[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może i domu nie ma? Trzeba sprawdzić - powiedział Iwan Andriejewicz.- Nie - odparła Katarzyna z Rady Miejskiej.- Dom stał wcześniej, budowali go na naszych oczach, a ten młodzieniec dopiero wczoraj do nas zawitał.Guslar jest miastem niewielkim i nowiny rozchodzą się w nim niemal w mgnieniu oka.Udałow wlókł się w ogonie komisji.Czuł się jak skazaniec.Nabrzmiewały kłopoty w skali ogólnodzielnicowej.Pomyślał nawet, że w jego wieku jeszcze nie jest za późno rozpocząć nowe życie i pójść na budowę w charakterze tynkarza, od którego to stanowiska Korneliusz Iwanowicz rozpoczął niegdyś swoją drogę ku szczytom władzy.Ale co na to powie żona!.- Pokażcie wasze rzekome krany - powiedział Iwan Andriejewicz, wchodząc do pierwszego mieszkania.Udałow nie wszedł do łazienki.Został w pokoju i zbliżył się do okna.Na podwórku Borowkow kreślił coś w zadumie patykiem na piasku.I po co ja go zaplątałem w tę całą sprawę? - zasmucił się Udałow, po czym jego myśl pobiegła ku koncepcji, że nieźle byłoby żyć na świecie bez kobiet.Za cienką ścianą działową rozlegały się podniecone głosy.Nikt nie wychodził z łazienki i wszystko wskazywało na to, że coś się tam stało.Udałow zrobił dwa kroki i zajrzał do środka przez ramię Katarzyny z Rady Miejskiej.Cały skład komisji z ogromnym trudem mieścił się w łazience.Wietługina siedziała na krawędzi wanny, a Iwan Andriejewicz macał kran i jego palce w nic się nie zapadały.- Coś ci się pomyliło - powiedział Iwan Andriejewicz do Wietługiny.- To i tak jedynie pozór - upierała się zmieszana Wietługina, gdyż wychodziło na to, że oczerniła i Udałowa, i Garika, i całą fakirską naukę.- A jaki to pozór, jeżeli on jest twardy? - zdziwił się Iwan Andriejewicz.- Prawdziwy - pospieszył z potwierdzeniem Udałow.- No to niech powie, kiedy i skąd dostał zawory czerpalne - wpadła na nowy pomysł uparta Wietługina.- Niech komisja sprawdzi to w dokumentach!- Dziecinne gadanie - powiedział Udałow, który poczuł, że znów stoi na pewniejszym gruncie.- Czy ja bym krany kupował na bazarze za własne ciężko zapracowane pieniądze?Tu już Iwana Andriejewicza zawiodła cierpliwość.- Ty, Wietługina, jesteś jeszcze fachowiec młody, i nie jest dobrze, że swoją karierą zawodową zaczynasz od oczerniania naszych zasłużonych starszych towarzyszy.I zamaszystym gestem wskazał głowę Udałowa, która wyglądała zza ramienia Katarzyny.- Słusznie, Iwanie Andriejewiczu - Udałow bez najmniejszych wyrzutów sumienia przyłączył się do opinii przewodniczącego komisji.- My tu pracujemy, wszyscy starają się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki, a tymczasem pewni towarzysze zajmują się z upodobaniem rozpowszechnianiem niesprawdzonych pogłosek.Wietługina, czerwona jak piwonia, wybiegła z łazienki, a Udałow błogosławił los za to, że Borowkow jest na dworze i nic nie widzi.Jego miękkie serce z pewnością nie wytrzymałoby tego widoku.Korneliusz Iwanowicz postarał się jak najszybciej wyprowadzić komisję z domu, gdyż w takich delikatnych sytuacjach nigdy nie wiadomo, jaki obrót może sprawa przybrać za pięć minut.I w ostatniej chwili wszystko rzeczywiście omal nie zawaliło się przez nadmierny perfekcjonizm Borówkowa, gdyż Iwan Andriejewicz machinalnie odkręcił kran, z którego trysnął strumień gorącej wody.Iwan Andriejewicz naturalnie od razu zakręcił zawór, wyszedł z łazienki, ale już na schodach zatrzymał się raptownie i zapytał z niejakim zdziwieniem:- Co to, woda też już jest podłączona?- Nie, została w rurach po próbie ciśnieniowej.Udałow patrzył na przewodniczącego komisji wzrokiem niewinnym i naiwnym.- A dlaczego jest gorąca? - zapytał przewodniczący.- Gorąca? A ona była gorąca?- Gorąca - potwierdziła Katarzyna z Rady Miejskiej.- Sama to obserwowałam.- Widocznie nagrzała się od słońca.Pod dachem.Iwan Andriejewicz spojrzał na Udałowa nieco ogłupiałym wzrokiem, machnął ręką i burknął:- Sami fakirzy się tu zebrali!.Akurat w tym momencie wyszli z bramy i ujrzeli technika sanitarnego Wietługinę, łkającą na ramieniu Borówkowa.- Idziemy - powiedział Iwan Andriejewicz.- Do biura.Sporządzimy protokół.Katarzyno Pawłowna! Zawołaj Wietługinę.Każdy potrafi krzyczeć, a jak go tylko skrytykują, od razu w bek.Kiedy wszystkie papiery zostały już rozłożone i Katarzyna, która miała najładniejszy charakter pisma, zaczęła wypełniać pierwszy blankiet, Korneliusz Iwanowicz nagle przeprosił zebranych i zaniepokojony wybiegł na dwór do Garika.- Ale krany zostaną? - zapytał.- Krany nigdzie nie znikną? Przyznaj się, to nie jest hipnoza?- Krany zostaną.Przecież mieszkańcy muszą coś pić i w czymś myć się! Bo przy pańskiej, Korneliuszu Iwanowiczu, zapobiegliwości musieliby biegać z wiadrami po wodę do studni.- Aha! To znaczy, że krany są prawdziwe?- Najprawdziwsze.- A skąd się wzięły? Może to idealizm?- Nic podobnego - zaoponował Borowkow.- Nie ma w tym żadnego idealizmu.Po prostu należy szukać natchnienia w mądrości ludowej i znajdować w niej racjonalne ziarno.- Jeśli to materializm, skąd wobec tego wziął się metal? Gdzie prawo zachowania materii? Jesteś pewien, że krany nie zostały skradzione, że nie przeniosłeś ich tutaj siłą woli z gotowego domu?- Absolutnie - odparł Borowkow.- Nie przeniosłem.Ile metalu znalazło się w kranach, tyle zniknęło go z wnętrza Ziemi.Ani mniej, ani więcej.- A ty - w oczkach Udałowa znów pojawił się dziecięcy błysk: zapragnął jeszcze jednej piłki, znacznie większej - ty jednak nie mógłbyś stworzyć domu?- Mówiłem już, że nie mogę.Mój nauczyciel guru Kumarasvami raz zdołał, ale potem leżał cztery lata w kompletnej prostracji i prawie nie oddychał.- Duży ten dom był?- Też już mówiłem! To było mauzoleum Tadż Mahal w mieście Agra.Znad rzeki wionął wietrzyk i zmierzwił rzadziutkie włoski Udałowa, więc Korneliusz Iwanowicz sięgnął do kieszeni po grzebień.- Wietługinie się przyznałeś?- Nie, przekonałem ją, że umiem podnosić ciężary, stać na głowie i spać na gwoździach, ale nie potrafię niczego zmaterializować.I dodał z przekonaniem w głosie:- A w ogóle to spodobałem się jej z zupełnie innych powodów.- Pewnie, że z innych - zgodził się Udałow.- To wcale jej się nie spodobało, bo to dziewczyna z zasadami.Tak więc w przyszłości nie ma co na ciebie liczyć?.- W żadnym wypadku.- No, dzięki i za to, co dla mnie zrobiłeś.Gdzie ja podziałem grzebień?I natychmiast w jego ręku pojawił się grzebień z rzeźbionego szylkretu.- To dla pana na pamiątkę ode mnie - powiedział Garik, siadając na betonowej rurze, gdyż musiał przygotować się na długie oczekiwanie na Tanie Wietługinę.- Dziękuję - powiedział Udałow, doprowadził łysinę do oficjalnego wyglądu i poszedł do biura.RetrogenetykaCudowny majowy dzień zakończył się niewielką wzorcową burzą z kilkoma pięknymi błyskawicami, malowniczym blaszanym grzmotem, pięciominutową ulewą i miłą świeżością w powietrzu wypełnionym aromatem bzów.Miasto powiatowe Wielki Guslar tonęło z rozkoszą w tej świeżości i w tych zapachach.Emeryt Mikołaj Łożkin wyszedł na kędzierzawe od młodej zieleni, czyste i nawet w jakiejś mierze po wiosennemu kokieteryjne podwórze z wielką księgą w rękach.Po podwórku spacerował tęgi, łysy mężczyzna - profesor Lew Chrystoforowicz Minc, który przyjechał do spokojnego Wielkiego Guslaru dla poratowania zdrowia nadszarpniętego wytężoną działalnością naukową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]