[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzi¹³ Murraya za ramiê i odsun¹³ go, ¿eby zrobiæ przejœcie.Sanitariuszepracowali szybko i fachowo.Unieruchomili pasami zaciœniête, zakrwawionepiêœci, za³o¿yli przewód respiracyjny i owinêli g³owê nieprzylepnymchirurgicznym banda¿em.Jeden z nich rozerwa³ opakowanie z do¿yln¹ plazm¹, aledrugi, po zbadaniu pulsu i ciœnienia krwi, potrz¹sn¹³ g³ow¹.— Zabieramy go na dó³.Przez radio nadchodzi³y rozkazy.— Tate, chcê, ¿ebyœ sprawdzi³ pomieszczenia biurowe w wie¿y i zablokowa³ drzwido g³Ã³wnego budynku.Trzymaj posterunki na klatce schodowej, na ka¿dym piêtrze.Wysy³am strzelby i kamizelki.WeŸmiemy go ¿ywcem, jeœli siê podda, ale niebêdziemy specjalnie ryzykowaæ, ¿eby zachowaæ go przy ¿yciu.Zrozumia³eœ mnie?— Tak jest, poruczniku.— W g³Ã³wnym budynku maj¹ przebywaæ wy³¹cznie jednostki specjalne.Powtórz.Tate powtórzy³ rozkaz.Tate by³ dobrym sier¿antem i mo¿na to by³o poznaæ teraz, kiedy po wbiciu siêrazem z Jacobsem w ciê¿kie kuloodporne kamizelki, eskortowa³ na dó³ noszeniesione przez sanitariuszy.Za nimi sz³a druga ekipa z Boyle'em.Na widoktego, co le¿a³o na noszach, policjanci na piêtrach nie mogli opanowaæ gniewu.Dla ka¿dego z nich Tate mia³ m¹dre s³owo:— Nie dajcie sobie tylko odstrzeliæ dupy ze z³oœci.Kiedy na zewn¹trz zawy³y syreny, Tate, ubezpieczany przez starego weteranaJacobsa, dok³adnie sprawdzi³ pomieszczenia biurowe i zablokowa³ wejœcia dog³Ã³wnego budynku.Korytarzem czwartego piêtra ci¹gn¹³ ch³odny powiew.Za drzwiami, w pustej,ciemnej przestrzeni g³Ã³wnego gmachu, dzwoni³y telefony.Niczym robaczkiœwiêtojañskie, zapala³y siê i gas³y przyciski na aparatach, wszêdzierozbrzmiewa³y dzwonki.Wiadomoœæ o tym, ¿e doktor Lecter „zabarykadowa³" siê w budynku, przedosta³asiê na zewn¹trz i reporterzy radiowi i telewizyjni, korzystaj¹c ze swoichautomatycznych modemów, wydzwaniali teraz pod wszystkie numery w gmachu,staraj¹c siê uzyskaæ z potworem wywiad na ¿ywo.¯eby tego unikn¹æ, jednostkispecjalne wy³¹czaj¹ na ogó³ wszystkie linie z wyj¹tkiem jednej, której u¿ywanegocjator.Tutaj jednak budynek by³ zbyt du¿y, za wiele w nim by³o ró¿nychinstytucji.Tate zamkn¹³ na klucz drzwi, za którymi b³yska³y œwiate³ka.Pod kuloodporn¹kamizelk¹ by³ ca³y mokry, swêdzia³y go plecy.Odpi¹³ od pasa mikrofon swojejkrótkofalówki.— Posterunek kontrolny, tu Tate, wie¿a jest w porz¹dku, odbiór.— Przyj¹³em, Tate.Kapitan chce, ¿ebyœ zg³osi³ siê na posterunek kontrolny.— Dziesiêæ cztery.Jesteœcie w hallu g³Ã³wnym wie¿y?— Tak, sier¿ancie.— Jadê na dó³ wind¹.Sprowadzam j¹ na parter.Jacobs i Tate stali w jad¹cej na dó³ windzie.Na ramiê kapnê³a sier¿antowikropla krwi.Nastêpna spad³a na but.Spojrza³ na sufit kabiny i tr¹ci³ Jacobsa, daj¹c mu znak, ¿eby milcza³.Krew kapa³a ze szczeliny wokó³ awaryjnego w³azu w suficie kabiny.Podró¿ na dó³wydawa³a siê bardzo d³uga.Tate i Jacobs wyszli z windy ty³em, pistoletywycelowane mieli w sufit.Tate siêgn¹³ za siebie i zamkn¹³ drzwi kabiny.— Szszszsz.— uciszy³ wszystkich w hallu.— Berry, Howard — powiedzia³ cicho.— On jest na dachu windy.Pilnujcie w³azu.Tate wyszed³ na dwór.Na parkingu sta³a czarna furgonetka jednostki specjalnej.Oni zawsze maj¹ najró¿niejsze klucze do wind.Pojawili siê w ci¹gu kilku sekund.Dwóch ludzi z jednostki specjalnej wczarnych kamizelkach i he³mach wspiê³o siê po schodach na trzecie piêtro.Przysier¿ancie, w hallu, zosta³o dwóch innych.Lufy karabinów skierowali w sufitwindy.Jak wielkie wojownicze mrówki, pomyœla³ Tate.— W porz¹dku, Johnny — powiedzia³ dowódca jednostki specjalnej do wbudowanego whe³m mikrofonu.Na trzecim piêtrze, wysoko nad kabin¹ windy, funkcjonariusz Johnny Petersonprzekrêci³ specjalny klucz w zamku i drzwi rozsunê³y siê na boki.W szybie by³ociemno.Le¿¹c na plecach na podeœcie, wyj¹³ z kieszeni kamizelki granatobezw³adniaj¹cy i po³o¿y³ go obok siebie, na pod³odze.— Okay, zaraz siê rozejrzê.— Wyj¹³ lusterko na d³ugiej r¹czce i wsun¹³ je doszybu.Jego kolega zaœwieci³ w dó³ silnym reflektorem.— Widzê go.Jest na dachu kabiny.Widzê le¿¹c¹ obok niego broñ.Nie rusza siê.Pytanie w s³uchawkach Petersona:— Czy widzisz jego rêce?— Widzê jedn¹ rêkê, drug¹ ma pod sob¹.Jest owiniêty przeœcierad³ami.— Mów do niego.— Po³Ã³¿ rêce na g³owie i nie ruszaj siê! — krzykn¹³ Peterson w dó³ szybu.— Onle¿y nieruchomo, poruczniku.W porz¹dku.— Jeœli nie po³o¿ysz r¹k na g³owie, rzucê w dó³ granat obezw³adniaj¹cy.Dajê citrzy sekundy! — wo³a³ Peterson.Wyj¹³ z kieszeni kamizelki metalow¹ blokadêdrzwi, któr¹ nosi przy sobie ka¿dy funkcjonariusz jednostki specjalnej.— Okay,ch³opcy, uwa¿ajcie tam na dole, rzucam granat.— Wrzuci³ blokadê do œrodkaszybu, zobaczy³, jak odbi³a siê od le¿¹cej postaci.— On siê nie rusza,poruczniku.— Okay, Johnny, zamierzamy otworzyæ w³az bosakiem od œrodka, nie wchodz¹c dokabiny.Mo¿esz trzymaæ go na muszce?Peterson przekrêci³ siê na brzuch.Jego za³adowany i odbezpieczony colt kaliber10 mm mierzy³ prosto w dó³ w le¿¹c¹ postaæ.— Mam go na muszce — powiedzia³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]