[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bardzo kruchy - powiedział.- Kruchy - zgodziła się.- Zmarnowaliśmy znakomity posiłek.- Och, znajdziemy inne.- Tak mówisz, Angliku, jakbyś coś o tym wiedział.- Wiem bardzo wiele - odparł.Z jego spojrzenia nie trudno było się domyślić, że nie miał na myśli grzybów.Jego wiedza o tym, co pojawiło się pomiędzy nimi, przerażała ją, ale równocześnie sama pragnęła ją posiąść.Niewiele wiedziała o tym, co dzieje się pomiędzy kobietą i mężczyzną, lecz chciała poznać tę prawdę i to przy pomocy tego Anglika o imieniu Roger.Po chwili Anglik rozejrzał się i zauważył, że obok, w trawie, rośnie inny - żółty - grzyb.Zerwał go i pokazał Teleri.- Co to za grzyb? Czy nie jest przypadkiem trujący? - zapytał.- To jest kurka.Są grzyby bardzo do niej podobne, które rzeczywiście są trujące, ale ten jest jadalny.- A ten brązowy?- To olszówka.- A ten?- Gąska.- Wszystkie możemy jeść? Skinęła głową.- W takim razie potrafię nazbierać mnóstwo grzybów.- Czy to ma być wyzwanie, Angliku? - zapytała, opierając dłonie na biodrach.- A dlaczego by nie?- Mówimy oczywiście o grzybach, prawda?Nie odpowiedział, ale uśmiechnął się zagadkowo.Po chwili zerwał piękną olszówkę ukrytą w trawie.Wrzucił ją do pustego koszyka i zawołał z triumfującą miną:- Jeden!- Dwa.- Teleri zerwała następnego grzyba, potem rozsunęła trawy i znalazła dwie kolejne olszówki.- Trzy i cztery.- Pięć i sześć - powiedział, zrywając grzyby, które znalazły się w zasięgu jego długich ramion.Teleri na kolanach przesunęła się nieco dalej.- Siedem, osiem i dziewięć.- Dziesięć! Jedenaście! - zawołał.- Dwanaście, trzynaście, czternaście i.piętnaście! - Roześmiała się.Coraz szybciej, na kolanach, pełzali pomiędzy drzewami i wrzucali grzyby do koszyka.Zbieranie grzybów przekształciło się w szaleńczy wyścig.- Dwadzieścia pięć! - zawołała triumfująco.Do koszyka trafiło kolejnych pięć grzybów zerwanych przez Rogera.- Dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem, dwadzieścia osiem, dwadzieścia dziewięć, trzydzieści!Koszyk był już na tyle daleko, że Teleri zaczęła gromadzić grzyby w podwiniętej spódnicy.W pośpiechu pełzała to w jedną, to w drugą stronę, nie troszcząc się o to, że łamie grzybom nóżki i kruszy kapelusze.Koniecznie chciała zwyciężyć w tej rywalizacji.Zerknęła w stronę Rogera i spostrzegła, że też znalazł się daleko od koszyka i trzyma w dłoniach wysoką stertę zebranych grzybów.Napotkała jego wzrok i dostrzegła w nim wyzwanie.- Wyścig - powiedział z taką pewnością siebie, że nie mogła tego zignorować.Zauważyła, że próbuje wzrokiem ocenić odległość dzielącą go od koszyka.- Proszę bardzo.- Skinęła głową.Nie dam się pokonać żadnemu Anglikowi, pomyślała.- Na kolanach? - zapytał.- Na kolanach - zgodziła się i ruszyła w stronę koszyka.Po chwili ruszył i on, trzymając w rękach zebrane grzyby.Zauważyła, że porusza się sprawniej niż ona, nie kołysze się przy każdym kroku.Okazało się nagle, że jest bliżej kosza, zapewne dlatego, że ubrany był w spodnie, a nie w hamującą ruchy spódnicę.- Tobie jest łatwiej, nie masz na sobie spódnicy! - zawołała.- Ale za to muszę trzymać grzyby w rękach - odpowiedział i zatrzymał się, żeby podnieść kilka olszówek, które upadły na ziemię.Teleri skorzystała z okazji, przyśpieszyła i po chwili z triumfalnym okrzykiem wysypała swoje grzyby do koszyka.Prawdę mówiąc, wrzucili grzyby równocześnie.Roześmiali się i położyli na wznak na trawie z szeroko rozrzuconymi ramionami.Roger po chwili uniósł głowę i powiedział:- Wygrałem.- To ja wygrałam.- Ja wygrałem - upierał się.- No dobrze, Angliku, poddaję się.- Westchnęła i nadal leżąc, patrzyła w niebo.- Przegrałam.- No tak.Sprytny zawodnik przyznaje się jednak do klęski.Teleri roześmiała się.Potem leżała przez chwilę nieruchomo z zamkniętymi oczami.Zamyśliła się.Nagle usiadła tak gwałtownie, że gwiazdy zamigotały jej w oczach.- Twój głos! - zawołała.Spojrzał na nią zdumiony.- Co z moim głosem?- Nie mówisz już szeptem.Twój głos jest czysty, Angliku.Nie ma już w nim tego chrypienia, chrobotania - wyjaśniła.Roger usiadł i z poważną miną dotknął swojej szyi.- Początkowo nie zwróciłam na to uwagi - mówiła dalej Teleri - ale teraz uświadomiłam sobie, że kiedy wykrzykiwałeś liczby, twój głos stał się czysty.- Uniosła głowę i wyprostowała się.- Może w przyszłości nie będziesz się ze mnie naśmiewał, kiedy każę ci pić deszczówkę.Milczał.Siedział nieruchomo z zamkniętymi oczami.Uśmiech zniknął z twarzy Teleri.Patrzyła na Anglika, starając się zrozumieć uczucia, nad którymi niewątpliwie próbował zapanować.- Zapewne przypuszczałeś, że już nigdy nie odzyskasz głosu - powiedziała cicho, a kiedy nadal milczał, dodała: Jak na człowieka, który odzyskał utracony głos, jesteś bardzo spokojny.Milczał nadał.Widocznie zmagał się ze sobą.Czekała przez dłuższą chwilę.- Gdybym ja straciła głos, a potem go odzyskała, śpiewałabym i krzyczała wniebogłosy.Siedział z takim wyrazem twarzy, jaki widziała u niego wtedy, gdy po chorobie po raz pierwszy odzyskał przytomność, kiedy gardło miał opuchnięte, a na szyi krwawiący ślad po linie.- Na twoim miejscu, Angliku, płakałabym.Nie bałabym się ujawnić tego, co czuję.- Ty jesteś kobietą - powiedział, nie patrząc na nią.- I co z tego? Czy to znaczy, że skoro jestem kobietą, to mogę być słabą beksą? Mogę płakać, szlochać i nikt nie uzna mnie z tego powodu za tchórza? Obrażasz mnie.- To nic nowego, Teleri.Często, kiedy coś powiem, czujesz się urażona - zauważył i roześmiał się.Uważnie wpatrywała się w jego twarz, próbując odgadnąć, co Anglik czuje.Nie dostrzegła skrywanego bólu, nie dostrzegła łez, ale była pewna, że mocno coś przeżywa i wiele wysiłku kosztuje go staranie, by nie pokazać tego o sobie.Cokolwiek to było - radość, ulga, ból - minęło równie szybko, jak się pojawiło.Teraz wydawał się już spokojny.- Cieszę się, że wrócił ci głos, chociaż często korzystasz z niego, żeby mówić od rzeczy.Myślę, że problem kryje się w twojej głowie, a nie w gardle.Roger podparł się rękami i spojrzał na nią.- Czy ty zawsze mówisz to, co myślisz?- Nie, myślę znacznie więcej, niż mówię - odparła.Roześmiał się, a potem głęboko odetchnął.Nie była pewna, czy oznacza to, że całkiem się uspokoił, ale cieszyła się, że poprawił mu się nastrój i że zdołała go rozweselić.Zapadła cisza.Położyli się znów na wilgotnej trawie i patrzyli w niebo.Promienie jesiennego słońca przedzierały się przez nieruchome korony wysokich drzew.W gałęziach ćwierkały ptaki, klucz dzikich gęsi przeciął niebo.Ich głosy przypominały dźwięki trąb królewskiego herolda.- Powiedz, o czym myślisz? - odezwał się Roger.- Myślałam o tym, że lubię odgłosy lasu.Lubię, kiedy niebo jest takie jak dzisiaj.Bardziej niebieskie niż chabry.Patrzyłam w górę i myślałam o księżycu.- Wskazała ręką niewyraźny zarys tarczy księżyca widoczny na zachodnim nieboskłonie.Teraz z nocy na noc staje się większy.Zamyśliła się na chwilę, potem założyła ręce pod głowę i patrzyła w niebo.- W czasie dnia możesz ukryć się przed gwiazdami, ale nie możesz ukryć się przed księżycem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]