[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówiła o płomieniach, o dzikości Moskali — wtedy kurczyła ze wstrętem ręce i z trwogą wpatrywała się w jeden punkt, potem szamotała się, jakby się z kim pasowała — potem padała na kolana i wołała: „Mężu, jam ciebie niegodna, ty się tam bijesz za nas, a tu Moskale.zabij mnie, zabij, żebym uciekła przed moim wstydem do nieba.ja niewinna".Takie sceny często się powtarzały, a kończyły się zwykle rzewnym płaczem, po którym obłąkana była nieco spokojniejszą, ale nie na długo.Kilka razy chciano ją wywieźć z obozu, ale nie podobna było.Krzyczała, rzucała się z wozu, głową tłukła o drabinę i wołała: nie pójdę — tam znowu ją Moskale schwycą, zbezczeszczą.Żołnierze widząc, że nie zmuszą wariatki, znosili ją w obozie, zwłaszcza że nikomu nic złego nie robiła.Obłąkanie jej przeszło w rodzaj jakichś mistycznych widzeń, jakichś proroctw zagmatwanych, które przeplatała gwałtownymi scenami boleści.Przyskoczyła do ognia — zaglądnęła do kotła.— Moskala gotujecie? co? Tłusty, utuczył się naszym nieszczęściem, naszą hańbą.A ja mówiłam, że coś złego będzie — piorun strzelił w Jasną Górę, a na ziemi śnieg leżał i dzieci zębami dzwoniły od zimna.A ten sen mój — jak mąż żegnał, a co? — to także znaczy.Pan Bóg niebo zasłonił czarną, ogromną płachtą jak ołtarz w dnie zaduszne, a na tym kirze biały krzyż ogromny od miejsca, skąd słonko nad naszym miastem się pokazuje, aż het na zachód.Będą Zaduszki, będą po całej ziemi.Ot, tam widzicie między drzewami, lasem idzie dym, a wśród dymu tyle ludzi, tyle ludzi — temu brak ręki, temu nogi — a ty gdzieś podział głowę — tyle krwi, ach! — tam on! — jak strasznie patrzy na mnie.no co ja winna, Jasiu, że ja naga, w płomieniach zostało wszystko.i obraz mojej matki, a obrączkę ślubną odgryziono mi z palca — zabij, zabij niewierną żonę, ale ja nie miała ani kawałka noża, ani nawet szpilki, by mu wykłuć oczy.Gore, gore.uciekajmy.— I poczęła latać w koło krzycząc i rwiąc na sobie odzienie.Potem kucnęła pod świerkiem i poczęła płakać i skubać suchą trawę.Żołnierze milcząc przypatrywali się tej scenie, w każdym obudziła ona smutne, przykre wspomnienia, ten zostawił żonę, inny kochankę, inny siostrę, a kto wie jaki ich los, a kto wie jak daleko wściekłość moskiewska cię posunie, a kto je obroni? Bolesne to rozmyślanie zapalało ich szaloną, mściwą chęcią walki.Kobieta uspokoiła się — wstała i wpadając w jakieś widzenie mówiła:— Patrzcie, patrzcie, Jasna Góra oświetlona, wieniec promieni nad nią — od Karpat przyszli rycerze z żelaza, król pokutnik na czele ze złotą koroną, za niani górski lud w szarych koszulach, ze strzelbą na ramieniu — idą na Jasną Górę — biali księża wzięli cudowny obraz na ramiona i poszli przed rycerzami śpiewając, lud pada na kolana — nad moskiewskim obozem czarna noc i blada trwoga, i zaraza w białej szacie ze skrwawioną chustą — wieje a wieje i (trupów pełnio — walka się zaczyna straszna, biją z dział — jenerałowie krzyczą: naprzód, aż im gardła od krzyku nabrzmiały, a żołdactwo na twarz pada przed obrazem i modli się, i po trzykroć żegna — zwycięstwo, zwycięstwo! Nie dmij się, ludu — toś nie ty zwyciężył — co zastępy twych męczenników, co nad tobą wiszą w powietrzu i straszą wrogów — to wiara dała ci zwycięstwo.Bóg przeląkł się przed wielkością twego cierpienia.co tu płomieni.co tu płomieni, co trupów.nad każdym trupem płomienie załamują ręce i bronią ich od rąk moskiewskich.o! biją w dzwony na gwałt — nie ma pomocy — dzwon upadł w płomienie.koszulki dla mnie z płomieni — koszulki z płomieni.— Poczęła rzucać rękami koło siebie i pobiegła ku klasztorowi.— Biedna kobieta — rzekł stary.— Ale ile takich? — Kobiece siły za słabe na takie chwile, jak nasze.— A potem będą musiały serca pękać od radości, gdy wrogów wypędzimy.Górą nasza!— Patrzcie, patrzcie, jakiś oddział przybywa nam z pomocą.Niech żyją nasi bracia!Śpiący zbudzili się, pytając o przyczynę gwaru.— Nowy oddział przybywa! — wołano.Drogą od lasu pokazał się oddział dobrze uzbrojony, z piędziesięciu łudzi złożony.Był to oddział Alkhadara.Od chwili, w której go opuściliśmy, oddział odbył kilka małych, szczęśliwych utarczek; napadał na małe miasta, rozbrajał żandarmów — i tak podsunął się ku drodze żelaznej.Tam, chcąc ułatwić sobie przejście na drugą stronę drogi, spalił dwa mosty, pozrywał druty telegraficzne, zatrzymał pociąg idący z Warszawy i przejąwszy depesze rządowe, wszedł w lasy, a omijając większe siły moskiewskie, dostał się do obozu.Między przybyłymi napotykamy i naszego bohatera Władysława.Próżne były namowy towarzyszów, by jako słaby przechował się w jakim obywatelskim domu aż do chwili wyzdrowienia — nie chciał na to przystać.— Rana moja lekka, wnet przyjdę do sił — mówił — ta niepewność, co się z wami dzieje, gorzej by mnie od choroby zmęczyła.Włożono go więc na wóz — opatrywano starannie, dawano wygodne noclegi, pomogła także do wyzdrowienia młodość Władysława i dziś już o tyle był silny, że mógł na wozie bez umęczenia dalsze marsze odbywać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]