[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obudził mnie dzwonek telefonu, brzęczący natarczywie nad uchem.Podniosłem słuchawkę i bez słowa podałem Ewie, która też się przebudziła i wyciągnęła spod pledu nagie ramię.– Chochołowska.Kto?.– rzuciła w słuchawkę zaspanym głosem.– Tak, jest tutaj.To do ciebie!Odebrałem słuchawkę i powiedziałem do mikrofonu:– Tu Szarek! Usłyszałem głos Baśki Niwińskiej i poczułem się trochę niepewnie.– Cześć Adam! Szukam się od wczoraj – oświadczyła chłodno.– Dzwoniłam po wszystkich hotelach i dopiero przed chwilą Kamasowa dała mi ten numer.– Nie mogłem wczoraj dostać się do Kamasy i mam być dziś u niego o dziewiątej.– Wiem.Ale chyba nie zdążysz.– Musiałem zostać w Łodzi.W hotelach nigdzie nie było miejsca.Dlaczego mówisz, że nie zdążę? Która godzina?– Piętnaście po ósmej.Nie masa zegarka?– Chyba parę minut Kamasa poczeka.Zaraz do niego zadzwonię.– Gdybyś natychmiast wyszedł, może byś zdążył.To dość daleko.Chyba, że udałoby mi się zdobyć taksówkę.Spojrzałem na Ewę.Udawała, że drzemie, lecz gdy wspomniałem o taksówce, usiadła nagle i powiedziała głośno, tak iż Baśka z pewnością usłyszała:– Zawiozę cię moim wozem, tylko wezmę jeszcze prysznic! Wstała, podniosła z podłogi płaszcz kąpielowy i przerzuciwszy go sobie przez ramię wyszła z pokoju, pozostawiając uchylone drzwi.Jej nagie ciało nie budziło we mnie żadnego podniecenia.Raczej niesmak i zażenowanie, wywołane wspomnieniem nocnych szaleństw.– Musiałem zanocować u znajomych – skłamałem, nie bardzo wiedząc dlaczego.– Wczoraj wieczorem byłem na bardzo ciekawym zebraniu.Przeciągnęło się do późnych godzin.Gdy ci opowiem co przeżyłem.– Uważaj, żebyś nie wyszedł na idiotę – przerwała mi Baśka cierpko.– Powiedziałam, że możesz nie zdążyć porozmawiać z Kamasą, bo o dwunastej musisz być w Piotrkowie u prokuratora, a pociąg z Łodzi Fabrycznej masz o dziewiątej pięćdziesiąta Prokurator Makarczyk.Zapisz sobie.– U prokuratora, o dwunastej! Czy myślisz, że będę aresztowany.– Spokojna głowa.Prokurator chce z tobą porozmawiać w związku z protokołem z grudniowej narady.Chodzi o twoje krytyczne wnioski.Chyba dogrzebał się czegoś.Kabackiego wezwano na dywanik do Warszawy.Dziś ma przyjechać jakaś komisja.Ale nie przekazałam ci największej sensacji: Wotny zniknął!– Zniknął? – zapytałem rzeczywiście zupełnie zaskoczony.– Uciekł.Wszystko na to wskazuje.Znów doszło do wyładowania, w tym samym trafo.Tyle że na mniejszą skalę, bez poważniejszych skutków.Przy „fullerze” był wtedy Wotny, i to sam.Przyszedł wieczorem.Podobno chciał coś sprawdzić.Dyżur miał Banecki.Wyszedł na chwilę zostawiając Wotnego.I wtedy to się stało.Myślę, że popełnił jakiś błąd, przestraszył się i uciekł: To najwyższa głupota, ale widać wpadł w panikę.Rano nie przyszedł do pracy i w domu tek go nie ma.Sądzę, że lada chwila się zjawi, ale nie wyobrażam sobie, żeby udało mu się wykręcić od odpowiedzialności.– Danecki musi uważać.Będzie z pewnością próbował go wrobić.– I ja tak myślę.Tak czy inaczej ty jesteś tu czysty i właściwie adwokat ci niepotrzebny.Dobrze byłoby jednak, jakbyś na wszelki wypadek poradził się Kamasy, bo od twoich zeznań zależy – wiele, może nawet los starego.– Rozumiem.Będę starał się wpaść do mecenasa jadąc na dworzec.Mam jeszcze póltorej godziny.– Trzymaj się.A z tą panią leniej się nie zadawaj.– dorzuciła ostrzegawczo Baśka i widocznie położyła słuchawkę, bo połączenie zostało przerwane zanim zdążyłem zapytać ją o Stenię Szycką.Rozejrzałem się za ubraniem.Musiało zostać w łazience.Nie było także ręcznika, którym wczoraj po „narodzinach” owinęła mnie Chochołowska.Okryłem się więc prześcieradłem i wyszedłem do przedpokoju.Z łazienki dochodził szum prysznicu, ale moje ubranie i bielizna leżały ułożone równo, na stołku przed drzwiami.Zanim zdążyłem się, ubrać, szum wody ustał i w drzwiach pojawiła się Ewa.Była zupełnie naga i wyraźnie obserwowała jakie to robi na mnie wrażenie.Chyba musiałem ją rozczarować, bo sięgnęła po swój kolorowy płaszcz i powiedziała niezbyt uprzejmie:– Czego się gapisz? Lepiej idź i ogol się.Mam tu maszynkę po moim byłym mężu – wskazała kciukiem za siebie.– Nie lubię obrośniętych chłopów.I spiesz się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]