[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszêdzie widaæ by³o biegn¹cych ludzi, wci¹gaj¹cych ubrania w chwili, gdy gnaliw stronê nieprzyjaciela lub w przeciwn¹.Robotnicy wpadli w panikê i w znacznymstopniu przeszkodzili w kontrakcji Kompanii.Wielu zabili nasi ludzie, wkurzenitym, ¿e wchodzili im w drogê.Porucznik popêdzi³ przez ten chaos, wywrzaskuj¹c rozkazy.Naj­pierw obsadzi³baterie ciê¿kiej broni i nastawi³ je na stopnie.Wys³a³ wszêdzie goñców zrozkazami, by ka¿da balista, katapulta, mangonel i trebusz przemieœci³y siê napozycjê, z której mog³y ostrzeliwaæ rampê.Dziwi³em siê temu jedynie do chwili,gdy pierwsze stworzenie z zamku pogna³o do domu z cia³em pod ka¿d¹ z pach.Uderzy³a w nie nawa³nica pocisków, która rozdar³a cia³a na strzêpy, zgniot³astwora na miazgê i niemal go pochowa³a.Porucznik rozkaza³, by trebusze miota³y zbiorniki z olejem, które rozbija³y siêna schodach i stawa³y w p³omieniach, gdy ciskano za nimi ogniste kule.La³ siênieprzerwany deszcz oleju i ognia.Stworzenia z zamku nie potrafi³y przebiecprzez p³omienie.Przesta³em ju¿ s¹dziæ, ¿e Porucznik marnowa³ czas na budowê bezu¿ytecznychmachin.Ten facet zna³ siê na swojej robocie.By³ dobry.Jego przy­gotowania orazszybka reakcja mia³y wiêksz¹ wartoœæ ni¿ wszystko, co zrobi³a tej nocy Panirazem ze Schwytanymi.Utrzymywa³ strategi­czn¹ pozycjê przez krytyczne minuty.W chwili, gdy istoty z zamku zorientowa³y siê, ¿e je odciêto, rozpêta³a siêszalona bitwa.Zaatakowa³y natychmiast, staraj¹c siê dotrzeæ do machin.Porucznik da³ znak swym podoficerom i u¿y³ g³Ã³wnej czêœci dostêpnej si³y ¿ywej.Musia³ to zrobiæ.Ka¿de ze stworzeñ by³o wiêcej warte ni¿ dwóch ¿o³nierzy, aponadto pomaga³a im ich ochronna ³una.Tu i ówdzie odwa¿ny obywatel Ja³owca ³apa³ za le¿¹c¹ na ziemi broñ i rzuca³ siêw wir walki.Wiêkszoœæ z nich zap³aci³a najwy¿sz¹ cenê, lecz ich poœwiêceniepomog³o nie dopuœciæ nieprzyjaciela do machin.Dla wszystkich by³o oczywiste, ¿e jeœli stworzenia przedostan¹ siê z du¿¹liczb¹ cia³, nasza sprawa bêdzie przegrana.Wkrótce staniemy twarz¹ w twarz zich panem we w³asnej osobie.Z Eternitu zaczê³y nadlatywaæ pary kul, które rozœwietli³y noc straszliwymikolorami.Wtem w ciemnoœci opadli Schwytani — Kula­wiec i Szept.Oboje z³o¿ylipo jaju, z którego wyklu³ siê ogieñ karmi¹cy siê substancj¹ zamku.Kulawiecunikn¹³ kilku ataków, zatoczy³ kr¹g i posadzi³ dywan w pobli¿u mojego szpitala,gdzie ju¿ w tej chwili mieliœmy nat³ok klientów.Musia³em wycofaæ siê do œrodkai zaj¹æ robot¹, by móc obserwowaæ sytuacjê.Kulawiec porzuci³ swego powietrznego wierzchowca i pomaszero­wa³ w górê zboczaz d³ugim czarnym mieczem, który pob³yskiwa³ z³owieszczo w œwietle p³on¹cejfortecy.Bi³a od niego ³una przypomina­j¹ca tê, która chroni³a stworzenia zzamku.By³a ona jednak ob­darzona znacznie wiêksz¹ moc¹, co udowodni³, gdyprzedosta³ siê przez ci¿bê i zaatakowa³ je.Ich broñ nie mog³a go dosiêgn¹æ,zaœ jego miecz przecina³ je, jakby by³y zrobione ze smalcu.Do owej chwili stworzenia ut³uk³y ju¿ przynajmniej piêciuset ludzi.Wiêkszoœæstanowili robotnicy, lecz równie¿ Kompania dosta³a strasz­liwe lanie, którenadal siê ci¹gnê³o, mimo ¿e Kulawiec odwróci³ kartê, gdy¿ móg³ on toczyæ bójtylko z jednym stworzeniem naraz.Nasi ludzie starali siê powstrzymaænieprzyjaciela, dopóki Schwytany do nich nie dotrze.Wróg zareagowa³ prób¹ zasypania przeciwnika cia³ami, co przy­nios³o pewiensukces.Piêtnaœcie czy dwadzieœcia stworów zwali³o siê na Kulawca i przygniot³ogo sam¹ sw¹ mas¹.Porucznik przeniós³ na chwilê w to miejsce ogieñ swych machini