[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Staruszek był w okularach, a soczewki okularów były tak grube i silne, że mieściła się w nich tylko dziesięciokrotnie powiększona tęczówka błękitnego koloru, z żyłkami.Staruszek także trzymał w ręku żółtą importowaną teczkę.— Aha, zjawiliście się — powiedział Udałow.I w jednej chwili poznał do ostatniego wiersza treść wypchanych teczek.Leżały tam głównie sprawozdania, zaświadczenia, specyfikacje i czyste blankiety spółdzielni, dostarczające ich instytucji wyrobów żelaznych, zamków, kluczy i wszelkich drobiazgów.Goście usiedli naprzeciw Udałowa i mężczyzna z bokserskim nosem powiedział:— Mamy dziś piękny dzień, Korneliuszu Iwanowiczu.Dzień był paskudny, wietrzny, ponury, pochmurny.Całe szczęście, że choć deszcz przestał padać.Udałow w milczeniu zgodził się z gościem i mimochodem przestudiował wszystkie papiery, znajdujące się u tamtego w kieszeniach.I zrozumiał, że może stać się największym rewizorem współczesności, wyjątkowym rewizorem, którego ze względu na znajomość języków będą zapraszać na delegacje służbowe do republik związkowych, do krajów obozu socjalistycznego i może nawet na Zachód.A na drzwiach jego gabinetu zawiśnie skromna tabliczka: „Komisarz milicji pierwszej rangi, naczelnik wydziału specjalnego do szczególnie ważnych poruczeń — K.L Udałow.”— Tak, dzień jest niezły — przyznał staruszek i powiększone żyłki pod okularami wyraźnie się zaczerwieniły.— A wy do nas, jak słyszeliśmy, macie pretensje.Bezpodstawne i krzywdzące.— A właśnie — powiedział Udałow zagadkowo i zastukał palcami o blat biurka.— Nie, Korneliuszu Iwanowiczu, tak nie można — rozpaplał się mężczyzna z bokserskim nosem i wzruszył barczystymi ramionami.— Spółdzielnia się stara, wykonuje i przekracza plan, bez zakłóceń zaopatruje wasze biuro w towary wysokiej jakości i w zamian za to taka wdzięczność? Ja pójdę aż do miejskiej rady narodowej.— A choćby do powiatowej — rzucił niedbale Udałow.Treść jednej z karteczek w prawej górnej kieszeni marynarki człowieka z bokserskim nosem niesłychanie go zainteresowała.Wyskrobywanie na specyfikacji było tak nieudolne, że widziało się to gołym okiem.— Dlaczego wy tak, towarzyszu Udałow — molestował staruszek.— Wszystkie dokumenty mamy ze sobą.Najlepszy metal daliśmy na te zasuwki.Doświadczonym majstrom powierzyliśmy robotę.Pracowali dniami i nocami.I wszystko, okazuje się, na nic? A premia kwartalna?— Zaczekaj — przerwał mu współtowarzysz.— Jeśli się jest z czegoś niezadowolonym, to po co zaraz taką oficjalną drogą? Powiedzcie, ja powiem Porfirjiczowi, a Porfirjicz już zrobi, co trzeba.— Zrobię — powiedział staruszek.— Najlepiej polubownie.— A zasuwki gną się pewnie od wiatru — powiedział Udałow.— Zamki widelcem nawet można otworzyć.Budowę domu wypoczynkowego trzeba było przerwać.A towar sprzedaliście na lewo.Czyż nie tak było?— Nic podobnego — z przekonaniem zaprzeczył Porfirjicz.— A trzy tysiące osiemset nieuczciwych rubelków podzieliliście między sobą?— Jakie pieniądze! — oburzył się staruszek.Współtowarzyszowi wystąpił nagle pot na czole.— Ile? — zapytał.— Trzy tysiące osiemset co do kopiejki.Przecież do tej pory wszystkie wasze obliczenia leżą w kieszeni spodni.Ołówkiem napisałeś tak: „Porfirjiczowi dać siedemset dwadzieścia.Szurowowi — trzysta.Udałowowi, jeśli będzie podskakiwał, dać stówę na odczepnego”.Czy to nieprawda?Człowiek o czekoladowych oczach stracił panowanie nad sobą.Zerwał się z krzesła, sięgnął w popłochu do kieszeni.— Zdrajca! — jęknął.Porfirjicz z krzesła nie wstawał.Porfirjicz zbladł tylko.Nawet oczy mu pobladły.— Trzy tysiące osiemset? A mnie siedemset dwadzieścia? Tak… Nie będzie dla ciebie, bezczelny draniu, żadnej litości od ludu ani na tym, ani na tamtym świecie — wyrzekł cienkim, lecz surowym głosem.— A zeznanie dla milicji napiszemy od razu — przemówił Udałow, kując żelazo, póki gorące.— Ja nic nie wiem — powiedział człowiek z bokserskim nosem, usiłując przeżuć wyciągniętą ze spodni notatkę.Napisał ją jednak na dobrym, grubym papierze, który jakoś nie dawał się żuć.— Nie pomoże — zauważył Udałow.— W prawej kieszeni marynarki Porfirjicza leży podrobiona specyfikacja na blachę.— A leży — powiedział Porfirjicz.— Lepiej niech sam już posiedzę jako niewinny wspólnik, ale tę żmiję wsadzę do kryminału.— I słusznie — zgodził się Udałow.— On was i przedtem za nos wodził
[ Pobierz całość w formacie PDF ]