[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak jest lepiej - powiedzia³em - chcia³em zobaczyæ, jak pani wygl¹daæ bêdziez tym cienkim skrzyde³kiem na twarzy.Pani powinna siê Ÿle czesaæ.Nikt paninie powiedzia³ tego, prawda? - Nie.Otworzy³em delikatnie jej d³onie zaciœniête na ramie roweru; unios³em go wysokoponad g³ow¹ i przerzuci³em poprzez porêcz mostu.Widzia³em rozbiegaj¹ce siêkrêgi; potem woda ucich³a.- Dlaczego pan to zrobi³?- A po có¿ nam rower - powiedzia³em wskazuj¹c rêk¹ na samochód.- Mamy przecie¿ten wóz.- Jest pañski.- Od tej chwili bêdzie nasz.Proszê, niech pani siada.Odwiozê pani¹ do domu.Wsiad³a.- Nie jadê wcale do domu - powiedzia³a.- Odwiozê pani¹, dok¹d pani chce.- Proszê jechaæ na ulicê No¿ownicz¹.- Dobrze.Jak pani na imiê?- Weronika.- Nazywam siê Rackmann.Edward Rackmann - powiedzia³em.- Mo¿e pojedziemynapiæ siê czegoœ?Wyci¹gn¹³em ze schowka rêkawiczki i wci¹gn¹³em je na d³onie.- Dlaczego pannosi rêkawiczki? - zapyta³a Weronika.Przecie¿ jest ciep³o?- Lubiê prowadziæ w rêkawiczkach.- To pretensjonalne.- Nie Test to wcale takie g³upie.W rêkawiczkach trzyma siê silniejkierownicê.- Niech pan je zdejmie.Zdj¹³em rêkawiczki i w³o¿y³em je do schowka.- Pojedziemy napiæ siê czegoœ?- Nie.Pojedziemy na No¿ownicz¹.Mój narzeczony czeka na mnie.- Œwietnie - powiedzia³em.- Pojedziemy na No¿ownicz¹, a potem pójdziemy napiæsiê czegoœ.- Przecie¿ powiedzia³am panu, ¿e mam tam narzeczonego.- W³aœnie po to tamjedziemy.Powiedzieæ mu, ¿e od tej chwili nic jest pani jego narzeczon¹, apotem pójdziemy siê upiæ.- Pan podejmuje szybkie decyzje.- W mojej sytuacji, muszê.Jestem myœliwcem.Majorom.A poza tym nie mam czasubyæ czaruj¹cy.Wszyscy moi koledzy ju¿ siedz¹ czekaj¹c na krawat.Obróci³a siê ku mnie.- Pan by³ w Anglii w czasie wojny? - Tak.- To zabawne.- Rozmaicie mo¿na myœleæ o wojnie.- Mój narzeczony jest tak¿e lotnikiem.In¿ynierem lotnikiem.- 'Zaraz bêdziemyna No¿owniczej - powiedzia³em.- Mój narzeczony przeprowadzi z panem d³ug¹ serdeczn¹ rozmowê na temat megoroweru.- Bêdziemy mówiæ krótko.- Nie lubiê tej oficerskiej pozy.- Powiedzia³em ju¿ pani; nic mam czasu, aby byæ czaruj¹cym.Nie wierzê, abycommies zapomnieli o mnie.Pozerem te¿ nic jestem.Bywam tylko przesadniebezczelny jak ka¿dy nieœmia³y cz³owiek.Który numer?- No¿ownicza dwa.Zatrzyma³em wóz przed domem.- Proszê tu poczekaæ - powiedzia³em.- Nie bêdê nawet wchodzi³ na piêtro.Jestciep³o, wszystkie okna s¹ otwarte.Us³yszy mnie.Nie odchodzi³em jeszcze; wzi¹³em w dwa palce pasmo jej w³osów i bawi³em siênimi.- Pan bardzo staro wygl¹da, majorze - powiedzia³a Weronika.- Wiem.Proszêwysi¹œæ i iœæ tam do niego.- Panu zabrak³o odwagi?- Nie bêdziemy ze sob¹ d³ugo - powiedzia³em.- Nie chcê, aby mnie ktoœ pamiêta³i p³aka³ za nuc¹.Lepiej niech pani idzie do niego.Nie powiedzia³a niczego; wzruszy³em ramionami i przeszed³szy przez bramêwszed³em na podwórko.Okna domu by³y ciemne; z wyj¹tkiem dwóch oœwietlonych.- Samsonow - powiedzia³em g³oœno.- Nie czekaj na Weronikê.Nie przyjdzie dociebie ani dziœ, ani jutro.Przykro mi, ale tak jest.Sta³em oparty o ciep³¹ œcianê domu i czeka³em.W chwilê póŸniej dojrza³emblad¹ twarz Samsonowa.- Przykro mi - powiedzia³em.- To ja, Rackmann.- Czy wiesz, co ciebie czeka? -zapyta³ Samsonow.- Wiem.La póŸno, aby to zmieniæ.- Nie mo¿esz jej wzi¹æ ze sob¹ tam, gdzie idziesz - powiedzia³ Samsonow.- Czyona o tym wie?- Powiedzia³em jej o tym.Samsonow nic odpowiada³; patrza³em z do³u na twarz jego majacz¹c¹ w teatralnymkrêgu lampy.- Przykro mi - powiedzia³em.- To wszystko, co umiem powiedzieæ.- I dlaczego mnie to spotka³o? - zawo³a³ nagle Samsonow.- A dlaczego nuciespotka to, co ma norie spotkaæ? - powiedzia³em.- W tym miejscu kr¹g siêzamyka.- A ona bêdzie teraz wlec siê za tob¹, prawda? „Choæbym te¿ chodzi³ w dolinieœmierci, nie bêdê siê ba³ z³ego, albowiem tyœ ze mn¹ laska twoja i kij twój, temnie ciesz¹." Po to ci jest potrzebna, prawda?- Myœl o tym, jak tylko chcesz - powiedzia³em.Podwórzem poszed³em ku bramie;œwiat³o na górze zgas³o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]