t³uk³ w ów k³êbi¹cy siê stos a¿ do chwili, gdy rozpierzch³ siê on i Kulawiecz powrotem stan¹³ na nogi.Gdy ich plan zawiód³, grupa stworzeñ skupi³a siê i spróbowa³a przebiæ wkierunku zachodnim.Nie wiem, czy mia³y zamiar uciec z pola bitwy, czy te¿zawróciæ i uderzyæ na nas od ty³u.Tuzin, któremu uda³o siê przedostaæ, nadzia³siê na Szept i gêsty opad topi¹cego py³u, który zabija³ pó³ tuzina robotnikówna ka¿de stworzenie z zamku, powstrzyma³ jednak szar¿ê.Ocala³o jedynie piêæstworzeñ.Natychmiast napotka³y one bramê wiod¹c¹ sk¹din¹d, z której bi³ zimny oddechnieskoñczonoœci.Wszystkie zginê³y.Szept tymczasem walczy³a o wysokoœæ.Przypominaj¹ca werbel kaskada trzaskówœciga³a j¹ w górê.By³a lepsz¹ letniczk¹ ni¿ Podró¿, nawet ona jednak niezdo³a³a unikn¹æ obra¿eñ.Opad³a w dó³, a¿ wreszcie osi¹gnê³a grunt z ty³u zafortec¹.W zamku stworzenia pojawi³y siê na zewn¹trz z kotami o dziewiê­ciu ogonach, byugasiæ po¿ary wzniecone przez Szept i Kulawca.Tak wiele substancji fortecyuleg³o zniszczeniu, ¿e ca³a konstrukcja na­bra³a ¿a³osnego wygl¹du.Zniknê³amroczna, straszliwa gracja, któr¹ mia³a w poprzednich tygodniach.Sta³a siê onajedn¹ wielk¹, ciem­n¹, szklist¹ bry³¹.Wydawa³o siê niemo¿liwe, by jakieœstworze­nia wewn¹trz mog³y ocaleæ, a jednak ¿y³y one i kontynuowa³y walkê.Garstka z nich wysz³a na zewn¹trz po rampie i uczyni³a coœ, co wygryz³o czarnekêsy z po¿ogi rozpalonej przez Porucznika.Wszy­stkie stworzenia na stokupogna³y ku domowi.¯adne z nich nie zapomnia³o z³apaæ choæby jednego cia³a.Lodowe drzwi otworzy³y siê ponownie.Ich oddech buchn¹³ na stopnie.Ogieñ zgas³natychmiast.Zginê³a dwudziestka stworzeñ rozbitych na proszek przez pociskiPorucznika.Stwory wewn¹trz obra³y kurs, którego oczekiwa³em z lêkiem od chwili, gdyujrza³em, jak rozbi³a siê Piórko.Skierowa³y na zbocze swój grzmi¹cy czar.Jeœli nie by³ on identyczny z tym, który œciga³ owego dnia Porucznika, Elma,Jednookiego i mnie, to by³ to jego bliski kuzyn.Gdy skierowa³y go na stok, nieby³o widaæ wiele b³ysków czy dymu, pojawi³y siê jednak olbrzymie dziury,których dno czêsto pokryte by³o krwaw¹ miazg¹.Wszystko to wydarzy³o siê tak szybko i w sposób tak dramatyczny, ¿e niktw³aœciwie nie mia³ czasu na myœlenie.Nie w¹tpiê, ¿e nawet Kompania rzuci³abysiê do ucieczki, gdyby wypadki toczy³y siê tak d³ugo, ¿e by³by czas nazastanowienie.W panuj¹cym zamieszaniu ludzie mieli jednak szansê jedynie nawype³nianie ról, do których przygotowywano ich od chwili, gdy dotarli doJa³owca.Nie opuszczali posterunków i — a¿ za czêsto — ginêli.Kulawiec pogna³ po zboczu jak chory na umyœle kurczak.Polowa³, gdacz¹c, nastworzenia, które nie zginê³y na schodach.By³o ich dwadzieœcia.Wiêkszoœæotaczali rozgniewani ¿o³nierze.Niektóre ze stworzeñ zginê³y z r¹k swoich, gdy¿te grupki stanowi³y kusz¹ce cele dla grzmi¹cego czaru.Na wa³ach pojawi³y siê ekipy stworów montuj¹cych urz¹dzenia przypominaj¹ce to,które —jak widzieliœmy — próbowa³y zastosowaæ wczeœniej.Tym razem nie by³o nadnami ¿adnych Schwytanych, którzy mogliby opaœæ w dó³ i daæ im w koœæ.A¿ do chwili, gdy ten dureñ Podró¿, który wygl¹da³ na zdrowo poturbowanego,przebieg³ obok szpitala i ukrad³ dywan Kulawca.Uwa¿a³em dot¹d, ¿e jeden Schwytany nie mo¿e u¿ywaæ wehiku³u drugiego.NajwyraŸniej jednak tak nie by³o, gdy¿ Podró¿ wzbi³ dywan w powietrze iponownie zanurkowa³ nad zamkiem, gdzie zrzuci³ py³ i nastêpne ogniste jajo.Zamek ponownie str¹ci³ go na ziemiê i, pomimo tumultu, us³ysza³em, jak Kulawiecwyje i przeklina go za to [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl