[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pierwsze piêtro prowadzi³y schodki koñcz¹ce siêprostok¹tem mglistej jasnoœci rysuj¹cym g³Ã³wne wejœcie do przytu³ku.Œwiat³ogazowe wydostaj¹ce siê z tej szczeliny barwi³o kolorem ochry wyp³ywaj¹c¹ zwnêtrza mg³ê.Jakaœ postaæ o kanciastej i drapie¿nej sylwetce obserwowa³a nas,stoj¹c w drzwiach.Mierzy³a nas stalowym spojrzeniem, równie szarym jak habit,w który by³a odziana.Trzyma³a paruj¹cy drewniany kube³, z którego wydobywa³siê nieopisany smród.- NiechbêdziepochwalonyJezusChrystusiNajœwiêtszaPanienka - szybko i ¿arliwieprzywita³ siê Fermín.- A gdzie trumna? - hukn¹³ z³owrogi g³os.- Trumna? - spytaliœmy unisono.- Nie jesteœcie z zak³adu pogrzebowego? - zapyta³a zakonnica znu¿onym g³osem.Nie by³em pewien, czy jest to komentarz do naszego wygl¹du, czy po prostunajzwyklejsze pytanie.A Ferminowi oczy tylko rozb³ys³y.- Trumna czeka w samochodzie.Musimy wpierw rzuciæ okiem na klienta.Technicznaprzymiarka.Poczu³em, ¿e mnie mdli.- Wydawa³o mi siê, ¿e pan Collbató mia³ przyjechaæ osobiœcie - rzek³azakonnica.- Pan Collbató prosi najusilniej o wybaczenie, ale w ostatniej dos³ownie chwilimusia³ przyst¹piæ do nader pilnego i skomplikowanego balsamowania.Atletacyrkowy.- Pracujecie u pana Collbató?- Jesteœmy jego praw¹ i lewa rêk¹.Wilfredo Velludo, do us³ug, a to mój m³odyuczeñ Sansón Carrasco.- Bardzo mi mi³o - doda³em.Zakonnica przez chwilê taksowa³a nas wzrokiem, po czym kiwnê³a g³ow¹, obojêtnana odbijaj¹cy siê w jej oczach obraz dwóch strachów na wróble.- Witajcie w Santa Lucia.Jestem siostra Hortensja, to ja dzwoni³am do was.Proszê za mn¹.Udaliœmy siê w milczeniu za siostr¹ Hortensj¹ korytarzem, którego woñ nasuwa³ami skojarzenie z tunelem metra.Mijaliœmy pozbawione drzwi framugi, za którymidostrzec mo¿na by³o sale oœwietlone œwiecami, zape³nione upchanymi przyœcianach ³Ã³¿kami.Gdzieniegdzie rozlega³ siê lament, za zas³onami widaæ by³ozarys postaci.- Têdy - prowadzi³a siostra Hortensja, wyprzedzaj¹c nas o parê metrów.Weszliœmy do przestronnej piwnicy, w której bez trudu mog³em usytuowaæ sceneriêTenebrarium opisan¹ mi wczeœniej przez Fermina.Pó³mrok os³ania³ coœ, co napierwszy rzut oka wydawa³o mi siê kolekcj¹ woskowych figur, siedz¹cych lubporzuconych w k¹tach, z martwymi i szklistymi oczami, b³yszcz¹cymi jak mosiê¿nemonety w œwietle œwiec.Pomyœla³em, ¿e to manekiny albo eksponaty by³egomuzeum.Ale niebawem stwierdzi³em, ¿e siê poruszaj¹, choæ bardzo powoli iostro¿nie.Nie mo¿na by³o okreœliæ ani wieku, ani p³ci.Pokrywaj¹ce je ³achmanyby³y szare jak popió³.- Pan Collbató prosi³, ¿ebyœmy nie dotyka³y niczego i nie sprz¹ta³y - rzek³asiostra Hortensja, t³umacz¹c siê nieomal¿e.- W³o¿y³yœmy tylko biedaka dojednej ze skrzyñ, które tu by³y, bo zaczyna³o padaæ.- Bardzo s³usznie, ostro¿noœci nigdy za wiele - skwitowa³ Fermín.Obrzuci³em go przera¿onym spojrzeniem.Spokojnie pokrêci³ g³ow¹, daj¹c mi dozrozumienia, ¿e panuje nad sytuacj¹.Siostra Hortensja zaprowadzi³a nas doznajduj¹cego siê na koñcu korytarza pomieszczenia wygl¹daj¹cego jak cela, bezœwiat³a ani powietrza.Zdjê³a jedn¹ z lamp gazowych wisz¹cych na œcianie ipoda³a nam.- D³ugo wam to zajmie? Mam sporo roboty.- Nami niech sobie siostra g³owy nie zawraca.Mo¿e siostra spokojnie wróciæ doswoich obowi¹zków, a my ju¿ siê nim zajmiemy.Spokojnie.- Jeœli bêdzie potrzebna pomoc, to jestem w piwnicy, na oddziale ob³o¿niechorych.I mam proœbê, proszê go zabraæ tylnym wejœciem, o ile to mo¿liwe.Lepiej, ¿eby go inni nie widzieli.To ich deprymuje.- Zrobione, proszê siê nie martwiæ - powiedzia³em dr¿¹cym g³osem.Siostra Hortensja przyjrza³a mi siê przez chwilê z uwag¹.Widz¹c j¹ z bliska,zda³em sobie sprawê, ¿e to starsza ju¿ kobieta, prawie staruszka.Odpensjonariuszy tego przybytku dzieli³a j¹ niezbyt wielka ró¿nica wieku.- Czy pañski czeladnik nie jest trochê za m³ody do tej pracy?- ¯ycie wyjawia nam swoje prawdy, nie bacz¹c na wiek - odpar³ Fermín.Zakonnica uœmiechnê³a siê do mnie s³odko, potakuj¹c g³ow¹.Nie by³o nieufnoœciw tym spojrzeniu, a jedynie smutek.- Mimo wszystko - szepnê³a.Odesz³a w mrok, zabieraj¹c kube³ i ci¹gn¹c swój cieñ niczym œlubny welon.Fermín popchn¹³ mnie do œrodka celi.By³o to prymitywne pomieszczenie, wykute wociekaj¹cych wilgoci¹ œcianach jaskini.Z sufitu zwisa³y ³añcuchy, zakoñczonehakami, a w popêkanej pod³odze tkwi³a kratka œciekowa.Poœrodku, na stole zszarawego marmuru spoczywa³a drewniana skrzynia.Fermín uniós³ lampê i z trudemdostrzegliœmy sylwetkê zmar³ego wy³aniaj¹c¹ siê spoœród s³omianej wy œció³ki.Rysy twarzy jak z pergaminu, niemo¿liwe, ostro wyciête, bez ¿ycia.Skóra sina.Oczy, bia³e jak skorupki st³uczonych jajek, otwarte.Poczu³em, jak ¿o³¹dek wywraca mi siê do góry nogami, i odwróci³em wzrok.- No to do roboty - zaapelowa³ Fermín
[ Pobierz całość w formacie PDF ]