[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Brawo — zawołał i dodał, zwracając się do widzów: — Uznajmy to jako udaną wariację na temat.— A mnie się zdaje, że to kpina — sprzeciwił się Marat — i będę przy tym obstawał.— Aleksander Siergiejewicz do mnie przychodził — oświadczyła mała poetka — i szeptał mi do ucha odpowiednie słowa i wyrażenia.Zapamiętałam je i teraz wam przynoszę.Myślę, że nie zdążył zapisać tych utworów, skoro zastrzelili go w pojedynku.— Otóż to — wtrąciła Czumaziłła.— Zdołał jednak zapisać je dzięki tobie, co prawda za cenę kawałka mózgu.— Daj spokój, Czumaziłło — wziął ją w obronę generał.— Tak się jej wydaje.Każdy z nas ma swój wewnętrzny świat fantazji.— Ona chyba udaje — zasugerował Igor tak cicho, żeby tylko Lusia mogła go usłyszeć.— Ona mi się w ogóle nie podoba — szepnęła dziewczyna.Igor pogładził jej wciąż piękne włosy, choć nie tak błyszczące życiem jak dawniej.Po koncercie odbywały się ożywione rozmowy i zażarte dyskusje.Generał bardzo cenił ten rodzaj międzyludzkich kontaktów.— Dopóki interesujemy się sobą wzajemnie, dopóty jesteśmy żywi — mawiał.Kruszyna usiadła u jego stóp, jak żywy kłębuszek.Wodziła po dyskutantach zdziwionym spojrzeniem błękitnych oczu, z półotwartymi koralowymi usteczkami, jakby chciała wtrącić się do rozmowy, lecz powstrzymała się, zmieszana ich śmiałością.Uniosła śliczną główkę w stronę generała.Ten ciągle mrugał oczyma, zdejmował i przecierał okulary z miną winowajcy, jakby obawiał się, że jego uczniowie zauważą słabość mistrza.Marat Czubajew przysiadł się do Igora i zaczął mówić o poezji jako o kwestii szacunku.Nie może przecież człowiek przekręcający cudze wspaniałe strofy, choćby i podświadomie uważać się za prawdziwego poetę, nieprawdaż?Kiedy Kruszyna porzuciła miejsce obok generała i zbliżyła się do nich, poeta odszedł demonstracyjnie.— Jak się pani nazywa? — zapytała Lusi.— Wszyscy mówią na mnie Kruszyna, a naprawdę mam na imię Miranda.Ładnie, prawda?— Lusia.— A nazwisko?— Tichonowa.— Jakie zgrabne połączenie — oceniła Kruszyna Miranda.— Od dawna jest pani tutaj?— Nie bardzo.— Też się pani poświęciła poezji? — Nie.— Co za szkoda! Wszyscy dobrzy ludzie powinni być poetami.Czy nie spotkałyśmy się już kiedyś?— Na pewno nie — odparła Ludmiła.— Zapamiętałabym panią.— Całkiem słusznie! Chciałabym się z wami zaprzyjaźnić z panią i jej chłopakiem.— Mnie ma pani na myśli? — zapytał Igor.— Może mnie pan pocałować.Wszyscy mi mówią, że mam jedwabną skórę, więc pan pewnie też ma na to ochotę, prawda? Lusia nie będzie się gniewać.Kruszyna zaniosła się perlistym śmiechem, nieco odsunęła od Lusi, a potem pochyliła się ku Igorowi.Poczuł na po liczku lekkie muśnięcie jej warg.— Ach, jaki on słodki — stwierdziła.— Będziemy razem spacerować.Lubicie długie przechadzki?— Czasem gdzieś chodzimy — odpowiedziała Lusia, bardzo tym rozbawiona.Igor wyczuł w zachowaniu karliczki coś złowieszczego.Nie potrafiłby tego racjonalnie wyjaśnić, a jednak intuicja ostrzegała go z siłą syreny alarmowej.— Ja lubię chodzić brzegiem morza.Pięknie tam, prawda?— Prawda — przytaknęła Lusia.— Masz prześliczne włosy.Tutaj wszystkim wypadają.Ty nie masz z tym problemu?— Nie mam.— Nie dalej jak wczoraj chodziłam po plaży, ale was nie spotkałam.Chodziliście tam wczoraj?— Co to znaczy: wczoraj? — zapytał Igor.— To znaczy niedawno — odparła Kruszyna.— Będę cię nazywała Igorkiem.Wyglądasz jak wiking z moich dziewczęcych marzeń.Szkoda, że nie mogę ci go odbić, Lusiu.— Skąd pani zna moje imię? — zapytał ostro chłopak.— Kodzi mi powiedział.On jest taki miły.Może wyjdę za niego.Będę miała uroczego, platonicznego męża.Czy to nie jest spełnienie pragnień kobiety w mojej sytuacji?— Nie widzę niczego szczególnego w pani sytuacji — odparła Lusia, której Kruszyna także się nie podobała.Właściwie początkowo uważała ją za zabawną, ale teraz zaczęła dostrzegać u niej małe ostre ząbki, jak u młodziutkiego rekina.W tej chwili podszedł generał.— Pozwolę sobie przerwać waszą rozmowę — oznajmił.— Kiedy spogląda się na was z boku, ma się wrażenie, jakbyśmy wciąż przebywali w świecie żywych.Cieszę się, że już się zaprzyjaźniliście.— Jak pani odnalazła generała? — zapytał Igor.— To ja ją znalazłem — odpowiedział za nią Japończyk.— Podczas spaceru ujrzałem jej filigranową figurkę, biegnącą po ulicy.Ot i wszystko.— Goniły za mną szczury — oświadczyła Kruszyna, drżąc na samo wspomnienie.— Nie wiedziałam, dokąd uciekać.Szczury były częścią miejscowego folkloru.Wielu ludzi twierdziło, że je widziało, inni mówili, że nawet rozumne szczury nie zdołałyby przedostać się do Czyśćca.Igor i Lusia wiedzieli jednak, że w tym świecie jest przynajmniej jeden piesek.A skoro mogą być psy, tym bardziej prawdopodobne są szczury.— Takie ogromne.Rozstawiła ręce na całą szerokość, żeby pokazać jak były wielkie.— Kruszyna zamieszka u mnie — oświadczył generał.Uwiesiła się u jego ramienia, ocierając się jak mały kociak.— Niech Bóg da panu zdrowie, generale — odparła Czu maziłła.Wszyscy obecni odczuwali różne stopnie zazdrości.Do tej pory generał należał do wszystkich.Miłość platoniczna także może wzbudzać zazdrość.Igor i Lusia mieli daleko do domu, wyszli więc najwcześniej.Chociaż mieszkali razem z Czumaziłłą i Edkiem, pragnęli pobyć tylko we dwoje.Zeszli z Królewskiego Prospektu na szyny tramwajowe i trzymając się tej linii, minęli Zwierzyniec na tyłach Twierdzy Pietropawłowskiej.Znikła gdzieś dzwonnica soboru, a może nigdy nie doczekała się złotej igły na czubku, przez co zmienił się miejski krajobraz.Później przeszli przez most w stronę Domu Puszkina i skręcili w lewo, ku kolumnom Giełdy.Na stopniach jej schodów ujrzeli coś okropnego.Wiedzieli to i owo o bandytach i mordercach, lecz ten widok przekraczał wszelkie wyobrażenia.Leżały tam cztery trupy, przy czym dwa bezgłowe.Zapewne zabójca bał się, że jego ofiary ożyją, jak to się tu nierzadko zdarzało.Nie zdobyli się na to, aby podejść do zwłok.Oczywiście, można było przeszukać im kieszenie, aby się dowiedzieć kim byli ci ludzie.W gruncie rzeczy jednak ich tożsamość nie miała w Czyśćcu żadnego znaczenia.Przypominały jedynie o znikomości ludzkiego istnienia.— Chcę stąd uciec — powiedziała Lusia.— Jak?Dziewczyna nie po raz pierwszy zaczynała taką rozmowę i chłopak wiedział, co będzie dalej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]