[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiesz, czy jesteœ naserio zawodnikiem, czy tylko rezer­wowym.- I ¿adnego potwierdzenia, dopóki nie up³ynie termin zg³aszania rezygnacji -przytakn¹³ McVries, mówi¹c to tak,jakby ten termin min¹³ lata temu, a nie zaledwie przed czte­rema dniami.- No,lubi¹ puszczaæ karty w tas po swojemu.Ktoœ w t³umie wypuœci³ chmurê balonów,czerwonych, b³êkitnych, zielonych, ¿Ã³³tych.Wiatr unosi³ je w dal.- Chyba tak - powiedzia³ Garraty.- Ogl¹daliœmy w tele­wizji, jak major losujenazwiska.Wyci¹gn¹³ moje z bêbna ja­ko siedemdziesi¹te trzecie.Spad³em zfotela.Po prostu nie mog³em uwierzyæ.- Tak, to nie mog³eœ byæ ty - przytakn¹³ McVries.- Ta­kie rzeczy zawszetrafiaj¹ siê innym.- No, tak to w³aœnie czu³em.Wtedy wszyscy dobrali siê do mnie.Ju¿ nie by³ojak przy pierwszym terminie sk³ada­nia rezygnacji, kiedy tylko kadzono mi idos³adzano do wy­rzygania.Jan.Przerwa³.Czemu? Powiedzia³ ju¿ prawie wszystko.Albo sam nie do¿yje koñca,albo McVries.Pewnie obaj.- Jan powiedzia³a, ¿e zrobi ze mn¹ wszystko.Kiedy ze­chcê, jak zechcê, ilerazy zechcê, jeœli skorzystam z ostatnie­go terminu rezygnacji.Powiedzia³emjej, ¿e wtedy bêdê siê czu³ jak oportunista i ³ajdak, a ona siê wœciek³a.Mówi³a, ¿e to lepsze ni¿ byæ martwym, a potem bardzo p³aka³a.I b³aga­³amnie.Gdyby poprosi³a mnie o cokolwiek innego, pró­bowa³bym to zrobiæ.Aletego w³aœnie.nie mog³em.Nie mo­g³em zadzwoniæ pod numer osiemset.Po jakimœczasie chyba zaczê³a rozumieæ.Mo¿e ja te¿, co nie by³o.nie jest.naj­lepsze.Potem dobra³ siê do mnie doktor Patterson.Jest diagno­st¹ i ma wredny logicznyumys³.Mówi³: „S³uchaj, Ray.Li­cz¹c zawodników i rezerwowych, twoje szansêprze¿ycia s¹ jak jeden do piêædziesiêciu.Nie rób tego swojej matce".By­³emwobec niego uprzejmy, dok¹d siê da³o, ale wreszcie po­wiedzia³em, ¿eby siêpoca³owa³ w nos.Powiedzia³em mu, ¿e jego szansê na œlub z moj¹ matk¹ s¹ bardzomarne, ale ni­gdy nie zauwa¿y³em, ¿eby zrezygnowa³ z tego powodu.Garraty przeci¹gn¹³ rêkami po szopie, jak¹ mia³ na g³o­wie.Zapomnia³ odwusekundowym marginesie.- Bo¿e, ale siê wœciek³.Szala³.Powiedzia³, ¿e jeœli chcê z³amaæ serce matce,to proszê bardzo.¯e jestem pozbawio­ny uczuæ, jak.kleszcz, tak, chyba jakkleszcz, mo¿e to ja­kieœ rodzinne powiedzenie, nie wiem.Spyta³, jak siê czujê,wycinaj¹c taki numer mamie i takiej mi³ej dziewczynie jak Jan.Wiêcskontrowa³em go moj¹ bezsporn¹ logik¹.- Tak? - mrukn¹³ McVries, uœmiechaj¹c siê.- A co to by³o?- Powiedzia³em mu, ¿e jak siê nie wyniesie, to mu przy­³o¿ê.- A co na to wszystko twoja matka?- Nie mówi³a wiele.Chyba nie mog³a w to uwierzyæ.I myœla³a o tym, co dostanê,jeœli wygram.Nagroda.czego dusza zapragnie przez resztê ¿ycia.to jakoœj¹ zaœlepi³o.Mój brat, Jeff, umar³ na zapalenie p³uc, kiedy mia³em szeœæ lati.to okrutne.ale nie wiem, jak byœmy dawali sobie ra­dê, gdyby ¿y³.I.chyba wci¹¿ myœla³a, ¿e uda mi siê z tego wycofaæ, kiedy oka¿e siê, ¿e jestem wgrupie zawodników.Pociesza³a siê: „Major to taki mi³y cz³owiek.Jestem pewna,¿e pozwoli ci zrezygnowaæ, skoro tylko zrozumie okoliczno­œci".Ale onipotrafi¹ spatrolowaæ tak samo szybko za pró­bê wycofania siê z WielkiegoMarszu, jak i za wystêpowanie przeciwko niemu.A potem dosta³em telefon iwiedzia³em, ¿e jestem zawodnikiem.- Ja nie by³em.- Nie?- Nie.Dwunastu wybranych zawodników skorzysta³o z mo¿liwoœci rezygnacji dotrzydziestego kwietnia.Ja by³em dwunasty na liœcie rezerwy.Dosta³em telefontu¿ po jedena­stej wieczorem cztery dni temu.- Jezu! Naprawdê?- Aha.W ostatniej chwili.- Nie czujesz z tego powodu.goryczy?McVries tylko wzruszy³ ramionami.Garraty spojrza³ na zegarek.Trzecia dwie.Wszystko siê u³o¿y.Jego cieñ,wyd³u¿ony w popo³udniowym s³oñcu, sun¹³ po szosie z nieco wiêksz¹ pewnoœci¹siebie.By³ mi³y, œwie¿y wiosenny dzionek.- Pete, czy wci¹¿ myœlisz, ¿e móg³byœ po prostu.usi¹œæ? Prze¿y³eœ wiêkszoœæz nich.Szeœædziesiêciu jeden.- Myœlê, ¿e nie liczy siê to, ilu j¹ prze¿yjê, czy ilu ty prze­¿y³eœ.Nadchodziczas, kiedy ci siê odechciewa.Dawniej ba­wi³em siê œwietnie, pacykuj¹c farbamiolejnymi.I moje obra­zy by³y niez³e.Wtem jednego dnia.koniec.Niedoszed³em do tego stopniowo, po prostu przesta³em.Jednego wieczora poszed³emspaæ lubi¹c malowaæ, a kiedy siê obudzi³em, by­³o mi to obojêtne jakzesz³oroczny œnieg.- Trzymanie siê ¿ycia ciê¿ko sklasyfikowaæ jako hobby.- A co z nurkowaniem? Polowaniem na grubego zwie­rza? Wspinaczk¹ wysokogórsk¹?A pomyœl o jakimœ pó³­g³Ã³wku robolu, dla którego jedyn¹ rozrywk¹ jestprowoko­wanie bójek w sobotni wieczór.Musisz przyznaæ, ¿e trzymanie siê ¿yciato prawdziwe hobby.Tak ju¿ jest.Garraty nic nie powiedzia³.- Lepiej podkrêæ trochê tempo - rzek³ ³agodnie McVries.- Szybkoœæ nam spada.Nie mo¿emy sobie na to pozwoliæ.Garraty przyspieszy³.- Mój tato jest wspó³w³aœcicielem zajezdnego kina pod go³ym niebem - mówi³McVries.- Zamierza³ mnie zwi¹zaæ i zakneblowaæ w piwnicy pod stoiskiemspo¿ywczym, ¿eby mnie zatrzymaæ, bez wzglêdu na Patrole.- Co zrobi³eœ? Wymêczy³eœ zgodê?- Nie by³o na to czasu.Od tamtego telefonu mia³em tyl­ko dziesiêæ godzin.Podstawili na lotnisku na wyspie Pre­sque samolot i samochód z wypo¿yczalni.Ojciec szala³, wœcieka³ siê, a ja tylko potakiwa³em.Nie minê³o wiele cza­su,kiedy rozleg³o siê pukanie do drzwi.Otworzy³a mama.Na werandzie sta³o dwóchnajwiêkszych, najgroŸniej wy­gl¹daj¹cych ¿o³nierzy, jakich widzia³em na oczy.Ch³opie, byli tak brzydcy, ¿e zegary mog³y stawaæ na ich widok.Taciewystarczy³o jedno spojrzenie na nich i powiedzia³: „Pete, idŸ na górê i spakujswój skautowski plecak" [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl