[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.to majątek!- Więc powiem im, żeby oszacowali sumiennie.W godzinę później, gdy Pons spał głęboko, przyjąwszy z rąk Schmuckego lekarstwo nasenne, przepisane przez doktora (ale dawkę, bez wiedzy Niemca, podwoiła Cibotowa), Fraisier, Remonencq i Magus, te trzy łajdackie figury, oglądali, sztuka po sztuce, tysiąc siedemset przedmiotów, z których składał się.zbiór starego muzyka.chmucke położył się; kruki tedy wietrzące trupa były panami terenu.- Nie róbcie hałasu - mówiła Cibotowa, ilekroć Magus wpadał w zachwyt i rozprawiał z Remonencqem, pouczając go o wartości jakiegoś arcydzieła.Był to widok, od którego ścisnęłoby się serce, te cztery rozmaite chciwości, ważące sukcesję podczas snu człowieka,którego śmierć była przedmiotem ich pożądań.Szacowanie skarbów w salonie trwało trzy godziny.- W przecięciu - rzekł stary, brudny Żyd - każda rzecz tutaj warta jest tysiąc franków.- To by było milion siedemkroć! - wykrzyknął Frai-sier zdumiony.- Nie dla mnie - odparł Magus, którego oko przybrało zimny odcień.- Ja nie dałbym -więcej niż osiemset tysięcy, bo nigdy nie wiadomo, jak długo coś przeleży w magazynie.Bywają arcydzieła, których nie sprzedacie ani za dziesięć lat; cena kupna zdwaja się procentem składanym.Ale zapłaciłbym gotówką.- W sypialnym pokoju są witraże, emalie, miniatury, złote i srebrne tabakierki - zauważył Remonencq.- Czy można je obejrzeć? - zapytał Fraisier.- Zobaczę, czy dobrze śpi - odparła Cibotowa.I, na znak odźwiernej, trzy ptaki drapieżne weszły.- Tam są arcydzieła - rzekł wskazując na salon Magus, któremu drżał każdy włosek na brodzie - ale tu są bogactwa! I co za bogactwa! Królowie nie mają nic piękniejszego w swoich skarbcach.Oczy Remonencqa, rozpalone widokiem tabakierek, błyszczały jak karbunkuły.Fraisier, spokojny, zimny jak wąż prężący się na ogonie, wyciągał płaską głowę, w pozie, w jakiej malarze malują Mefistofelesa.Ci trzej rozmaici chciwcy, spragnieni złota jak diabli rosy niebieskiej, skierowali razem wzrok na posiadacza tylu bogactw, Pons bowiem ruszył się we śnie, jakby pod wpływem jakiegoś zwidzenia; Naraz, pod dotknięciem tych trzech szatańskich spojrzeń, chory otworzył oczy i wydał straszny krzyk:- Złodzieje!.Są tutaj!.Ratunku!.Mordują mnie! Najwidoczniej snuł dalej na jawie swój sen, gdyż usiadłna łóżku z oczami w słup, niezdolny się ruszyć.Magus i Remonencq dopadli drzwi, ale przykuły ich do miejsca te słowa:- Magus tu!.Zdradzono mnie!.Chory obudził się pod wpływem instynktu obrony swego skarbu: uczucie co najmniej równe instynktowi zachowawczemu.- Pani Cibot, kto jest ten pan? - wołał drżąc na widok Fraisier a, który stał nieruchomy.- Cóż u licha! Nie mogłam go wyrzucić za drzwi - rzekła mrugając i dając znak Fraisierowi.- Ten pan zgłosił się tu właśnie w imieniu famielii pańskiej.Fraisier mimowolnym gestem wyraził podziw dla Cibotowej.- Tak, proszę pana, przyszedłem imieniem pani prezydentowej de Marville, jej męża, jej córki wyrazić panu współczucie; dowiedzieli się przypadkiem o pańskiej chorobie i chcieliby pana sami pielęgnować.Zapraszają pana, abyś przyjechał do Marville, gdzie rychło odzyskasz zdrowie; wicehrabina Popinot, mała Cesia, którą pan tak kocha, będzie pańską pielęgniarką.ujęła się za panem przedo matką, wyprowadziła ją z błędu co do pańskiej winy.- I oni tu pana przysłali, moi spadkobiercy - wykrzyknął Pons oburzony - i to dając panu za przewodnika najlepszego znawcę, najbieglejszego eksperta w Paryżu?.Haha! dobry koncept - dodał śmiejąc się śmiechem szaleńca.- Przychodzicie szacować moje obrazy, moje osobliwości, tabakierki, miniatury!.Szacuj pan! Masz ze sobą człowieka, który nie tylko zna się na tym, ale i może kupić, bo ma z dziesięć milionów majątku.Drodzy krewni niedługo będą czekali na spadek - rzekł z głęboką ironią - dobili mnie.A, pani Cibot, mówisz, że jesteś mi jak matka, i wprowadzasz tu kupców, mego konkurenta i Camusotów, gdy ja śpię!.Wynoście się wszyscy!.I nieszczęśliwy, podniecony wraz gniewem i lękiem,podniósł się wychudły, straszliwy.- Niech się pan oprze na mnie - rzekła Cibotowa rzucając się ku Ponsowi, aby mu nie dać upaść.- Niech się pan uspokoi, ci panowie już wyszli.- Chcę zobaczyć salon!.- rzekł umierający.Cibotowa dała znak trzem krukom, aby uleciały; poczym chwyciła Ponsa, podniosła go jak piórko i położyła, mimo jego krzyków, z powrotem do łóżka.Widząc, że nieszczęsny zbieracz jest zupełnie wyczerpany, poszła zamknąć drzwi od mieszkania.Trzej oprawcy Ponsa byli jeszcze w sieni; ujrzawszy ich, Cibotowa kazała im zaczekać, uderzona tym, co Fraisier mówił do Magusa:- Niech pan napisze do mnie list, podpisany przez was obu, w którym zobowiążecie się zapłacić gotówką dziewięćsettysięcy franków za zbiory pana Ponsa, a postaramy się, abyście zgarnęli ładną prowizję.Po czym szepnął do ucha Cibotowej jedno jedyne słowo, którego nikt nie mógł słyszeć, i zeszedł wraz z dwoma kupcami do izdebki odźwiernego.- Pani Cibot - rzekł nieszczęśliwy Pons, skoro odźwierna wróciła - czy oni już poszli?.- Poszli?.Kto taki?.- zapytała.- Ci ludzie!-Co za ludzie?.Widział pan jakichś ludzi? - rzekła.- Miał pan napad maligny taki, że gdyby nie ja, byłbyś panwyskoczył oknem, i teraz gada mi jeszcze o jakichś ludziach! Czy to wciąż z panem tak będzie?.-jak to, tu, przed chwilą, nie było tu jakiegoś pana, który mówił, że przychodzi w imieniu mojej rodziny?.- Znowu mi pan będzie gadał na złość - odparła.- Dalibóg , wie pan, gdzieby pana powinni oddać? Do wariatów!.Widzi pan jakichś ludzi.- Magus! Remonencq!.- A, Remonencq, tego pan może widział, bo przyszedł mi powiedzieć, że z Cibotem jest tak źle, że cisnę zaraz pana i lecę do niego.Mój Cibot.przede wszystkim, to pan rozumie.Kiedy mój chłopyś jest chory, nikt już dla mnie nie istnieje.Niech się pan stara być spokojnym i prześpi się kilka godzin, bo kazałam posłać po doktora Poulain i wrócę razem z nim.Niech pan to wypije i będzie rozsądny.- I nie było tu nikogo w pokoju, tu, w chwili kiedym się obudził?.- Nikogo!- rzekła.- Widział pan Remonencqa w lustrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]