[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cicho wycofa³em siê zpoko­ju, obróci³em i „wylecia³em" z powrotem do cia³a.Powrót zaj¹³ mi mniejczasu ni¿ podró¿ w tamt¹ stronê.Czy naprawdê tak by³o? Czy ból w tychostatnich dniach rzeczywiœcie by³ tak dotkliwy, a on nie by³ w stanie wezwaæ¿adnej pomocy? Je¿eli to prawda, to jakim straszliwym wiêzieniem musia³o byædla niego cia³o.Œmieræ by³a prawdziwym wybawieniem.Czy spróbujê „zobaczyæ" goponownie? Nie wiem.Nie wiem, czy powinienem.Mia³em wiele innych doœwiadczeñ,mo¿e mniej oso­bistych, ale równie poruszaj¹cych.Wszystkie one do­prowadzi³ymnie do nieuniknionego wniosku, który ju¿ sam w sobie usprawiedliwia wielegodzin udrêk, niepew­noœci, strachu i rozczarowañ.By³ on pocz¹tkiem czegoœ, coniektórzy nazywaj¹ Skokiem Kwantowym w myœ­leniu, pocz¹tkiem nowego punktuwidzenia i nowych perspektyw.Pozwoli³ nadaæ obecnym bólom i radoœ­ciomodpowiedni wymiar (czym¿e jest minuta, godzina czy rok wobec wiecznejegzystencji?).Otworzy³ drzwi na rzeczywistoœæ, która co prawda mo¿e okazaæ siêniepojê­ta dla umys³u ludzkiego, lecz w dalszym ci¹gu bêdzie prowokowaæciekawoœæ i oskar¿aæ intelekt.A jaka jest moja odpowiedŸ? Po³¹czcie tedoznania z przeœwiadczeniem, i¿ osobowoœæ cz³owieka mo¿e dzia­³aæ irzeczywiœcie dzia³a poza cia³em fizycznym, a mo¿­liwa bêdzie tylko jedna.Je¿eli kryje siê w tym Wielkie Przes³anie, to byæ mo¿e taka odpowiedŸwystarczy.Rozdzia³ ósmy„TAK MÓWI BIBLIA"Je¿eli istota ludzka posiada Drugie Cia³o, je¿eli to Drugie Cia³o nie umierawraz ze œmierci¹, je¿eli oso­bowoœæ i charakter ¿yj¹ dalej w nowej formie to cowtedy? Znów to odwieczne pytanie, które jak na razie bezskutecznie domaga siêodpowiedzi.Stwierdzam, i¿ w ci¹gu dwunastu lat mojej niefizycz­nej aktywnoœci,nie znalaz³em ani jednego dowodu, po­twierdzaj¹cego biblijne wzmianki o Bogu i¿yciu po­œmiertnym w miejscu nazywanym niebem.Byæ mo¿e widzia³em to, ale poprostu nie rozpozna³em.Jest to ca³kiem mo¿liwe.Mo¿e nie jestem odpowiednio„przy­gotowany".Z drugiej strony, to co napotyka³em mog³o byæ pewnego rodzajupierwowzorem, który w ci¹gu se­tek lat uleg³ znacznym zniekszta³ceniom.Zacznijmy od modlitwy uwa¿an¹ za bezpoœredni¹ rozmowê z Bogiem.Poniewa¿nauczono nas to robiæ, wiêc recytujemy j¹ niczym chemiczn¹ formu³kê, nie znaj¹cani jej oryginalnego przeznaczenia, ani znaczenia sk³adników.W ten sam sposóbnasze dzieci œpiewaj¹ Most londyñski wali siê, nic nie wiedz¹c o pochodzeniutej piosenki, czy o jej pierwotnym znaczeniu.Ca³a nasza cywilizacjaprzepe³niona jest takimi irracjonalnymi zwy­czajami.Modlitwa jest bezw¹tpienia jednym z nich.Ktoœ kiedyœ wiedzia³, jak siê modliæ.Próbowa³na­uczyæ tego innych.Niewielu siê jednak nauczy³o.Inni zapamiêtali jedynies³owa, ale nawet i one przez lata uleg³y przemianie.Stopniowo zapomniano isam¹ tech­nikê, choæ na przestrzeni wieków okresowo i przypad­kowo (?)odkrywana by³a na nowo.Bardzo rzadko jednak odkrywca by³ w stanie przekonaæinnych, ¿e Stara, Ustalona Droga nie jest ca³kiem w³aœciwa.Na ten temat, toju¿ wszystko.Stara, Ustalona Droga nie jest wystarczaj¹ca, albo jakwspomina³em, nie po­siadam odpowiednich kwalifikacji lub co gorsza ca³e mojewychowanie religijne by³o niewystarczaj¹ce b¹dŸ nieodpowiednie.W ka¿dym raziew moim przy­padku modlitwy nie dzia³a³y.Oto przyk³ad.W czasie jednej z moichniefizycznych wycieczek pêdzi³em poprzez nicoœæ wracaj¹c do cia³a fizycznego,maj¹c pozornie wszystko pod kontrol¹.Nagle uderzy³em w œcianê z jakiegoœnieprzenikalne­go materia³u.Nie by³em ranny, ale dozna³em silnego wstrz¹su.Przeszkoda by³a twarda, solidna i wydawa³a siê wy­konana z zachodz¹cych nasiebie ogromnych stalowych p³yt, lekko wypuk³ych, jakby by³y czêœci¹ kuli.Próbowa³em przecisn¹æ siê przez nie, ale bez skutku.Poszybowa³em w górê, wdó³, w lewo, w prawo.By³em absolutnie pewny, ¿e moje cia³o fizyczne znajdujesiê za t¹ barier¹.Chyba po godzinie drapania, szarpania i pchania bariery,zacz¹³em siê modliæ.Po kolei wypowiedzia³em wszystkie modlitwy, jakich mnienauczono, a nawet wymyœli³em kilka nowych.Ka¿de zawarte w nich s³owo znaczy³odla mnie o wiele wiêcej ni¿ cokolwiek w ¿yciu.Tak bardzo siê ba³em.I nic siênie sta³o.Wci¹¿ tkwi³em przylepiony do przeszkody, niezdolny do przejœciaprzez ni¹ i powrotu do cia³a.Wpad³em w panikê.Zaciska³em piêœci, krzycza³em ip³aka³em.Po tym bezowocnym wysi³ku uspokoi³em siê, g³Ã³wnie z powoduemocjonalnego wyczerpania.Czuj¹c siê zagubiony le¿a³em tam i odpoczywa³em, odczasu do czasu stukaj¹c w zimn¹, tward¹ œcianê.Nie wiem, jak d³ugo takle¿a³em, zanim wróci³a mi zdolnoœæ racjonalnego myœlenia.Bo w koñcu wróci³a.Nie mog³em zostaæ tu na zawsze przynajmniej nie chcia³em.Sytuacja wydawa³a siêbez wyjœcia.Usi³owa­³em sobie przypomnieæ, czy kiedyœ znajdowa³em siê ju¿ wtakiej beznadziejnej sytuacji.I przypomnia³em sobie.Przed laty kupiliœmy zprzy­jacielem samolot nie znaj¹c zasad pilota¿u tego typu.Jedynym powodem; dlaktórego kupiliœmy w³aœnie ten samolot by³a niska cena i stosunkowo dobry stan.Po kilku lotach dooko³a lotniska postanowiliœmy spróbowaæ akrobacji.Zwypo¿yczonymi spadochrona­mi wystartowaliœmy i wzbiliœmy siê na oko³o 3 tysi¹cemetrów.Wykonaliœmy kilka wolnych ósemek, parê szerokich pêtli i trochêprzewrotów.Wszystko wydawa³o siê w porz¹dku.Ponownie wspiêliœmy siê nazaplanowany pu³ap, skierowaliœmy samolot lekko w dó³ i œci¹gn¹wszy dr¹¿ekzamierzaliœmy wykonaæ ciasn¹ beczkê.Niespodziewanie wpadliœmy w korkoci¹g.Popchnê­liœmy dr¹¿ek do œrodkowego po³o¿enia i dalej do przodu jest to normalnaprocedura wyjœcia z takiej sytuacji.Przedtem dzia³a³o to wspaniale.Tym razemjakoœ nie chcia³o.Korkoci¹g stawa³ siê coraz bardziej p³aski i szy­bki.Niepomaga³o nic ani odpowiednie u³o¿enie steru, ani dodawanie mocy.Ziemiazbli¿a³a siê w zastra­szaj¹cym tempie.Siedz¹cy w przednim kokpicie Billobejrza³ siê.By³ wyraŸnie blady.„Lepiej wyskakujmy!" wrzasn¹³ przekrzykuj¹cryk wiatru.Ja tak¿e by³em gotów to zrobiæ.Jedyn¹ rzecz¹, jaka trzyma³a mniena miejscu by³a ewentualnoœæ utraty samolotu, na którego kupno tak d³ugooszczêdza³em.Pomyœla³em, ¿e próbowaliœmy wszystkiego, prócz tej jednej rzeczy,jakiej nie wolno robiæ, kiedy wpada siê w korkoci¹g œci¹gn¹æ dr¹¿ek do siebie.Co mia³em do stracenia? Poci¹gn¹³em dr¹¿ek do siebie.Samolot natychmiastwyszed³ z korkoci¹gu i nabra³ szybkoœci.Powoli ob­raca³em nim, dopóki ziemianie znalaz³a siê tam, gdzie byæ powinna.Wyl¹dowaliœmy bezpiecznie, po czymcali dr¿¹c, wygrzebaliœmy siê z kabin i usiedliœmy na trawie.Wpadliœmy wzewnêtrzny korkoci¹g.¯aden z nas nie widzia³ przedtem takiego korkoci¹gu, anitym bardziej go nie próbowa³.Przypomniawszy sobie o tym korkoci¹gupostanowi­³em zastosowaæ tamten pomys³ tak¿e teraz, kiedy le¿a­³em opieraj¹csiê o barierê.Wszystkie kierunki, jakie do tej pory obra³em w górê, w dó³, nalewo i prawo zakoñczy³y siê niepowodzeniem.Pozosta³ jeszcze jeden kierunek,choæ ca³a moja wie­dza podpowiada³a, i¿ nie ma w tym sensu.Ale je¿elispróbujê, nie pogorszy to przecie¿ mojego po³o¿enia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl