[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ta uśmiecha się, zamyka oczy i potwierdza: „Nic nie czuję, choć tną mnie jak chleb z masłem”.A lekarze w tym czasie chlastali ją tymi swoimi skalpelami.Wycięli jej wszystko co trzeba, a psycholog przez telewizor powiada do niej: „Otwórz oczy.Przyznaj się, że jest ci dobrze?” „Oj, dobrze!” — przyznaje się kobieta.A psycholog jej mówi: „No to koniec zabiegu, przez dziesięć dni nic nie będziesz czuła, a potem wszystko się zagoi”.— Hipnoza — powiedział Minc.— Wiadomo, że hipnoza — zgodził się Grubin.— W naszej telewizji też taki facet gadał o chlebie z masłem.Czyżby to był tylko przypadek?— Oni widocznie takie coś we wszystkich galaktykach mówią — rozwiązał problem Grubin.— Być może — powiedział Udałow.— Najważniejsze jest to, co się stało potem.Wrócił ów psycholog do domu i od razu zadzwonił telefon od naczelnika miasta.Że niby psycholog ma się stawić na dywanik.Psycholog powiada: Zmęczony jestem z powodu wysiłku psychicznego, nie idę! Tylko co się położył — pukanie do drzwi i pojawia się ten naczelnik.Naczelnik był osobą nową na stanowisku, aktywną, ciągle szukał jakiegoś powodu do wyróżnienia się, jak by tu być w zgodzie z nowymi trendami.Zadręczał się chęcią wybicia.Zobaczył ten program w telewizji i aż mu serce stanęło — oto szansa! Wszedł więc ten naczelnik do psychologa i uprzejmie zagaja:— Jeśli nie idzie góra do Mahometa, to Mahomet idzie do góry.— U nich też jest Mahomet? — zapytał szyderczo uśmiechając się Łożkin.— Umownie, to jest umownie! — odpędził się od jego dociekliwości Udałow.— Przyszedł zatem do psychologa i mówi:— Jesteśmy w trakcie wielkiej wojny z alkoholizmem, zmiany na froncie tej walki są ogromne: albo my go wypieramy, albo on nas.— A co ja mam do tego? — pyta psycholog.— Ja nie piję.— Ty mi odpowiedz: możesz wpłynąć przez telewizor na jedną osobę, czy możesz i na cały kolektyw?— Mogę i na kolektyw.— No to wystąpisz, zasugerujesz ludziom, że napoje spirytusowe szkodzą.Jeśli tak postąpisz, załatwimy ci godziwe warunki mieszkaniowe.A jak nie — zdemaskujemy cię w felietonie.Nie było o czym dyskutować, psycholog się zgodził.Warunki mieszkaniowe miał pod psem.W odpowiednim terminie miejscowa telewizja ogłosiła, że wszyscy powinni zasiąść przed telewizorami, ponieważ będzie miał miejsce ważny komunikat.Wszyscy grzecznie zasiedli, ekrany się włączyły, psycholog popatrzył miastowym w oczy i powiedział:— Drodzy towarzysze widzowie! Od dzisiejszego dnia nie będzie się wam chciało pić wódki, ani nawet piwa.Wywołują one w was wstręt i obrzydzenie.Nawet was nie ciągnie do nich.Zrobił swoje i poszedł spać.A naczelnik miasta — nie.Najpierw przetestował sprawę na sobie — wyjął z barku butelkę koniaku, pokręcił w ręku i pomyślał: „Po co ludzie marnują swoje zdrowie?” Ale kierownictwo to jeszcze nie cały naród.Tak więc naczelnik przed otwarciem sklepu monopolowego zaczaił się w pobliżu i zaczął obserwować.Sklep otwarto, ale nie było w nim żadnej kolejki.Przez pierwszą godzinę weszły do niego ze dwie osoby, takie, co to przed telewizorem nie siedziały.Kupili po butelce, ale nie mieli z kim na miejscu wypić.Z czystym sumieniem pojechał naczelnik do województwa.I zameldował na naradzie:— Nasze miasto jest trzeźwe na dziewięćdziesiąt dziewięć i dziewięć dziesiątych procenta! Kto nie wierzy — niech sprawdzi sam! Możecie nie planować w naszym miejskim handlu sprzedaży wódki.Sala zareagowała śmiechem, hałasem.Ale minął miesiąc i co? Wraca z tego miasta nie sprzedana wódka! I ani jednej skargi na brak alkoholu w sklepach.Chcieli czy nie — musieli uwierzyć.Ta wiadomość zaniepokoiła naczelnika miasta sąsiedniego.Od dawna konkurowały te dwa miasta ze sobą, a tu takie wydarzenie! A dodać należy, że żona naczelnika drugiego miasta miała siostrę w pierwszym mieście.Tak więc tajemnica sukcesu szybko przestała być tajemnicą.Wymyślił ów drugi naczelnik ruch dywersyjny, albowiem młody był, przepełniały go siły i pomysły.Powiedział do swojej sekretarki:— Nasz sąsiad ma w ręku złotą rybkę, a on gwoździe nią wbija.Wieczorem przed nowym mieszkaniem lekarza zatrzymał się samochód, wysiadł z niego zastępca drugiego naczelnika i wniósł do mieszkania firmowy tort i bukiet purpurowych goździków.— To od pańskich wielbicieli z naszego miasta — powiedział.— Dziękuję — odparł lekarz.— Jestem bardzo wzruszony.— Proszę mi powiedzieć — zapytał zastępca naczelnika.— Za jakie honorarium wystąpi pan w naszej telewizji miejskiej z odczytem o szkodliwości alkoholu? U nas też jest jeszcze kilku pijaków i bardzo byśmy chcieli ich reedukować.Nie za bardzo chciało się psychologowi jechać do obcego miasta, ale przekonano go, że służy szlachetnej sprawie.Więc się zgodził.Tam, w telewizji miejskiej, pomyślnie przeprowadził walkę z alkoholizmem, a naczelnik, będący tego świadkiem, powiedział doń z przekonaniem:— Kochany nasz psychologu, mamy dla ciebie zadania.Tylko mi się tu nie stawiaj, rękami nie machaj, nie sprzeciwiaj się, bo i tak jesteś w naszych rękach.Nieszczęście przytrafiło się naszemu miastu — strasznie brakuje mięsa i cukru.— No to co? — zapytał psycholog, który wcale tak szybko nie myślał jak naczelnik.Może dlatego nie został naczelnikiem.Przypominam sobie pewien taki przypadek z Guslaru…— Bez dygresji! — rzucił Łożkin.— Opowiadaj o sprawie.Bez lirycznych odstępów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl