[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jack zajrzał do kosza.Pojemnik był pusty.Odszedł ponownie ku zamkniętym drzwiom.Jedne prowadziły do toalety, tutaj przejechał wacikiem po umywalce i muszli klozetowej.Drugie wiodły na korytarz łączący się z główną klatką schodową budynku.Oprócz tych z okna wystawowego w biurze nie było innych dywanów ani skór.Po włożeniu wacików do rurek Jack zaniósł je do toalety i opłukał ich powierzchnię wodą, a następnie umieścił z powrotem w paczce, w której je przywiózł.Na końcu zbliżył się do szafek z dokumentami.Teraz pozostawało mu już tylko dowiedzieć się czegoś o ostatnim transporcie dywanów i skór, a przede wszystkim ustalić, czy w ogóle powędrowały gdzieś dalej.Rozdział 518 października, poniedziałek, 15.45Jurij spojrzał na zarozumiałą twarz biznesmena, który na jego wyciągniętej dłoni odliczał jednodolarowe banknoty.Jurij przywiózł go do okazałej rezydencji w East Side aż z lotniska LaGuardia.Przez całą drogę musiał wysłuchiwać kolejnego monologu o amerykańskich cnotach narodowych i o nieuchronnym zwycięstwie Stanów Zjednoczonych w zimnej wojnie.Tym razem główny akcent padł na Ronalda Reagana, który praktycznie sam rozprawił się z „imperium zła”.Biznesmen trafnie odgadł, skąd Jurij pochodzi, odczytując jego nazwisko z licencji taksówkarskiej.To z kolei sprowokowało go do palnięcia mówki na temat amerykańskiej wyższości pod każdym względem: moralnym, ekonomicznym i politycznym.Podczas tej tyrady Jurij nie zająknął się słowem, choć parę razy korciło go, aby się wtrącić.Niektóre z twierdzeń jego klienta wyprowadziły go z równowagi, zwłaszcza gdy tamten protekcjonalnym tonem wyraził współczucie, że Rosjanie są ciągle niepewni jutra, bo muszą znosić nieudolność rządów.– A tutaj kilka dolarów za fatygę – dodał mężczyzna, puszczając oko, i dołożył do kupki na dłoni Jurija.Jurij trzymał w ręku dwadzieścia dziewięć wyduszonych jednodolarowych banknotów.Stan licznika plus myto za przejazd przez Triboro Bridge wyniosły w sumie dwadzieścia siedem dolarów i pięćdziesiąt centów.– I to ma być napiwek? – odezwał się Jurij z jawną pogardą w głosie.– Czy coś nie tak? – odpowiedział pytaniem mężczyzna.Wyprostował się.Brwi wygięły mu się w łuk wyrażający oburzenie.Wysunął swój neseser spod ramienia, jak gdyby szykował się do użycia go w obronie własnej.Jurij oderwał prawą rękę od kierownicy i podniósł dwa ostatnie dolary z wierzchu kupki.Wypuścił je z palców, tak że pofrunęły krótkimi, przecinającymi się łukami w kierunku chodnika.Oburzenie mężczyzny przeszło w złość.Jego policzki nabiegły czerwienią.– Oto mój wkład w amerykańską gospodarkę – oznajmił Jurij.Potem nacisnął ostro na gaz i pomknął jak strzała.We wstecznym lusterku zobaczył, jak biznesmen schyla się nad rynsztokiem, aby pozbierać pieniądze.Obraz ten sprawił mu wielką radość.Widok człowieka zginającego kark po tak mizerną sumę pieniędzy podziałał na niego krzepiąco.Nie mógł uwierzyć, że niektórzy Amerykanie mimo rzucającego się w oczy bogactwa bywają aż takimi skąpcami.Aby uczcić zbliżającą się chwilę powrotu do „rodiny”, Jurij pojechał do małej rosyjskiej restauracji na smaczny obiad, zakrapiany gorącym barszczem i kieliszkiem wódki.Rozmowa w ojczystym języku z właścicielem lokalu jeszcze bardziej poprawiła mu nastrój, choć obudziła zarazem nutę melancholii.Po obiedzie miał wielu hojnych klientów.Wszyscy trzymali języki na wodzy, oprócz tego ostatniego, który wziął kurs z lotniska LaGuardia.Jurij zatrzymał się na czerwonym świetle przy Park Avenue.Miał zamiar skierować się na Piątą Avenue w nadziei, że wyhaczy któregoś z hotelowych gości.Tymczasem między stojącymi autami pojawiła się starsza kobieta w chustce na głowie i podniosła rękę.Gdy zapaliło się zielone światło, Jurij Podjechał pod krawężnik i kobieta wsiadła.– Dokąd jedziemy? – zapytał, przypatrując się nowej klientce w lusterku.Miała na sobie dość praktyczny strój, który, choć nie wyświechtany, był już dobrze znoszony.Wyglądała na osobę, która powinna korzystać raczej z metra niż z taksówki.– Zachodnia Dziesiąta Ulica, jeden-zero-siedem – powiedziała kobieta akcentem jeszcze cięższym niż Jurija.Rozpoznał go natychmiast.Był to akcent estoński, który wywołał w nim dość mieszane wspomnienia.Przez jakiś czas jechali w milczeniu.Po raz pierwszy tego dnia Jurij miał ochotę się odezwać.Raz po raz zerkał na swoją pasażerkę.Miała w sobie coś znajomego.Usadowiła się wygodnie i złożyła swoje duże dłonie na podołku.Spokojne chłopskie rysy jej twarzy, o małych błyszczących oczach i łagodnym uśmiechu, emanowały wewnętrznym spokojem.– Czy pani jest Estonką? – spytał Jurij.– Tak – potwierdziła kobieta.– A pan Rosjaninem?Jurij skinął głową, obserwując reakcję kobiety.Lata okupacji sprawiły, że w Estonii panowały silne antyrosyjskie nastroje.Odczucia Jurija wobec Estonii nie były tak negatywne, jak przypuszczał, że mogą być odczucia jego pasażerki względem Rosji.Mimo trudności, które go tam spotkały podczas jego odysei do Ameryki, poznał także sympatycznych, uczciwych i pomocnych ludzi.– Jak dawno pan tutaj mieszka? – zapytała kobieta.W jej głosie nie było zawiści.– Od dziewięćdziesiątego czwartego – poinformował Jurij.– Czy opuścił pan ojczyznę wraz z rodziną?– Nie – wydusił z siebie Jurij.Poczuł tkwiącą mu w gardle grudę.– Przyjechałem sam.– Musiało być panu bardzo ciężko – powiedziała kobieta ze współczuciem.– I musiał się pan czuć samotny.Proste pytanie kobiety i jej reakcja na jego odpowiedź uwolniły w nim falę emocji, wśród których był także wstyd z powodu porzuconej rodziny, chociaż nie zostawiał za sobą wiele.Toska, która wcześniej go ogarnęła, powróciła teraz ze zdwojoną siłą.Zarazem Jurij uzmysłowił sobie, dlaczego kobieta wydaje mu się znajoma.Przypominała mu matkę, choć fizycznie nie była do niej zbyt podobna.Nie tyle bowiem jej wygląd, co sposób zachowania się, a szczególnie bijący z niej całkowity spokój, przywiódł Jurijowi na myśl matkę.Rzadko kiedy o niej myślał.Było to zbyt bolesne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]