[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nasza planeta jest nie tylko strasz­na; jest równie¿ piêkna.Iwarta tego, by o ni¹ walczyæ.oczywiœcie nie w taki sposób, jak wyœcie tokiedyœ robili.Raczej tak, jak dziœ proponuje Jason.W jego idei kryje siêwielka m¹droœæ.Zderzyæ twarza w twarz dwie najbardziej œmiercionoœne si³yGalaktyki.Czy­sto matematyczne podejœcie: dwa minusy daj¹ plus.Zastanówciesiê! Zreszt¹ nawet nie musicie siê zastanawiaæ: wszystko, co genialne, jestproste.S³owo dajê, gdybyœmy w tamtych czasach mieli takie same mo¿liwoœcitechniczne, osobiœcie bym zrzuci³ na Pyrrusa zu­chwa³ych jeŸdŸców Temud¿yna.- Nie podzielam pana zachwytu, Rhes - niespodziewanie pod­niós³ siê Stan.-Nawet siê panu dziwiê.Warto zadaæ pytanie: po co ta wojna wam, karczownikom?Przy s³owie „karczownik” wszyscy obecni popatrzyli z niesma­kiem.Falaoburzenia ogarnê³a salê.Ale Stan kontynuowa³, niewzru­szony:- Wiem, obrazi³em pana, ale nie czujê siê winny.Teraz pan myœli nie jakobywatel Pyrrusa, a jak rozzuchwalony karczownik.Niech mieszkañcy miasta znowuzaczn¹ walkê, je¿eli s¹ tacy g³upi, niech wymr¹ po kolei razem z flibustierami,a my przeczekamy w d¿ungli i wreszcie zamieszkamy po ludzku.To mia³ pan namyœli?- Jak ci nie wstyd, Stan! - wrzasn¹³ Naxa, który te¿ nie móg³ opanowaæ emocji.- Kto wyci¹ga³ was, pó³¿ywych, spod gruzów waszego miasta? Kto pomaga³ wamwalczyæ z nowymi, strasznymi mutantami? Czy¿byœmy znowu zaczêli mówiæ „wy” i„my”? Czy¿byœ nie zauwa¿y³, ¿e Pyrrusanie ju¿ od kilku lat wspólnie rozwi¹zu­j¹swoje problemy?- To wszystko prawda, Naxa - nie ustêpowa³ Stan.- Ale je¿e­li rozpocznie siêwojna, rozwi¹zywanie wspólnych problemów od razu siê skoñczy.Nie rozumiem, podiab³a œci¹gaæ tu armadê zdzi­cza³ych pó³g³Ã³wków z drugiego koñca Galaktyki!Jeœli zale¿y nam na totalnym zniszczeniu tutejszej biosfery, nic ³atwiejszego.Mamy teraz doœæ pieniêdzy, by kupiæ ca³¹ armiê robotów-zabójców.Mo¿na nawetdoprowadziæ do minimum szkodliwe wyziewy i rozs¹dnie utylizowaæ padlinê.Otoca³a wojna.Czy nie dyskutowaliœmy na naszych spotkaniach podobnie dziwacznychpropozycji? Po co teraz do nich wracaæ?- Nic nie zrozumia³eœ, Stan - spróbowa³ wyt³umaczyæ Rhes.Jason proponujeskierowaæ przeciwko pyrrusañskiej przyrodzie nie tyle technikê flibustierów, coich z niczym nie porównywaln¹ nienawiœæ- Wiêc tym potworom ma³o by³o naszej nienawiœci? Jakoœ im, nie przeszkadza³asiê p³odziæ, doskonaliæ, krzepn¹æ i z coraz wiêkszym zapa³em po¿eraæ wszystko,co ¿yje! Czy nie udowodni³ wam tego wasz ukochany Jason?! Nienawiœæ rodzi tylkonienawiœæ - trze­Ÿwo zauwa¿y³ Stan.- Taka by³a sytuacja wtedy - stwierdzi³ Rhes filozoficzni - A dzisiaj nie mamywyboru - skoñczy³ za niego Naxa.- Ale¿ mamy wybór! - nie zgodzi³ siê Kerk.- Jaki? - zainteresowa³ siê Rhes, wyraŸnie gotów odrzuciæ ka¿dy argument.- Po prostu nie pos³uchaæ, to wszystko! - Nie czekaj¹c na od­powiedŸ Kerka,wci¹³ siê ze swoj¹ replik¹ Stan, ju¿ mocno rozocho­cony.Ale Kerk nie obrazi³ siê, nawet kiwn¹³ mu g³ow¹, zachêcaj¹c do mówienia.- Po prostu nie pos³uchaæ.Nie rozgrywaæ ¿adnych spektakli, a przywitaæ ich wkosmosie i tam przyj¹æ walkê.- Przyj¹æ walkê po to, by na pewno j¹ przegraæ - cicho komentowa³ Rhes.- Co?! - wrzasn¹³ Stan, odruchowo wyci¹gaj¹c pistolet.- To co s³yszysz.- Rhes te¿ ju¿ trzyma³ go na muszce i by³ zupe³nie spokojny.- Powiedz, du¿o stoczy³eœ walk w kosmosie? - Stan nie odpowiedzia³ na pytanie.Nie maj¹c zamiaru siê pod­dawaæ, dalej rozwa¿a³ ró¿ne warianty:- Mo¿na wejœæ w sojusz z innymi planetami, których mieszkañcy s¹ bardziejdoœwiadczeni w walkach galaktycznych.- Coœ takiego-zdziwi³ siê Rhes.- Naj¹æ Flotê Kosmiczn¹ Ligi Planet, dodaæagenturê i oddzia³y szturmowe Korpusu Specjalnego, krótko mówi¹c, rozpêtaækolejn¹ wojnê galaktyczn¹, zamiast same­mu rozwi¹zywaæ w³asne problemy.Coœwspania³ego.Stan wreszcie skoñczy³.Ciszê przerwa³ ostry g³os ani trochê nie przekonanegoC'liffa:-Uwa¿am, ¿e trzeba przygotowaæ „Argo” i natychmiast lecieæ na Jamajkê! Œmieræflibustierom!Dobrze, ¿e przynajmniej zrezygnowa³ z ¿¹dania œmierci Jaso­na, ale jegopropozycja i tak by³a nie do przyjêcia.Znów zapad³a cisza.Po chwili Rheszapyta³ Kerka:- Wiêc uwa¿asz, bracie, ¿e nie warto s³uchaæ Jasona?-Nic nie uwa¿am.Rhes odpowiedzia³ poirytowany Kerk.Po prostu nie umiemspokojnie s³uchaæ.Chyba to rozumiecie.Roz­kazów te¿ nie oczekujcie ode mnietak zaraz.Archie! – zawo³a³, kiedy zobaczy³ stoj¹cego w drzwiach uczonego.-Co z Midi? - za­pyta³.- Wszystko w porz¹dku - uspokoi³ go Uctisanin.- Zwyczajne zmêczenie.Tekazapewnia, ¿e dziewczyna w przysz³oœci potrafi wytrzymaæ nawet d³u¿sze seanse.Apoza tym.Ale czy ja wam nie przerwa³em?- Wcale nie - powiedzia³ Kerk.Chêtnie us³yszymy twoj¹ opi­niê na temat planówJasona.To nawet dobrze, ¿e nie s³ysza³eœ dys­kusji.- Rzeczywiœcie dobrze - zgodzi³ siê Archie.- Przecie¿ tu nie ma co dyskutowaæ.Trzeba braæ siê do roboty.Nie rozumiecie, ¿e to bêdzie genialny ekologiczny,biotechnologiczny, socjologiczny i dia­be³ wie jaki jeszcze eksperyment? Naukakiedyœ nawet marzyæ o czymœ takim nie mog³a, a my zostaniemy jego œwiadkami!- G³odnemu chleb na myœli - burkn¹³ Stan.Kerk doda³ takim samym tonem:- Naprawdê nie myœla³em, ¿e przez ca³e ¿ycie walczy³em po to, by na staroœæstaæ siê królikiem doœwiadczalnym!- Dlaczego zaraz królikiem, Kerk?! - rozeœmia³ siê Archie, sta­raj¹c siêobróciæ wszystko w ¿art.- Przedmiotem doœwiadczeñ s¹ ró¿ne rodzaje organizmów,³¹cznie z komarami, ¿¹d³opiórami, gi­gantycznymi jaszczurami.Nawet takienietypowe zwierzê, jak cz³o­wiek.Zwróæcie uwagê, panowie, ¿e nauka bada teobiekty nie pyta­j¹c ich o zgodê.- Demagog - warkn¹³ Kerk i wyszed³, trzaskaj¹c drzwiami.Kerk podpisa³rozporz¹dzenie o stopniowym wprowadzaniu w ¿ycie „Inicjatywy Jasona” dopieronastêpnego dnia pod wieczór, kiedy siedzia³ przy swoim biurku i patrzy³ w oknona krwawoczerwony o zachodzie s³oñca ocean, a dr¿¹ce blade chmurki wydawa³y musiê skupiskiem obrzydliwych drapie¿nych miêczaków.Rêka jeszcze trochê go bola³a po operacji.Razem z przeklêtym czu³kiem trzebaby³o wyci¹æ spory kawa³ek miêœnia.3Jason kr¹¿y³ po obszernym gabinecie Morgana w pa³acu królewskim i punkt zapunktem powtarza³ przywódcy flibustierów wszystko, u czym nie mieli prawazapomnieæ, udaj¹c siê na tak powa¿n¹ ekspedycjê.Morgan zapisywa³, jak dobryuczeñ, ¿eby nastêpnego dnia przekazaæ niezbêdne informacje swoim podw³adnym.Jason, od m³odoœci przyzwyczajony do ¿ycia wœród cyganerii, najwiêkszy przyp³ywenergii intelektualnej odczuwa³ w nocy.Osta­teczny plan lotu opracowywali wiêcw³aœnie teraz, pod tajemnicz¹ os³on¹ ciemnoœci, jak spiskowcy.Tymczasemwykonawcy wysypiali siê przed ostatnim, najtrudniejszym dniem przygotowañ.Zawsze najpierw trzeba siê nabiegaæ.Dopiero potem, podczas lotu mo¿na bêdziesiê rozluŸniæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl