[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po ulicy ugania³y siêzreszt¹ ca³e chmary smarkaterii w ró¿nym wieku, zajêtej na przyk³ad œciganiempsa, który z przera¿eniem w oczach gna³ jak oszala³y przez las ludzkich nóg.- Ten pies wyrywa tak, jakby œciga³ siê o ¿ycie - zaœmia³ siê Borric.- Tak w³aœnie jest - wzruszy³ ramionami Suli.- Te dzieciaki s¹ g³odne.Wszystko to Borric przyswaja³ sobie z najwy¿szym trudem.By³o tego zbyt wiele -i za bardzo ró¿ni³o siê od jego pojêæ o œwiecie.Wszêdzie, gdzie spojrza³,widzia³ setki ludzi id¹cych w jedn¹ albo w drug¹ stronê -niektórzy gnali naz³amanie karku, inni cz³apali leniwie i powoli, wszyscy jednak zupe³nie niezwracali uwagi na innych.Nad ca³ym tym t³umem i gwarem unosi³ siê zaœwszechpotê¿ny zapach.By³a w nim mieszanina smrodu nie mytych cia³, drogichperfum, ekskrementów, egzotycznych przypraw i woni zwierz¹t - razem zaœuderza³a w nozdrza Borrika obcoœci¹.T³um zapcha³ ulicê i nie sposób by³oprzejœæ,' by nie zderzyæ siê z kimœ innym.Borric ca³y czas pilnowa³ wetkniêtejza pazuchê sakiewki - na razie uzna³, ¿e to najbezpieczniejsze miejsce naukrycie ich skromnego maj¹teczku.Ka¿dy z³odziejaszek, który chcia³by gookraœæ, musia³by wetkn¹æ mu ³apê za koszulê od przodu - co Borric uzna³ zaniewykonalne.Po pewnym czasie ksi¹¿ê poczu³, ¿e ma ju¿ doœæ nowych wra¿eñ i ¿emusi odetchn¹æ.Natrafili wreszcie na otwart¹ piwiarniê, gdzie trunek serwowanona œwie¿ym powietrzu, i ksi¹¿ê skinieniem d³oni skierowa³ Suliego do œrodka.Wewn¹trz panowa³ pó³mrok i przy jednym z odleglejszych stolików dwu tylkomê¿czyzn rozmawia³o cicho, poza nimi jednak nie by³o ¿adnych klientów.Borriczamówi³ pe³ne dla siebie i jasne dla ch³opca, p³ac¹c ze skromnej sumy.jak¹wrêczy³ im kapitan - ksi¹¿ê wola³ nie wyjmowaæ bez potrzeby drugiej, bardziejpêkatej sakiewki.Trunek by³ przeciêtnej jakoœci, ale po d³ugim okresieprzymusowej suszy Borric rad by³ i z takiego napitku.- Z drogi! - Wrzask kobiety poprzedzi³ tylko o sekundê ³oskot kopyt i kolejneokrzyki, przez które s³ychaæ by³o trzask bata.Borric i Suli odwrócili siê, byzobaczyæ przyczynê zamieszania.Przed otwart¹ piwiarni¹ rozgrywa³a siêdziwaczna scenka.Para wspania³ych koni zaprzê¿onych do piêknego rydwanu cofa³asiê, r¿¹c przeraŸliwie, zmuszana do tego przez szarpi¹cego wodze woŸnicê.Powodem ca³ego zajœcia by³ ros³y mê¿czyzna, który sta³ spokojnie poœrodkudrogi.Stoj¹cy za woŸnic¹ w³aœciciel rydwanu dar³ siê przeraŸliwie:- Z drogi, cymbale! ZejdŸ z drogi!Nieznajomy podszed³ spokojnie do koni i krzepkimi d³oñmi uj¹³ je za wêdzid³a.Cmokn¹wszy g³oœno, napar³ na konie i te zaczê³y siê cofaæ.WoŸnica wrzasn¹³wœciekle i strzeli³ z bata tu¿ za uchem jednego z koni.Zwierzêta jednak wola³yulec naporowi z przodu ni¿ ha³asowi z ty³u.Rydwan zacz¹³ siê cofaæ, mimowrzasków i siarczystych przekleñstw, miotanych pod adresem ca³ego bez wyj¹tkuœwiata precz woŸnicê.W³aœciciel rydwanu gapi³ siê na wszystko zniedowierzaniem w oczach.WoŸnica podniós³ bat, by ponownie strzeliæ, p³osz¹czwierzêta, osi³ek jednak warkn¹³:- Trzaœnij tylko, a oka¿e siê to najg³upsz¹ rzecz¹, jakiej dokona³eœ w swoimchyba za d³ugim ¿yciu!- Zdumiewaj¹ce! - rzek³ szczerze zdziwiony Borric.Zastanawiam siê, po co taca³a awantura naszemu ros³emu przyjacielowi?Ros³y przyjaciel by³ chyba najemnikiem, o czym œwiadczy³jego wygl¹d i skórzana, nabijana metalowymi æwiekami zbroja, okrywaj¹ca zielon¹koszulê i spodnie.Na g³owie mia³ stary, metalowy he³m, któremu bardzoprzyda³aby siê druciana szczotka i miêkka szmatka z oliw¹, do grzbietu zaœprzytroczy³ skórzan¹ pochwê, w której tkwi³ spory obosieczny miecz lub kord.Zza szerokiego pasa nieznajomego wystawa³y rêkojeœci dwu morderczowygl¹daj¹cych kordelasów.Cz³owiek stoj¹cy obok woŸnicy rydwanu mierzy³najemnika wœciek³ym spojrzeniem.By³ niemal nagi - je¿eli nie liczyæ krótkiegokiltu i doœæ niezwyk³ego skórzanego munsztuku, który s³u¿y³ mu do noszeniabroni, a sk³ada³ siê z dwu szerokich pasów przez ramiê, zbiegaj¹cych siê napiersiach w literê Y.Tu¿ pod rêk¹, zatkniête w specjalny stojak z bokurydwanu, mia³ lekkie oszczepy, które stercza³y prosto w górê, niby masztyokrêtu.Z drugiej strony rydwanu przyczepiono ³uk i ko³czan ze strza³ami.- Z drogi, ba³wanie! - rykn¹³ pasa¿er, który z wœciek³oœci zd¹¿y³ ju¿ niemalzsinieæ.- Ten jegomoœæ w rydwanie nale¿y do b³êkitnokrwistych szepn¹³ Suli.- Jesttak¿e cz³onkiem Zakonu Rydwanów.Wygl¹da te¿ na to, ¿e znalaz³ siê tuprzejazdem w sprawach Imperium.Cz³owiek, który go zatrzyma³, jest albo bardzomê¿ny, albo bardzo g³upi.Tymczasem nieznajomy trzymaj¹cy konie krótko przy pyskach potrz¹sn¹³ g³ow¹ isplun¹³.Napieraj¹c na wêdzid³a, zmusi³ rydwan do cofniêcia siê i zwrotu wprawo - co spowodowa³o, ¿e ty³ powozu skrêci³ ku wystawie sklepiku sprzedawcyglinianych garnków.Ten rozwrzeszcza³ siê okropnie-i cofn¹³, by nie zostaæprzejechanym.Nieznajomy z mieczem zatrzyma³ jednak wóz, zanim ten zniszczy³dobytek sklepikarza.Potem puœci³ uzdê, schyli³ siê, podniós³ coœ z ziemi iodszed³ na bok.- Mo¿ecie jechaæ - powiedzia³.WoŸnica ju¿ mia³ podci¹æ konie, kiedy stoj¹cy obok arystokrata wyrwa³ mu bicz zd³oni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]