[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Znalazłem wyjście - oznajmił Minc.- Biłem się z myślami, aż wreszcie wpadłem na rozwiązanie.Rzecz w samej zasadzie.Lekarstwo na wszystko jest bezużyteczne i śmiertelnie niebezpieczne.A co się stanie, jeżeli uniwersalność podzielimy na części?- Otrzymamy rozmaite leki na różne choroby - odpowiedział Udałow, do którego nie dotarła jeszcze wielkość myśli sąsiada.- A jak znowu je zespolimy?- Nie męcz człowieka, powiedz! - zażądał Udałow.- Znalazłem nowe, rewolucyjne podejście do samej zasady- stwierdził Minc.- Lekarstwa na rozmaite choroby są nieekonomiczne.Połączyłem je według liter alfabetu.- Jak?- Trzymasz teraz w ręce lekarstwo, które leczy wszystkie choroby na literę „a”.Zrozumiałeś? Jutro wymyślę lekarstwo przeciwko wszystkim chorobom na literę „b” i tak dalej.- Taaak - odpowiedział Udałow przetrawiając informację.- A jeżeli nie znasz jeszcze tej choroby?- Po pierwsze, przejrzałem encyklopedię medyczną i wszystkie dostępne poradniki.Wątpię, żebym opuścił choć jedną poważniejszą chorobę.Ale nawet wtedy lekarstwo sobie poradzi.Nie martw się, wyleczy.No, powiedz mi jakąś chorobę na „a”, to sprawdzimy.- Angina.- A co, masz anginę? Nie? To przyjdź, jak zachorujesz.Nie mogę leczyć czegoś, co nie istnieje.Dalej?- Artretyzm, anestezja.- To nie choroba.No, pomyśl!- A nie masz czegoś na hemoroidy?- Lekarstwo na „h” będzie w przyszłym tygodniu - oznajmił Minc.Udałow poszedł jeszcze pospać, nie wyleczywszy się z arytmii, ponieważ okazało się, że serce ma jak dzwon.Ale podczas najbliższych dni, przed wysyłką środka Minca na badania do moskiewskich instytutów, profesor nie odmawiał pomocy sąsiadom.Najbardziej poszczęściło się Gawriłowej, która za jednym zamachem pozbyła się zgagi, zaparcia, zadyszki i zapalenia zębów.Ale w przeddzień wysłania leku i dokumentacji do Zarządu Badań Farmakologicznych zdarzyła się nieprzyjemna historia, która - trzeba uczciwie przyznać - ostatecznie unicestwiła odkrycie Minca.Do Minca zgłosił się Pogosjan, który miał nadciśnienie i któremu wszyscy, od lekarzy po sąsiadów i krewnych polecili zbicie wagi.I tak się jakoś stało, że Minc akurat wtedy biegł przez podwórze, żeby złapać międzynarodowy autobus, którym miał do niego przyjechać jego przyjaciel i kolega, szanowny Arman Singh.- Zaczekaj, Lwie Christafarawiczu! - zawołał Pogosjan.- Widzisz maje brzuszyska? Tłuszczyku nałapałem tyle, że tyłka patrzeć, jak zacznę radzić! A dziś mnie paprasił w gaści naczelnik targawiska.Pójdę da niega i jak nic ze dwa kila jeszcze darzucę.Serce zrabi pik - pik - i pa zawadach! A w całym mieście gadają, że masz leki na różne litery alfabetu* [*Pogosjan, jak wielu Rosjan - zwłaszcza z północy, wymawia „a” w miejsce „o”.].- Zrobimy tak - odezwał się Minc, który nie miał czasu na powrót do gabinetu i wręczenie Pogosjanowi potrzebnej buteleczki.- Drzwi do mojego mieszkania są otwarte, leki stoją na półce z prawej, wszystkie po kolei, na każdej buteleczce jest odpowiednia litera.Jasne? Weź buteleczkę na pierwszą literę twojej choroby, nakap sobie osiem kropli i odstaw buteleczkę na miejsce.Zrozumiałeś?- Wszystka zrazumiałem - odparł Pogosjan.- Dziękuję tabie, Lwie Christafarawiczu.Przychadź w gaści, całą radziną cię ugaścimy.I na tym się rozstali.Następnego dnia, bardzo wcześnie, Pogosjan podszedł do okna Minca i zastukał w nie surowo, niczym sam Los* [*V Symfonia Beethovena [Symfonia Przeznaczenia] zaczyna się od słynnych ośmiu taktów, które symbolizują stukanie losu do drzwi kompozytora.].Minc otworzył okno jeżąc się z gniewu.- Marderca! - rzucił mu w twarz Pogosjan.Pod okiem kwitł mu przepiękny siniak, na skroni czerwieniała potężna opuchlizna, a nos miał barwy i kształtu dorodnej śliwy.- Boże! - przestraszył się Minc.- Kto was tak pobił? - Ty mi dałeś bardza wredne lekarstwa! Abraziłem gaspadarza przy stale, a krewni gaspadarza mnie patem kalektywnie mardę abili.- Poczekajcie, poczekajcie - Minc przerwał biadania Pogosjana.- Możecie wejść przez okno?Nie przestając stękać Pogosjan wlazł przez okno, choć widać było, że bolą go nawet paznokcie.- Opowiadajcie! - rozkazał Minc, jednocześnie podając cierpiącemu lekarstwo na literę „s” przeciwko siniakom i stłuczeniom, oraz na literę „z” przeciwko zadrapaniom.- Paszedłem na przyjęcie, garnitur nawet włażyłem - zaczął Pogosjan.- Usiadłem za stałem, pełna kultura.Nikt na mnie uwagi nie zwraca.Nalali mi kielicha.Patem Dżulikadze, człek pawszechnie szanawany, tamada, wznasi zdrawie szanawnego naczelnika targawiska, tawarzysza - pana Papijwady.Wszyscy aczywiście piją, a ja nie.- A to czemu? - zapytał Minc, podsuwając gościowi lekarstwo.- Dlatega, ze achaty nie mam - przyznał się Pogosj an.- Jeść mi się chcs jak diabli, a pić nie.Padjadłem niecą, a tu kolejny taast za gaspadynię damu.Jem, a ludzie patrzą na mnie bardza padejrzliwie.A szanawny tawarzysz Dżulikadze mówi głośna: „Był jeden francuski hrabia, Mante Christa.Przychadził da jakiegaś damu, nic nie pił, tylkajadł.Apatem się mścił.Powiedzcie mi, za ca ten tam Pagasjan chce się mścić na naszym panu - tawarzyszu Papijwadzie?!”- I co? - zapytał Minc.- Patem dali mi pa mardzie - zakończył relację Pogosjan.Lekarstwa na litery „s” i „z” zaczynały już działać.Ze skóryPogosjana znikały siniaki i zadrapania.- Drogi nasz Pogosjanie - zaczął uprzejmie Minc.- Czy nie bylibyście tak uprzejmi i nie pokazalibyście mi, którą butelką braliście i z której wypiliście te krople?- Wypiłem z tej, ca mi pawiedzieliście - odparł Pogosjan.Wstał jednak i postępując podszedł do półki, a potem wziąłbutelkę i pokazał ją profesorowi.- Ach, to moja wina! - stwierdził profesor.- I naszego szkolnictwa.Kiepsko się uczyliśmy w szkole, och jak kiepsko.Przyznaj się, na jaką literę zaczyna się słowo „otyłość”?!- Jak ta, na jaką? - żachnął się Pogosjan.- Na „a”!- No właśnie! - zakonkludował Minc, odbierając Pogosjanowi buteleczkę z lekami na literę „a”.- Wyleczyłeś się z alkoholizmu! Nigdy już i nigdzie sobie nie wypijesz.- Ajajajajaj! - zajęczał nieszczęsny Pogosjan.- Aca z przyjęciami? Ca z życiem tawarzyskim i spałecznym?Śmierć w zwierciadleTrzeci z nieudanych wynalazków Minca wiązał się ze starym Łożkinem, człowiekiem kapryśnym i upartym.Co prawda, nie bardzo się Łożkinowi chciało iść z prośbą do Minca, ponieważ ten był osobnikiem narodowości żydowskiej, czyli prawie Czeczenem, ale strasznie doskwierała mu skleroza.Stara żona drwiła zeń i się śmiała, emeryci nie chcieli z nim grać w lotto, sam zresztą czuł, że traci już dawną nieustępliwość.A zajmował się społeczną i niezłomnie polityczną działalnością.Pamięć była mu bardzo potrzebna.I właśnie to powiedział Mincowi.Szczerze i pryncypialnie.- Ciekawe - odpowiedział Minc.- A nie próbowaliście prowadzić notatek? Notesu?- Próbowałem.Trzy razy zostawiałem go w autobusie, i jeszcze w domu, oraz na ławeczce.- Czyli potrzebne wam takie przypomnienie, którego nie da się zapomnieć?- Niechby i jednorazowe! - jęknął błagalnie Łożkin.- Żebym wychodząc z domu pamiętał choć, dokąd idę!- To się da zrobić - obiecał Minc.- Zajdę do was jutro.Następnego dnia, kiedy Minc zjawił się u Łożkina, stary nie od razu sobie przypomniał, kim jest gość i po co do niego przyszedł.Z początku myślał, że Minc zamierza się poddać i przyznać do wszystkiego.Minc jednak przypomniał mu cel wizyty i Łożkin się zmieszał.- Proszę pokazać - zaczął Lew Christoforowicz - jak wychodzicie z mieszkania.- A zwyczajnie - odpowiedział Łożkin.- Wdziewam kalosze, przygładzam włosy przed lustrem.- Zawsze?- A jak wyjść na ulicę bez sprawdzenia, czy łeb uczesany.- Wspaniale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]