[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spotkaliśmy zaledwie kilku spóźnionych przechodniów, a droga zdawała się ciągnąć w nieskończoność, ponieważ zrozumiały niepokój mojej towarzyszki i mnie się udzielił.W końcu weszliśmy na Boulevard des Philosophes — jakiś bardziej niż zwykle szeroki, bardziej pusty, bardziej obumarły — smętny obraz śpiącej czcigodności.Ujrzawszy już z daleka dwa oświetlone okna, wyobraziłem sobie panią Haldin, jak czuwa w swoim fotelu udręczona i napięta, pod złym czarem despotycznych rządów; ofiara tyranii i rewolucji, widok zarazem okrutny i niedorzeczny.III— Wstąpi pan na chwilę? — spytała Natalia Haldin.Wymawiałem się spóźnioną porą.— Mama pana tak lubi — nalegała.— Więc wstąpię, żeby się tylko dowiedzieć, jak matka pani się miewa.Powiedziała jakby do siebie:— Nie wiem nawet, czy ona zechce uwierzyć, że nie zdołałam znaleźć pana Razumowa, skoro wbiła sobie w głowę, że ukrywam coś przed nią.Może pan potrafi ją przekonać.— Matka pani może i mnie nie ufać — zauważyłem.— Panu? Dlaczego? Cóż mógłby pan mieć do ukrywania przed nią? Nie jest pan ani Rosjaninem, ani spiskowcem.Poczułem głęboko moją europejską obcość i nie odpowiedziałem już nic, zdecydowałem się jednak wytrwać do końca w swej roli bezradnego widza.Daleki odgłos grzmotów w dolinie Rodanu podchodził coraz bliżej pod uśpione miasto prozaicznych cnót i uniwersalnej gościnności.Na wprost wielkiej, ciemnej bramy przeszliśmy na drugą stronę ulicy i panna Haldin zadzwoniła do drzwi swego mieszkania.Otwarły się prawie natychmiast, jak gdyby starszawa służąca już czekała w przedpokoju na nasz powrót.Jej płaska twarz jaśniała zadowoleniem.— Ten pan przyszedł — oświadczyła, zamykając za nami drzwi.Nie zrozumieliśmy, o co jej chodzi.Panna Haldin zwróciła się do niej żywo:— Kto?— Herr Razumow — objaśniła.Z rozmowy, którą prowadziliśmy przed wyjściem z domu, domyśliła się, w jakim celu jej młoda pani wychodzi.Toteż gdy ten pan wymienił w drzwiach swoje nazwisko, wpuściła go natychmiast.— Nikt tego nie mógł przewidzieć! — szepnęła panna Haldin patrząc na mnie swoimi szarymi, poważnymi oczyma.Przypomniawszy sobie wyraz twarzy Razumowa, kiedy spotkałem go przed czterema mniej więcej godzinami — wyraz prześladowanego przez widma lunatyka — zastanawiałem się, co z tego wyniknie, nie bez uczucia lęku.— Czy uprzedziłaś moją matkę? — zapytała panna Haldin służącą.— Nie.Po prostu wprowadziłam tego pana — odpowiedziała, zdziwiona naszymi zatroskanymi twarzami.— Matka pani była przecież przygotowana — rzekłem półgłosem.— Tak.Ale on nie ma pojęcia…Wydało mi się, że żywi wątpliwości co do jego taktu.Na jej pytanie, od jak dawna ten pan znajdował się u matki, Anna odpowiedziała, że der Herr jest w salonie niecały kwadrans.Czekała jeszcze przez chwilę, po czym odeszła z miną dość wystraszoną.Panna Haldin patrzyła na mnie w milczeniu.— Skoro tak się już stało — powiedziałem — to pani orientuje się przecież dokładnie, co przyjaciel brata może matce powiedzieć.I na pewno później…— Tak — rzekła Natalia Haldin wolno.— Zastanawiam się tylko, czy nie byłoby lepiej nie przeszkadzać im teraz, skoro rozmowa zaczęła się w mojej nieobecności.Zamilkliśmy i, jak sądzę, oboje natężaliśmy słuch, ale żaden dźwięk nie dochodził spoza zamkniętych drzwi.Twarz panny Haldin wyrażała bolesne niezdecydowanie.Uczyniła ruch, jak gdyby chciała wejść, lecz cofnęła się usłyszawszy kroki za drzwiami.Drzwi otworzyły się i Razumow wszedł prosto do przedpokoju, nie zatrzymując się po drodze.Znużenie całego dnia i walka wewnętrzna tak go zmieniły, że mógłbym był nie poznać jego twarzy, która przed kilku zaledwie godzinami — kiedy mijał mnie obok poczty — była wprawdzie bardzo dziwna, lecz całkiem odmienna niż teraz.Nie wydawała się wtedy tak sina i oczy nie były tak posępne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]