[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I był jeszcze jeden MaciejLankom ten, który tkwił w mojej skórze, a którynie mógł siępogodzić z tamtymi.I jak tu w coś wierzyć, a zwłaszcza jakwierzyć w siebie.Najchętniej zostałbym krasnoludkiem - spijałbym miód z konwalii i z wrzosów, mieszkałbym podmuchomorem i wszystko miałbym w nosie.Piękna historia, szkoda każdego słowa, a do tego jeszczerozmaite skrupuły i wątpliwości.Tyle się tego nazbierało, żetrudno sobie poradzić.Najlepiej sobie nie radzić, bo i tak nicz tego nie wyjdzie.Trzeba się cieszyć tym, co jest, a chwilowobyło zupełnie dobrze.Jechałem z Jojem w Bieszczady.Jechaliśmy starą, rozklekotaną nysą, którą Jojo wykombinował u znajomych kierowców.Byłem tak szczęśliwy, żezdawało mi się, iż prujemy najwspanialszym mercedesem.Dokoła jesienny krajobraz, dzień słoneczny, na drzewach pierwszy szron, wierzchołki przyprószone śniegiem.Skrzyłosię wszystko dokoła w tęczowych odblaskach.A daleko, daleko wisiały podbite słonecznym blaskiem obłoki.I byłojakoś tak szeroko, szumnie i świetliście, że aż dech zapierało.Jojo jak Jojo, siedział za kierownicą i podśpiewywał sobierozmaite stare piosenki, walczyki, tanga.Miał bardzo dużyrepertuar i na pewno starczyłoby mu tych piosenek do końcapodróży, lecz w pewnym momencie zerknął na mnie, uśmiechnął się pod wąsem, którego oczywiście nie miał, bo sięcodziennie golił, i powiedział:- Ten twój stryjek to zupełnie przyzwoity gość.- Zupełnie.- potwierdziłem.- Tylko nie rozumiem, dlaczego się ożenił.Jojo roześmiał się basowo, sążniście.- Dobrze mu tak.Za długo fruwał swobodnie.A co, niepodoba ci się twoja stryjenka?- Stryjenka pół biedy, ale Krzysiek.- Przecież on się z Krzyśkiem nie żenił.- Tak, ale ma go na głowie.I jeszcze nieraz będzie żałował.- Nie wygląda na takiego, który by się zbytnio trapił.Wesoły chłop.I ciebie bardzo polubił.Gadaliśmy o tobie.- Domyślam się.Pewno mówił, że jestem przeczulonyi cierpię na przerost ambicji.- Bardzo dobrze mówił o tobie: że jesteś pracowity, koleżeński, bystry.No i przykro mu, że to się tak stało.- Mnie też.- Wy nawet jesteście do siebie podobni.- Pod jakim względem?- No.z gęby, ze spojrzenia.- Ale nie z charakteru.Charaktery to mamy zupełnie inne.Wolałbym mieć jego usposobienie.- Bo on nie jest taki uparty.Mówił mi, że chciałby, żeby.no wiesz.żeby się między wami ułożyło.- Między nami wszystko w porządku.- Nie udawaj, dobrze wiesz, o co mu chodzi.Twierdzi, żegdyby był w domu, toby do tego nie dopuścił.- Nie jestem taki pewny.On bardzo lubi uniki.- Nie znam go, ale mu dobrze z oczu patrzy.A ty, zdaje misię, zbyt surowo go osądzasz.- Mówię tak jak jest.I wiem, że życzy mi jak najlepiej, aleza kilka dni będzie zadowolony, że nareszcie pozbył się kłopotu.On lubi w świętym spokoju popijać piwo, a ja.panchyba rozumie, wprowadziłem zamęt.- Rozumiem, rozumiem - powiedział w zamyśleniu.- Tylko zastanawiam się, co ty teraz z sobą poczniesz?Bęc, tego tylko brakowało.Wszyscy martwili się o mojąprzyszłość.Bardzo to piękne i szlachetne, tak szlachetne, żemnie od tego skręcało.Jo jo wyczuł to i zamilkł.Łypał tylkoz ukosa, chcąc sprawdzić, jak zareaguję.A ja chwilowow ogóle nie reagowałem, bo już mi zbrzydło biadolenie.I miałem skrytą nadzieję, o której nie śmiałem nawet myśleć, żeby nie zapeszyć.A nuż życie znowu wywinie jakiegośpirueta i tak się ułoży, że zostanę z Jojem.Nie, to prawieniemożliwe, a jednak.dobrze jest czasem pomarzyć, bo bezmarzeń byłoby zupełnie beznadziejnie.- No, tak.- Jojo przerwał tok moich myśli.- Tymczasemnie masz czym się martwić.Najważniejsze, żebyś wzmocnił sięi wyzdrowiał.Miesiąc u mnie posiedzisz, to zobaczysz, ho, ho!będziesz mocny jak tur.- A może jeszcze mocniejszy - zażartowałem.