma.- Interkom w jego hełmie działał bez zarzutu.- Jeżeli będziemy unikać kamieni, piasku, wiatru, wody, tlenu, azotu.Nie czekając na koniec tej wyliczanki Hart z Jonesem zajęli dwa miejsca z tyłu.Jack włączył mikrofon pozwalający się kontaktować z ludźmi szczelnie zamkniętymi w kombinezonach.- Przypomnę wam tylko naszą złotą zasadę - nadgorliwość jest gorsza od hemoroidów.- Chyba sobie wytatuuję to hasło.- Rzucił Clark gmerając przy tablicy rozdzielczej.- Mówię poważnie - zróbcie tyle, ile trzeba, potem jak najszybciej wracajcie na statek, zrozumiano?W odpowiedzi pokiwali głowami, ale z zewnątrz bardzo trudno było to dostrzec.Clark nacisnął przycisk startera.A potem jeszcze raz i jeszcze raz.- Hart, czy ty przypadkiem nie wymontowałeś stąd, na przykład, akumulatora?Sądząc po minie Harta nie było to łatwe pytanie.Podniósł się ze swojego miejsca i spojrzał za oparcia foteli.- Akumulator.jest.Silnik.jest.W tym momencie łazik ruszył niemalże wyrzucając wychylonego do tyłu Harta.- Ok, już mam.Naciskałem nie ten guzik.Reszta załogi popędzana przez Jacka wróciła na górę i zamknęła grodzie pozwalające odizolować ten pokład od reszty statku.Jakąś minutę później komputer przystąpił do adaptacji atmosfery do warunków panujących na zewnątrz, przez co z każdą sekundą skafandry stawały się coraz lżejsze.- No, to jedziemy.- Powiedział Clark, ale nerwowe deptanie po pedałach było jak na razie jedynym ruchem na pokładzie.- Ale ty wiesz jak to działa? - Niepewnie zapytał Jones.- Mniej więcej.Właśnie z hukiem zaczęły się otwierać duże wrota na boku kadłuba praktycznie uniemożliwiając dalsze rozmowy.Łazik jeszcze raz skoczył naprzód, zatrzymał się, powtórzył ten manewr jeszcze kilka razy, po czym gładko ruszył przed siebie zbliżając się do pochyłej platformy prowadzącej wprost na powierzchnię planety
[ Pobierz całość w formacie PDF ]