[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.szczerze mówi¹c, w ostatnich piêciu, szeœciu latach dopisywa³o nam szczêœcie itakie wypadki w ogóle siê tu nie zdarza³y.Ale statystyka ma to do siebie, ¿ewyrównuje zaleg³oœci.jak to wyraŸnie obserwujemy w tej chwili.Co do paniproœby, niestety, nie mogê jej spe³niæ.Chyba nie muszê pani wyjaœniaæ, ¿enajwiêcej trudnoœci w trakcie zak³adania centralnego banku informacjikomputerowej sprawi³o nam stworzenie odpowiedniego systemu zabezpieczaj¹cegotajnoœæ wiêkszoœci zgromadzonych danych.Dlatego w ¿adnym razie nie mogê paniwydaæ upowa¿nienia.Szczerze mówi¹c, tego rodzaju przedsiêwziêcie.jakby tupowiedzieæ.hmm.przekracza mo¿liwoœci studentki medycyny bêd¹cej na tymetapie nauki, co pani.Dobrze by³oby dla wszystkich, w tym tak¿e pani, gdybyograniczy³a pani swoje zainteresowania do tematów œciœlej zwi¹zanych zestudiami.Na pewno znalaz³oby siê dla pani miejsce w naszym laboratorium badañnad w¹trob¹, gdyby mia³a pani na to ochotê.Studia tak przyzwyczai³y Susan do zachêt, ¿e negatywna reakcja doktora Nelsonaogromnie j¹ zaskoczy³a.Nelson nie tylko nie zainteresowa³ siê jejposzukiwaniami, ale wyraŸnie próbowa³ j¹ do nich zniechêciæ.Po chwiliniezdecydowania wsta³a.- Bardzo dziêkujê za propozycjê.Ale na tyle zaanga¿owa³am siê w ten temat, ¿ejeszcze przez jakiœ czas bêdê siê nim zajmowaæ - powiedzia³a.- Jak pani sobie ¿yczy.Ja pani pomóc nie mogê, bardzo mi przykro.- Dziêkujê za czas, jaki mi pan poœwiêci³ - rzek³a Susan, wyci¹gaj¹c rêkê pomateria³y.- Niestety, nie mo¿e pani d³u¿ej korzystaæ z tych danych - powiedzia³ Nelson,k³ad¹c rêkê miêdzy d³oñ Susan a zadrukowany przez komputer arkusz papieru.Przez sekundê zawaha³a siê.nie cofaj¹c rêki.Jego niespodziewana reakcja znówj¹ zaskoczy³a.Nie mieœci³o jej siê w g³owie, ¿e jest na tyle bezczelny, abyskonfiskowaæ materia³y, które by³y jej w³asnoœci¹.Bez s³owa, staraj¹c siê na niego nie patrzeæ, zebra³a swoje rzeczy i wysz³a.Awtedy dr Nelson natychmiast podniós³ s³uchawkê telefonu i przeprowadzi³rozmowê.Wtorek, 24 lutegoGodzina 10.48Biblioteczka w gabinecie doktora Harrisa wype³niona by³a najnowszymi ksi¹¿kamiz dziedziny anestezjologii, czêœæ z nich przys³ano do oceny jeszcze przedpublikacj¹ w postaci egzemplarzy korektorskich.Dla Susan by³a to nie ladagratka, przebieg³a wiêc wzrokiem tytu³y, szukaj¹c pozycji traktuj¹cyh opowik³aniach.Znalaz³a jedn¹ i zapisa³a tytu³ oraz wydawnictwo.Potem zajê³asiê szukaniem dzie³ ogólnych, których nie widzia³a w bibliotece, i dokona³akolejnego odkrycia.Ksi¹¿ka mia³a tytu³ Œpi¹czka.Patofizjologiczna podstawastanów klinicznych.Podekscytowana zdjê³a tom z pó³ki i przekartkowa³a go,czytaj¹c tytu³y rozdzia³Ã³w.¯a³owa³a, ¿e nie mia³a tej pozycji od samegopocz¹tku.Drzwi do gabinetu otworzy³y siê i po raz drugi w czasie szpitalnej praktykistanê³a oko w oko z doktorem Robertem Harrisem.Od razu poczu³a onieœmielenie,a mo¿e by³a to wzgarda, gdy¿ Harris patrza³ tak, jakby jej nie poznawa³, beznajmniejszego œladu sympatii.Czekanie na niego w gabinecie nie by³o jejpomys³em.Zrobi³a to na wyraŸne polecenie sekretarki, która zaaran¿owa³aspotkanie.Teraz jednak czu³a siê niezrêcznie i jak intruz w jego prywatnymsanktuarium.Fakt, ¿e trzyma³a w rêku jedn¹ z jego ksi¹¿ek, jeszcze bardziejpogarsza³ sytuacjê.- Proszê od³o¿yæ ksi¹¿kê dok³adnie na to samo miejsce, sk¹d j¹ pani wziê³a -rzek³ Harris, odwracaj¹c siê do drzwi, ¿eby je zamkn¹æ.Powiedzia³ to takpowoli i z takim namys³em, jakby zwraca³ siê do dziecka.Zdj¹³ d³ugi bia³yfartuch i zawiesi³ go na haku na drzwiach.Nie odezwawszy siê, zasiad³ podrugiej stronie biurka, otworzy³ wielk¹ ksiêgê i zapisa³ w niej parê zdañ.Zachowywa³ siê tak, jakby Susan w ogóle tu nie by³o.Susan zamknê³a podrêcznik i odstawi³a go na pó³kê.Potem usiad³a w du¿ymfotelu, w którym przed pó³godzin¹ zaczê³a czekaæ na doktora Harrisa.Jedyne okno znajdowa³o siê tu¿ za jego plecami, a wpadaj¹ce przez nie œwiat³o wpo³¹czeniu z jarzeniowym œwiat³em w górze sprawia³o, ¿e Harris ton¹³ w dziwnejsrebrzystej poœwiacie.Bij¹cy prosto w oczy Susan blask zmusi³ j¹ do ichzmru¿enia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]