- Tylko nie myśl, że u mnie będziesz miał takie luksusy jaku stryja w Błażejowie.- O, właśnie - podjąłem pogodnie.- Ciekaw jestem, jak tojest u pana?- Jak w dziewiczej puszczy u pioniera - żartował.- Mieszkam w szałasie zbudowanym z surowych bierwion, śpię naniedźwiedzich skórach, kąpię się w lodowatych strumieniach, a żyję tym, co da dziewiczy las.- Korzonkami i leśnymi jagodami - dostroiłem się do jegożartobliwego tonu.- Nie jest tak źle.Czasem uda mi się ustrzelić z krócicypłochliwego jelenia albo odyńca.Wtedy rozpalam watrę i piekę zwierzynę na rożnie.Czasem w rwącym potoku złowięłososia lub pstrąga, najczęściej jednak żyję jak święty JanChrzciciel na pustym, karmiąc się szarańczą i mielonymikotlecikami z kory i białych pędraków.- To musi być wspaniałe! - zawołałem.- Zależy oczywiście od receptury.Jeżeli da się za dużokory, wtedy nie czuje się aromatycznego zapachu pędraków.W przeciwnym wypadku kotleciki są za tłuste i same chodząpo patelni.- A co pan pije?- Jak to co? - zaśmiał się przekornie.- Przede wszystkimźródlaną wodę, a czasem, jeśli uda mi się, to wydoję pasącą sięna polanie Zubrzycę.- Albo ryczącego na połoninie jelenia.Jojo roześmiał się.- Widzę, że język masz cięty jak dawniej i już dużo lepiejsię czujesz.Dojedziemy do domu.- Do szałasu - poprawiłem go.- Do szałasu.- mrugnął do mnie porozumiewawczo - tobędziesz już zdrowy.- A pan stale tylko żartuje.- Człowieku, co można innego robić w twoim szanownymtowarzystwie.- Można mi powiedzieć, jak jest naprawdę u pana, tamgdzie pan mieszka.- Jak jest u mnie? Bądź cierpliwy.O tym dowiesz sięi przekonasz na miejscu.Na miejscu było zupełnie tak, jak być powinno, a możejeszcze lepiej.Po tygodniu pobytu pisałem list do Kajtki.Otoon: „Wielce Szanowna Poetko, jak twoje łaskawe samopoczucie i w ogóle, co tam u was w Błażejowie? Przede wszystkimniepokoję się o Szpagata, który twierdzi, że nie ma w życiufartu.Postaraj się, żeby miał.I w ogóle trzeba się nim zająć, boto porządny chłopak, tylko straszliwie stłamszony.I zawszerobi to, czego nie powinien.Na przykład ta jego ucieczka zemną.Zamiast dotrzeć do Bieszczadów, dotarł podobno naposterunek MO, co mu zapewne szczęścia nie przyniosło.Napisz koniecznie, co piszczy w trawie wokół jego osoby.Zajmij się nim, żeby nareszcie zrozumiał, że żyje i żyć potrafi.I w ogóle co z „Dziurą w niebie”? Czy chłopcy trzymają sięrazem i czy robota przy łajbie dobrze idzie? Wiesz, co było zemną, więc nie będę zawracał ci głowy, bo nie warto.Krzyżykna tym postawiłem i nie mam zamiaru dłużej się zastanawiać.Trzeba umieć zaczynać od nowa, choć to nie takie łatwe jakby się zdawało, bo jak zaczniesz, to ci się zdaje, że to dalszyciąg tego samego.Jednak staram się, zwłaszcza że znalazłemsię w zupełnie innym otoczeniu i innym świecie.Przede wszystkim jest Jojo, o którym już ci kiedyś wspomniałem, a przy nim zaraz zdaje mi się, że łatwiej dreptać po tymziemskim padole.Jojo opiekuje się mną jak ojciec z matkąrazem wzięci, a może i lepiej, bo nie daje odczuć, że się tym przejmuje.Codziennie chodzi do ciężkiej roboty przy wyrębieprastarych buków i jodeł bieszczadzkich.Zdaje się, że będziemy mogli przestać się martwić o ochronę środowiska, bo niebędzie już o co.Tymczasem jednak środowisko jeszcze istnieje.Są góry, lasy, polany, potoki, połoniny i to w najlepszymgatunku, bo czasem nawet dziewicze.I jest flora i fauna, bo „Orbis” organizuje dewizowe polowania dla zagranicznychmyśliwych.Za jednego byka z dobrym wieńcem płacą kilkatysięcy dolarów.Jak tak dalej pójdzie, to będziemy miećdolary, a nie będzie byków, a na dolary trudno urządzaćpolowanie z nagonką.Teraz trwa w Bieszczadach rykowisko.To coś tak ciekawego, że trudno o tym pisać.Najłatwiej ułożyć o tym wiersz, alewiesz, że nie umiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl