[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bez wzglêdu na to, kim naprawdêby³y i sk¹d pochodzi³y, na pewno wygna³a je z domu wojna.Z Boœni, z Kosowa, zMacedonii, z Albanii.Czy¿by Lenz za³o¿y³ w klinice obóz dla uchodŸców?Jurgen Lenz, filantrop udzielaj¹cy schronienia ma³ym, schorowanym zbiegom?Ma³o prawdopodobne.Bo miejsce to zupe³nie nie przypomina³o ani schroniska, ani sanatorium.Tewiejskie dzieci, upchane w przepe³nionych namiotach, marz³y na zimnie.Pilnowali ich uzbrojeni stra¿nicy.Miejsce to przypomina³o raczej obóz dlainternowanych.Nagle us³ysza³ krzyk jakiegoœ ch³opca.Ktoœ go zauwa¿y³.Wkrótce do³¹czyli doniego inni, zaczêli wymachiwaæ do niego rêkami, wo³aæ go i przyzywaæ.Natychmiast zrozumia³, czego chc¹.Chcieli stamt¹d wyjœæ.Chcieli, ¿eby im pomóg³.Widzieli w nim swojego wybawcê, kogoœ z zewn¹trz,kogoœ, kto móg³by ich uwolniæ.Zrobi³o mu siê niedobrze.Zadr¿a³, i tobynajmniej nie z zimna.Co oni tym dzieciom robili?Raptem dobieg³ go krzyk z innej strony obozowiska i zobaczy³ stra¿nika, którycelowa³ w niego z pistoletu maszynowego.Pozostali stra¿nicy te¿ krzyczeli,machali rêkami, ka¿¹c mu odejœæ.GroŸba by³a oczywista: zje¿d¿aj st¹d, bo bêdziemy strzelaæ.Suchy trzask i krok dalej w œnieg pacnê³o kilka kul.Ci ludzie nie ¿artowali.Ci ludzie nie wiedzieli, co znaczy cierpliwoœæ.Te wynêdznia³e dzieci przetrzymywano tu si³¹.A Annê?Czy by³a wœród nich?Bo¿e, b³agam.Oby tylko nic jej siê nie sta³o.Oby tylko ¿y³a.Nie wiedzia³, o co siê modliæ.Czy o to, ¿eby jej tam nie by³o, czy o to, ¿ebytam by³a.Zawróci³ i zjecha³ ze stoku.Widzê, ¿e siê obudziliœmy - rzek³ z promiennym uœmiechem Lenz.Podszed³ do stóp³Ã³¿ka i z³o¿y³ przed sob¹ rêce.- Mo¿e teraz zechce mi pani zdradziæ, komupowiedzia³a pani, kim naprawdê jestem.Pieprz siê.Tak myœla³em - odrzek³ nieporuszony Lenz.- Kiedy organizm wydali ketaminê.-Zerkn¹³ na swój z³oty zegarek.- To znaczy mniej wiêcej za pó³ godziny, podamypani do¿ylnie piêæ miligramów versedu.To bardzo silny opioid.Zna go pani?Mo¿e podawano go pani podczas jakiegoœ zabiegu?Anna patrzy³a na niego pustym, obojêtnym wzrokiem.- Piêæ miligramów wystarczy, ¿eby siê pani rozluŸni³a, zachowuj¹c ca³kowit¹przytomnoœæ umys³u - kontynuowa³ beznamiêtnie Lenz.– Poczuje pani gwa³towneuderzenie krwi do g³owy, ale ju¿ kilka sekund póŸniej ogarnie pani¹ spokój,jakiego nigdy dot¹d pani nie zazna³a.Opuœci pani¹ ca³e napiêcie.To cudowneuczucie.Przekrzywi³ na bok g³owê, jak wielki bia³y ptak.- Gdybyœmy podali pani dawkê uderzeniow¹, przesta³aby pani oddychaæ inajprawdopodobniej umar³a.Dlatego musimy robiæ to stopniowo, powoli, przezosiem, dziesiêæ minut.Nie chcemy, ¿eby sta³o siê pani coœ z³ego.Nie teraz.Anna mruknê³a coœ, w czym - tak¹ przynajmniej mia³a nadziejê - zawiera³ siêzarówno sceptycyzm, jak i jadowity sarkazm.Mimo chemicznie wywo³anego spokojuby³a przera¿ona.Wolelibyœmy raczej, ¿eby znaleziono pani¹ w rozbitym samochodzie.Jeszcze jedenpijany kierowca, jeszcze jedna ofiara wypadku.Nie mam samochodu - wymamrota³a.Ju¿ pani ma.Wynajê³a go pani, a raczej my wynajêliœmy go w pani imieniu.Niema to jak karta kredytowa, prawda? Wczoraj wieczorem aresztowano pani¹ wpobliskim miasteczku.Mia³a pani sporo alkoholu we krwi.Spêdzi³a pani noc wareszcie, a rano pani¹ wypuszczono.Ach, ci pijani kierowcy.Nigdy siê niczegonie naucz¹.Anna nie reagowa³a, lecz jej umys³ pracowa³ na najwy¿szych obrotach, próbuj¹cznaleŸæ wyjœcie z tego potwornego labiryntu.W planie Lenza musia³a byæ jakaœluka, tylko gdzie?- Versed to najlepsze serum prawdy, jakie kiedykolwiek wynaleziono, chocia¿pocz¹tkowo zamierzano je wykorzystaæ zupe³nie inaczej.Œrodki wypróbowane przezCIA, skopolamina, barbiturany takie jak tiopental, rzadko kiedy dzia³a³y.Tymczasem odpowiednia dawka versedu odblokuje umys³ do tego stopnia, ¿e odpowiepani na ka¿de pytanie.A teraz magiczna sztuczka: po przes³uchaniu nie bêdziepani nic pamiêta³a.Czy¿ to nie wspania³e? Bêdzie pani mówi³a, mówi³a iopowiada³a, jednak z chwil¹, gdy pod³¹czymy pani¹ do kroplówki, przestanie panicokolwiek pamiêtaæ.Niezwyk³e, prawda?Do sali wesz³a pielêgniarka, przysadzista kobieta w œrednim wieku.Szerokimibiodrami popycha³a przed sob¹ wózek, na którym le¿a³y fiolki, strzykawki iaparat do mierzenia ciœnienia.Podesz³a bli¿ej, zerknê³a podejrzliwie na Annê izaczê³a nape³niaæ strzykawki p³ynem z fiolek.Na ka¿d¹ strzykawkê nakleja³ajak¹œ karteczkê.To jest Gerta - powiedzia³ Lenz - technik-anestezjolog.Nasza najlepszaspecjalistka.- Pomacha³ Annie na do widzenia i wyszed³.Jak siê czujesz? - rzuci³a Gerta obojêtnym, surowym kontraltem, zawieszaj¹c nastojaku przezroczysty pojemnik z kroplówk¹.Krêci mi siê w.g³owie - wymamrota³a s³abym g³osem Anna, trzepocz¹c powiekamii zamykaj¹c oczy.By³a spiêta, czujna i mocno pobudzona.Opracowa³a ju¿ zarysplanu dzia³ania.Gerta pod³¹czy³a do kroplówki kilka plastikowych rurek.- Zaraz wracam - powiedzia³a.- Pan doktor chce zaczekaæ, a¿ organizm wydaliketaminê.Gdybym poda³a ci teraz versed, mog³abyœ przestaæ oddychaæ.Muszê iœædo magazynu.Ta sonda jest do niczego.- Zamknê³a za sob¹ drzwi.Anna otworzy³a oczy i szarpnê³a siê potê¿nie w lewo, wzmacniaj¹c si³ê impetuszarpniêciem skrêpowanych r¹k.Zaczê³a nabieraæ w tym wprawy; £Ã³¿ko podskoczy³oi przetoczy³o siê kilkanaœcie centymetrów w stronê wózka.Nie mia³a czasu naodpoczynek.Jeszcze jedno szarpniêcie i dotar³a na miejsce.Unios³a ramiona na tyle, na ile pozwala³y jej pasy, przycisnê³a twarz do zimnejkrawêdzi wózka i k¹tem lewego oka zobaczy³a agrafki do zapinania banda¿y.Maleñkie, sterylnie zapakowane, le¿a³y tu¿, tu¿, zaledwie kilka centymetrówdalej.Lecz poza zasiêgiem jej ust.Kiedy mocno przekrzywi³a g³owê, mia³a je dok³adnie przed sob¹.Œciêgna szyi imiêœnie karku napiê³a tak mocno, ¿e zaczê³y dr¿eæ.Ból by³ nie do zniesienia.I wtedy, jak niegrzeczne dziecko, wystawi³a jêzyk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]