[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Luk – rzekł Bzya, wyciągając rękę.– Lepiej, żebyś go odzyskał.– Głos Poławiacza brzmiał niewyraźnie, jakby jego usta spowijała warstwa materiału.Chłopiec skinął głową i wygramolił się przez właz.Żółtofioletowe Powietrze było tak gęste, że prawie nie dostarczało światła.Fan- miał wrażenie, że jest zawieszony w bańce o ciemnych ścianach, o średnicy około czterech ludzi.Dzwon wisiał w środku tej bańki; dryfujące cielsko.Za nim rozciągała się masywna, wytrzymała ściana Grzbietu; jej górne i dolne krawędzie ginęły w zamglonym Powietrzu.Obserwując drewnianą kolumnę.Fair widział opasujące ją na całej długości kable z materii rdzeniowej – musiały one wytwarzać pole magnetyczne, takie jak pole Dzwonu, żeby Grzbiet nie rozpuścił się w niższej warstwie Podpłaszcza.Z kolei liny i kable Dzwonu wiły się w kierunku górnego Płaszcza; tamten świat wydawał się początkującemu Poławiaczowi nieskończenie odległy.Oderwany luk znajdował się dość blisko.Z łatwością zbliżył się do niego, aczkolwiek wokoło kleiste Powietrze krępowało ruchy.Schwycił okrągłą pokrywę i szybko przekazał Bzyi.–A teraz berg! – zawołał Hosch.– Widzisz go? Farr rozejrzał się dookoła.Pomiędzy Dzwonem a Grzbietem zalegał jakiś bryłowaty twór, długi na pół człowieka, ciemny i nieregularny niby zarost na czystych, sztucznych bruzdach kadłuba.–Nie potrzebuję lin?–Najpierw leć obejrzeć berga! – krzyknął nadzorca.– Sprawdź, czy nie wyrządził nam żadnych szkód.Chłopiec kilkakrotnie głęboko odetchnął zatęchłym Powietrzem i zgiął nogi.Dotarcie do bryły materii rdzeniowej wymagało krótkiego falowania.Zbliżając się do berga, zobaczył, że jego powierzchnię pokrywają liczne małe wgłębienia i skarpy.Trudno było wyobrazić sobie, że właśnie ta materia tworzy lśniące obręcze wokół Dzwonu albo wstęgi kotwiczne Miasta, czy też delikatne inkrustacje w deskach surfingowych.Berg znajdował się na wyciągnięcie ręki.Farr falował płynnymi ruchami.Pomyślał, że gdyby udało mu się przeżyć, chciałby zobaczyć warsztaty – Bzya nazywał je odlewniami – w których odbywało się przetwarzanie tego surowca…Niewidzialne ręce chwyciły chłopca i cisnęły na bok.Przewrócił się do góry nogami i oddalił od Dzwonu.Krzyknął.Miotał się w Powietrzu, ale nie mógł znaleźć żadnego punktu zaczepienia; młócił nogami w pustce, bezskutecznie usiłując falować.Dygotał, ale sunął przez Powietrze, próbując powstrzymać koziołkowanie.Zauważył, że Hosch śmieje się z niego.Również Bzya z trudem tłumił uśmiech.A więc to była kolejna gierka, jeszcze jeden test dla nowicjusza.Zamknął oczy, pragnąc powstrzymać drgawki.Starał się przemyśleć całą sytuację.Niewidzialne ręce? Tylko pole magnetyczne mogło go odepchnąć tak gwałtownie – pole magnetyczne chroniące Dzwon.Przecież został odrzucony na bok.Właśnie w taki sposób pola oddziaływały na ruchome, naładowane obiekty, na przykład takie jak jego ciało.I dlatego podczas falowania zawsze należało poruszać rękami i nogami w poprzek linii pływowych Pola: dzięki temu można było posuwać się do przodu.A zatem odrzuciło go pole magnetyczne Dzwonu.Niezły dowcip.Uświadomił sobie, że najprawdopodobniej Logue zbeształby go za to, że nie przewidział tego rodzaju sytuacji.I jeszcze by się z niego śmiał.Strach Farra ustąpił miejsca wściekłości.Pomyślał, że przyjdzie czas, kiedy nie będzie musiał tak wiele się uczyć… Może nawet zaaplikowałby parę lekcji innym osobom.Odzyskał panowanie nad sobą i zaczął niezdarnie gramolić się z powrotem do Dzwonu.–Dajcie mi liny – powiedział.Zanim potężna karawana transportująca drewno dotarła na farmę sufitową Oosa Frenka, było ją widać przez wiele dni.Schodząc z pola pszenicy po zakończonej zmianie, Dura obserwowała w roztargnieniu zbliżający się korowód.Był jak ciemny ślad na zaginającym się widnokręgu.Przez linie wirowe sunęły pnie drzew z dzikich lasów nadpływowego obrzeża zagłębia Parz, a stacją końcową było dla nich Miasto w najdalej wysuniętym podpływie.Karawana nie wzbudzała u Dury szczególnego zainteresowania.Na niebie zawsze panował ruch, nawet w tak dużej odległości od Parz.Wiedziała, że transport zniknie jej z oczu za kilka dni i będzie po wszystkim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]