[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwilowo by³ bezpieczny.Po kolacji w La Venta del Alma, czaruj¹cej gospodzie na drugim brzegu rzeki,monsieur Mauritania wyszed³ na taras Parador Conde de Orgaz, najbardziejluksusowego hotelu w Toledo.Spojrza³ na zegarek.Tak, mia³ jeszcze czas.Odje¿d¿a³ dopiero za godzinê.Rozkoszuj¹c siê chwil¹, podziwia³ nocny widok.Hen, wysoko, nad spowit¹ksiê¿ycowym blaskiem rzek¹, w kalejdoskopie œwiate³ i cieni rozci¹ga³o siêstare Toledo, tak piêkne, ¿e mog³oby powstaæ ze strof Arabskich Nocy,wspania³ego perskiego poematu mi³osnego.Prymitywni przedstawiciele zachodniejkultury, ludzie aprobuj¹cy w¹sk¹ koncepcjê Boga i md³awego, bezbarwnegoZbawiciela, nigdy tego miasta nie zrozumiej¹.Ale có¿, ludzie ci potrafilizmieniæ kobietê w mê¿czyznê, plugawi¹c i zniekszta³caj¹c prawdê i o niej, i onim.Nigdzie nie widaæ by³o tego wyraŸniej ni¿ tu, w tym wielkim mieœcieProroka, gdzie ka¿dy pomnik, ka¿dy zabytek i przeœwietn¹ pami¹tkê z przesz³oœcitraktowano jak œwiecide³ko, gdzie za pieni¹dze ³gano i k³amano.Upaja³ siê tym widokiem, ch³on¹³ go ca³ym sob¹.To by³o miejsce œwiête, ¿ywewspomnienie cudownej epoki sprzed tysi¹ca lat, gdy panowali tu Arabowie, gdy natym zamieszkanym przez niepiœmiennych dzikusów odludziu powsta³ oœrodek kulturyœwiat³ych Maurów.Mêdrcy i uczeni pisali tu œwiête ksiêgi, muzu³manie,chrzeœcijanie i ¿ydzi ¿yli ze sob¹ w zgodzie i harmonii, ucz¹c siê swoichjêzyków, studiuj¹c swoj¹ kulturê i wiarê.A teraz, pomyœla³ z gniewem, chrzeœcijanie i ¿ydzi twierdz¹, ¿e islam jestreligi¹ barbarzyñsk¹, teraz chc¹ zetrzeæ z powierzchni ziemi wszelkie jejœlady.Ale ponios¹ klêskê.Islam powstanie i zatriumfuje znowu.Ju¿ on tegodopilnuje.Poch³odnia³o, wiêc postawiwszy ko³nierz skórzanej kurtki, dalej kontemplowa³bogactwa tego dekadenckiego teraz miasta.Ludzie przyje¿d¿ali je fotografowaæ ikupowaæ tanie pami¹tki, poniewa¿ zamiast duszy mieli pieni¹dze.Niewieluodwiedza³o Toledo, ¿eby siê czegoœ nauczyæ, ¿eby pomyœleæ, czym miasto to by³okiedyœ, ¿eby zrozumieæ, czym obdarowa³o je œwiat³o islamu w czasach, gdychrzeœcijañska Europa tonê³a w mrokach nietolerancyjnego œredniowiecza.Zgorycz¹ pomyœla³ o swojej biednej, g³oduj¹cej ojczyŸnie, gdzie piaski Saharypowoli zabija³y i ziemiê, i ludzi.A niewierni dziwili siê, ¿e ich nienawidzi, ¿e chce ich zniszczyæ, ¿e chcewskrzesiæ dawn¹ chwa³ê islamu.Wskrzesiæ kulturê, która chciwoœæ i pieni¹dze maza nic.Potêgê, która w³ada³a tymi ziemiami przez tyle stuleci.Nie by³fundamentalist¹.By³ pragmatykiem.Najpierw da nauczkê ¯ydom.Potem Amerykanom.Niech czekaj¹ na swoj¹ kolej, niech siê spoc¹ ze strachu.Zdawa³ sobie sprawê, ¿e Zachód niewiele o nim wie.I dobrze, w³aœnie na toliczy³.Mia³ delikatne rêce, delikatn¹ twarz, pulchne cia³o - zdawa³ siê takis³aby i bezbronny.Ale on zna³ prawdê.Mia³ duszê bohatera.Sta³ w nocnej ciszy na tarasie pa³acowego hotelu, podziwiaj¹c wie¿ê wielkiejchrzeœcijañskiej katedry i potê¿ny masyw Aklazaru, który przed prawie tysi¹cempiêciuset laty wznieœli jego pustynni ziomkowie.Mia³ kamienn¹ twarz, leczkipia³ gniewem.Wœciek³oœæ gnêbi³a go i pali³a, podsycana wiekami zadawnionejnienawiœci i wœciek³oœci.Jego lud powstanie.Ale tym razem powoli, ostro¿nie,ma³ymi krokami, z których pierwszym bêdzie cios, jaki zada ¯ydom.Rozdzia³ 13Le¿a³ pod p³acz¹c¹ wierzb¹ nad brzegiem spowitego blaskiem ksiê¿yca Tagu.Nads³uchiwa³.Baskowie przestali rozmawiaæ, miejskie odg³osy powoli cich³y.Zaskrzecza³ wodny ptak, coœ plusnê³o w rzece.Jon gwa³townie przesun¹³ pistolet w lewo.Z wody ktoœ wyszed³, srebrzystoszaryniczym nocna zjawa.Ktoœ inny przeczesywa³ s¹siedni pagórek.Ten, który wyszed³z rzeki, mrukn¹³ coœ po baskijsku, do³¹czy³ do tego z pagórka i ramiê w ramiêposzli dalej.Smith wypuœci³ powietrze, przykucn¹³ i trzymaj¹c siê przy ziemi, ruszy³ zanimi.Teraz by³o ich szeœciu, pod¹¿ali w kierunku mostu Puente de San Martin.Gdy ten id¹cy gór¹ zbocza dotar³ do mostu, wymienili seriê znaków rêkami igwa³townie skrêcili w stronê brzegu.Jon pad³ na ziemiê.Ocieraj¹c sobie³okcie, wtoczy³ siê za g³azy, zanim zd¹¿yli go zauwa¿yæ.Nad wod¹ Baskowie przykucnêli, ¿eby odbyæ naradê.Zumaia, Iturbi, Elizondo -Smith nie widzia³ ich twarzy.Rozmawiali szybko po baskijsku i hiszpañsku,zrozumia³, nad czym radzili [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl