[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kto tu jest?- Harv Goldfarb.Pamięta mnie pan z Centralnego Archiwum?Donald odprężył się i odetchnął.- Oczywiście - powiedział z rozdrażnieniem.- Co, u diabła, pan tu robi?Harvey ostrożnie wysunął się naprzód.Światła przyrządów oświetliły jego pobrużdżoną twarz.- Zmusiliście mnie dzisiaj do myślenia - odparł.- Jesteście pierwszą nadzieją na powrót, jaka mi się trafiła.Bałem się, że możecie o mnie zapomnieć, pomyślałem więc, że będę tu spał.- Panie Goldfarb, nie możemy o panu zapomnieć - powiedział Donald.- Potrzebujemy pana.Oglądał pan kamery na zewnątrz?- Tak, przyjrzałem się im - odparł Harvey.- Nie sądzę, żeby miał być z nimi jakiś problem.Co macie zamiar wyemitować?- Jeszcze nie zdecydowaliśmy - przyznał Donald.- Może pana albo nas, albo nawet nas wszystkich.- Mnie? - zdziwił się Harvey.- W gruncie rzeczy chodzi nam o samą możliwość transmisji - wyjaśnił Donald.- Ważna jest groźba.- Zaczynam kojarzyć - stwierdził Harvey.- Myśli pan, że wypuszczą was w obawie, że ujawnię przez telewizję istnienie Interterry.- Coś w tym rodzaju - przytaknął Donald.- Nic z tego nie będzie - odparł stanowczo Harvey.- Dlaczego?- Z dwóch powodów.Po pierwsze, zanim was wypuszczą, odetną mi zasilanie.A po drugie, ja tego nie zrobię.- Ale obiecał pan pomoc.- Tak, a pan obiecał zabrać mnie do Nowego Jorku.- To prawda - przyznał Donald.- Właściwie nie rozpracowaliśmy jeszcze żadnych szczegółów.- Szczegółów, też coś! - parsknął Harvey.- Ale proszę słuchać.Ja tu żyję.Mogę powiedzieć wam, jak się stąd wydostać.Wiele nocy marzyłem o ucieczce przed monotonią tych nieustająco miłych dni.- Jesteśmy otwarci na propozycje.- Muszę być pewny, że weźmiecie mnie ze sobą.- Zrobimy to z przyjemnością - odparł Donald.- Na czyni polega pański pomysł?- Czy ta łódź podwodna jest sprawna? - zapytał Harvey.- Właśnie to sprawdzam - przyznał Donald.- Akumulatory są naładowane, więc jeśli uda nam się wpuścić ją do wody, możemy płynąć.- W porządku, teraz niech pan posłucha - powiedział Harvey.- Czy powiedziano wam już, że Interterranie żyją wiecznie? Nie w tym samym ciele, ale w różnych?- Tak.Odwiedziliśmy już centrum śmierci i widzieliśmy procedurę pobierania.- Jestem pod wrażeniem - stwierdził Harvey.- Idą z wami ostro.Tak więc zdaje pan sobie sprawę, że cały proces jest możliwy tylko wtedy, gdy umysł zostanie pobrany przed śmiercią.Innymi słowy, to wszystko musi być zaplanowane.Rozumie pan, o czym mówię?- Nie za bardzo - przyznał Donald.- W chwili pobierania pamięci muszą być żywi - wyjaśnił Harvey.- Albo, ściślej mówiąc, ich mózg musi funkcjonować normalnie.Jeśli umrą śmiercią gwałtowną, jest już po wszystkim.To dlatego tak bardzo boją się przemocy i dlatego wyeliminowali ją już miliony lat temu.Są do niej niezdolni, chyba że przez pośredników.- Więc zagrozimy przemocą.Już o tym myśleliśmy - stwierdził Donald.- Myślę o czymś bardziej konkretnym niż sama przemoc - odparł Harvey.- Zagrozicie wprost śmiercią.Śmierć bez tych całych bzdur z pobieraniem, chyba że zrobią to, co chcecie.- Aha! - wykrzyknął Donald.- Teraz pana rozumiem.Mówi pan o wzięciu zakładników.- Zgadza się! - przytaknął Harvey.- Dwóch, czterech, ilu tylko się da, i nie klony, bo one się nie liczą.I słowo ostrzeżenia: klony nie mają nic przeciwko przemocy.Robią wszystko, co im się każe.- Sprytne! - stwierdził Donald.- Kilka mocnych argumentów w jednym.- Właśnie - odparł dumnie Harvey.- I nie musicie kombinować z tą transmisją.- To mi się podoba - przyznał Donald.- Może wyjdzie pan i powie Richardowi, żeby wstrzymał się z demontowaniem kamery.Chcę tylko sprawdzić ciśnienie gazu i zaraz wychodzę.- Obiecuje pan, że jadę z wami? - upewnił się Harvey.- Jedzie pan - odparł Donald.- Niech się pan nie martwi.- Dobra, zaczekaj! - zawołał Perry.- Albo wiesz, dokąd idziesz, albo nie.Już dwadzieścia minut szwendamy się tu jak idioci.Gdzie jest ta cholerna broń?Michael pokręcił głową.- Przepraszam, ale nawet za dnia nie mogłem się połapać w tym muzeum.- Spróbuj przypomnieć sobie coś o tej galerii - powiedział Perry.- Pamiętam, że była długa i wąska - odparł Michael.- Co było w pobliżu? Możesz to sobie przypomnieć?- Poczekaj chwilę.Teraz kojarzę.Była za drzwiami, na których było napisane, że trzeba mieć pozwolenie na wejście od Rady Starszych.- Nie mijaliśmy wielu drzwi - stwierdził Perry, omiatając wzrokiem najbliższe otoczenie.- A tu nie widzę ich wcale, więc najwyraźniej nie jesteśmy we właściwym miejscu.- Pamiętam też, że zatrzymaliśmy się w galerii pełnej perskich dywanów - dodał Michael.- Teraz sobie przypominam.Dywany były za salą z renesansowymi manelami.- To już coś - przyznał Perry.- Wiem, gdzie jest ta sala.Chodź! Teraz dla odmiany ja poprowadzę!Parę minut później stanęli przed drzwiami z napisem WSTĘP WZBRONIONY.Było to niedaleko okna, przez które dostali się do środka.- Czy to tu? - zapytał Perry.- Jeśli tak, zrobiliśmy pełne kółko.- Chyba tutaj.- Michael sięgnął ponad jego ramieniem, popchnął drzwi i zajrzał do środka.- Bingo! - wykrzyknął.- Najwyższy czas - mruknął Perry, wchodząc do sali.- Jeszcze tamci pomyślą, że się zgubiliśmy, więc lepiej załatwmy się z tym szybko.- Co zabieramy? - zapytał Michael.Obaj zatrzymali się na progu.Perry lustrował wzrokiem tonące w mroku pomieszczenie.Był zaskoczony jego długością i liczbą półek.- To więcej, niż się spodziewałem - stwierdził.- Mamy tu niezły wybór
[ Pobierz całość w formacie PDF ]