[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grunt był spulchniony, jakby ktoś przejechał po nim grabiami.– To znaczy, że one wypełzły wprost spod ziemi? – Tak, widziałam to – odparła Tatiana.– Wiecie co? To mi przypomina migrację lemingów – powiedziała Nina.Pawłysz skinął głową.Zgadzał się z Niną, bo sam miał podobne skojarzenia.Był teraz w dziewięćdziesięciu procentach pewien, że ze smokami można sobie poradzić, i że wie, jak to zrobić.Ale dziesięć procent ryzyka skłoniło go do milczenia.Postanowił nie narzucać innym swojej recepty, a przynajmniej zaczekać z tym do jutra.19Przy śniadaniu Nina zapytała:– Doktorze, będzie panu potrzebny łazik?– Właśnie chciałem o to panią prosić.– Widzę, że Newtonowi spadło jabłko? – zapytał Jim.– Spadło – zgodził się Pawłysz.– Teraz trzeba je tylko podnieść.– Taniu, sprawdź akumulatory – powiedziała Nina.– W obie strony będzie ze dwadzieścia pięć kilometrów zupełnego bezdroża.– Nino! – wykrzyknął Pawłysz.– Pani jest genialna.– Wcale nie jestem tego pewna – odparła Nina.– Powinnam już dawno się domyślić.– Nasza Nina jest we wszystkim pierwsza – poparła Pawłysza Mała Tatiana.– Nawet w biologii.Dokąd jedziemy, doktorze?Pawłysz spojrzał pytająco na Ninę.– Sława, po co ta kokieteria? – uśmiechnęła się Nina.– Przecież wie pan lepiej ode mnie.Na sąsiednie wzgórze.Zgadza się?– Zgadza się.– Z doktorem pojedzie Mała Tania i Jim.Reszta zostanie tu.– Ostatecznie nie mam w tej chwili nic do roboty – powiedział Leskin.Droga przez las okazała się bardzo uciążliwa i trudna.Łazik, kierowany twarda, ale nie zawsze rozsądną ręką Tani, skakał niczym pasikonik.To po prostu cud, że pasażerowie nie połamali sobie rąk i nóg.– Jeżeli dobrze zrozumiałem – odezwał się Leskin, kiedy łazik zwolnił, przedzierając się przez krzaki – jedziemy obejrzeć siedlisko smoków.Jeśli wierzyć naszej zwierzchniczce i Pawłyszowi, przylatują one z sąsiedniego wzgórza.No cóż, to logiczne.Zamilkł, czekając na relacje Pawłysza.– Zadamy im cios wprost w ich gnieździe?Pawłysz dopiero teraz zauważył, że Leskin wziął ze sobą pistolet.Jim również to spostrzegł i powiedział:– Ale nie z twojej armaty.– Nie prosiłem o zabieranie ze sobą broni – powiedział Pawłysz.– Nie jestem takim altruistą, jak pan, doktorze.Przecież nie wiadomo, co nas tam czeka.Moje doświadczenie podpowiada mi.Tatiana skrzywiła się niechętnie i zmusiła swój pojazd do skoku przez niezbyt szeroki wąwozik.Pasażerowie powpadali na siebie i rozmowę trzeba było na chwilę przerwać.Kiedy łazik ponownie znalazł się na stosunkowo równym terenie, Mała Tatiana powiedziała:– Pawłysz działa z pobudek humanitarnych, a my, zwiadowcy, jesteśmy ludźmi okrutnymi.Doktor nie pozwoli skrzywdzić nieszkodliwych maleństw.Przecież one mają dzieci.A Leskin wyjdzie im naprzeciw z gałązką palmową.Bardzo dobrze, że Nina pozwoliła mu z nami pojechać.W końcu stacja może obejść się bez astronoma.– Pan rzeczywiście uważa – powiedział Leskin, nie zwracając uwagi na zaczepkę Tani – że smoki trzeba oszczędzać?– Nie tylko ja.Nina również tak uważa, i Tania chyba też.– Kocham je nad życie – powiedziała Tania i dodała gazu.Pawłysz chwycił za pas przy siedzeniu i wygłosił monolog:– Ludzkość – powiedział z emfazą – jest największym z przestępców i jedynie długa skrucha pozwoli jej uzyskać przebaczenie za grzechy.Ktoś mądry powiedział: „Tam gdzie pojawia się człowiek, przyroda zamienia się w środowisko naturalne”.Wielkim nakładem sił dostosowywaliśmy to środowisko do własnych potrzeb, nie myśląc wcale o przyrodzie.Wytępiliśmy mnóstwo żywych istot, niektóre z nich całkowicie.– A pan teraz oskarża nas – wtrącił Jim – o zamach na przyrodę tej planety, podjęty wyłącznie w tym celu, aby smoki nas nie zżarły.– Chętnie zostawilibyśmy je w spokoju – powiedziała Tatiana – ale one mają do nas jakieś pretensje.Trzymajcie się!Znów skoczyli.Pawłysz już dawno przestał liczyć wstrząsy i wyboje.Łazik krążył po dziewiczym lesie, przedzierał się przez strumienie i wąwozy.– Wszyscy myślimy i działamy zgodnie z odwiecznymi stereotypami – powiedział Pawłysz.– Każdy z tu obecnych jest człowiekiem wykształconym, słuchał wykładów o nieingerencji i tak dalej.Każdy gotów jest przestrzegać zasad, które ludzkość z takim trudem wypracowała.Ale wystarczył pierwszy atak, aby odezwał się w nas myśliwy.Zabij smoka! – Oto wasze hasło.– Doktorze, proszę nie uogólniać – zaoponowała Tatiana.– Myśliwy obudził się jedynie w duszy Leskina.On nie wierzy w przyjaźń z drapieżcami.– Nie wierzę – powiedział twardo Leskin.Pawłysz zrozumiał, że jego monolog nie wywarł na słuchaczach zbyt wielkiego wrażenia.Oni to wszystko wiedzieli nie gorzej od niego.Dobrze jest dyskutować w bezpiecznym łaziku, ale znacznie gorzej, kiedy trzeba odczytywać wskazania przyrządów, a nad głową krąży smok, który nie słyszał o ekologii i humanizmie.Łazik sforsował wpław szeroką rzekę, wygramolił się na przeciwległy brzeg i zaczął wolno wspinać się po zboczu, omijając wielkie drzewa.– Mam wjechać na wzgórze? – zapytała Tatiana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]