[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Co u pani nazywa się grzechem?— Spytaj się pan o to katechizmu.— Katechizm powiada, że to, co sprzeciwia się przykazaniom boskim i kościelnym.Ale w przykazaniach nie ma tego, żeby kobieta pomyłkę w wyborze opłacała szczęściem całego życia, by uczucie jej, dlatego że wybierając z zawiązanymi oczyma, chwyciło kamień zamiast kwiatu, miało być skazane na wieczną pokutę.— Jej wina, że nie umiała odróżnić kamienia od kwiatu.— I za tę chwilową pomyłkę, za to złudzenie jednego zmysłu ma cierpieć ona i ktoś trzeci?— Czym pan mnie przekonasz, że cierpi? Cierpienie jego może być również pomyłką — rzekła Irena ledwie dosłyszanym głosem.Pytanie to musiało ją wiele kosztować, bo zdobywszy się na nie, przygryzła nagle wargi, jakby spostrzegła się i chciała zatrzymać resztę słów.W roztargnieniu deptała bezwiednie białą lilię, co rosła na brzegu gazonu otaczającego fontannę.— Masz pani słuszność; to także może tylko pomyłka, że on cierpi.Pomyłka gruba.Zdawało mu się, że trafił na duszę siostrzaną, na zgubioną połowę siebie samego, a znalazł.— Dokończ pan.Jestem pobłażliwą.— Znalazł kobietę, która umie wyciągać sztucznie cudze serca jak struny, by się dowiedzieć, jaki dźwięk wydadzą.— Jesteś pan niesprawiedliwym, panie Maurycy — rzekła z wyrzutem, w którym boleść czuć było.— Nazwij pani sama ten rodzaj zabawki, jaki wybrałaś sobie.— Po odpowiedź muszę pana odesłać znowu do katechizmu.— Dbasz pani zbytnie o zbawienie własne, nie myśląc o :tym, że okupisz je zgubą innych.— Dlaczego ma się gubić?— Cóż mu zostaje?— Walka, walska z tym, czemu Bóg i ludzie nie daliby rozgrzeszenia.— Więc mam zabić własnymi rękoma uczucie, które dziś dla mnie jest wszystkim? Jakim prawem? To uczucie żyje, ono domaga się ode mnie bytu, opieki; czyż mogę więc zdusić je własnymi rękoma?— Pomyśl pan, że uczucie to jest nieprawe.— Kodeks karny zarówno morderczynie dzieci prawych i nieprawych nazywa zbrodniarzami.Zastosuj pani to prawo tutaj, a może nie będziesz mnie zmuszała, bym został zbrodniarzem.Pani milczysz? — odezwał się po chwili, topiąc w niej głębokie spojrzenie i nachylając się ku niej.— Milczę, bo się boję pańskiego katechizmu i pańskiego kodeksu.Masz pan dziwny dar przekonywania na chwilę.Słowa te powiedziała umyślnie lekko, wesoło.Była to jedyna tarcza, pod którą chowało się jej serce przed przekonywającą siłą jego słów i spojrzeń.Czy nie zrozumiał tego i obrażał się lekkim tonem jej mowy, czy też nie chciał być zbyt natarczywym, nagle zmienił przedmiot rozmowy i ton jej i rzekł:— Pozwól mi pani cieszyć się tym chwilowym tryumfem jak aktorowi oklaskiem i spuśćmy zasłonę, zanim entuzjazm publiczności przeminie.Publicznością jesteś pani.Po chwilowym wzruszeniu, w jakie cię wprawiła tragedia serca, przedstawiona przeze mnie, wdziewasz pani salopkę i wychodzisz teraz z teatru, rozmawiając o potocznych rzeczach.Ja, również rozebrawszy się z szat nieszczęśliwego kochanka, przybliżam się do pani na schodach teatru w roli zwykłego przyjaciela domu i pytam: jak się sztuka podobała? A potem o nowinki i plotki miejskie; to nierównie zabawniejsze niż sztuka.Nieprawdaż?Irenę dotknął ironiczny, uszczypliwy ton, na jaki Maurycy skręcił ich rozmowę.Nie chciała jednak dać tego poznać po sobie i nastrajając się do tego tonu, rzekła:— Więc czekam pytań o te nowinki.— Na przykład: Co słychać w miasteczku? Co mówią astronomowie o komecie, która ma pobóść naszą ziemię? O czym piszą teraz gazety, sprawozdania literackie?— Na to ostatnie pytanie mogę panu szeroko odpowiedzieć.Czytałam właśnie rozbiór krytyczny pańskiego poematu.— Pewnie jaki kancelista-literat scyzorykiem pokrajał go bez litości w kawałki? — spytał lekceważąco i dumnie Maurycy.— Owszem, krytyka cała jest sprawiedliwym hymnem pochwalnym, z entuzjazmem i gorąco napisana.Maurycy przyjął to na pozór obojętnie, w milczeniu, jednak w twarzy jego zdradzało się pewne zadowolenie.— Czy masz pani tę gazetę, w której jest ta oda czy też hymn? — spytał po chwili.— Mam ją przy sobie.To mówiąc dobyła z kieszonki wycinek z gazety.Maurycy, biorąc go od niej, uśmiechnął się ironicznie.— Co pana tak rozśmiesza? — spytała.Bo pani jak doktor: dając mi przed chwilą gorzkie lekarstwo do wypicia, przygotowałaś zaraz karmelek.Cierpki humor poety przechodził już w kłujące szyderstwo, w zjadliwość.Rozwinął gazetę i czytał.Pochwała widocznie nie musiała zadowolnić go zupełnie, bo skrzywił się nieznacznie i rzucił pogardliwie pismo na stół.— I to pani nazywasz hymnem? — spytał drwiąco Ireny.— Ja bym to wolał nazwać poetyczną elukubracją jakiegoś studenta.Oklepane frazesy i nic więcej.Wartoż być poetą, by zdobywać sobie takie wieńce!.Pani to mam do zawdzięczenia, żem się dał namówić na publikację mojego poematu.— Czyż tak źle zrobiłam — spytała dotknięta już trochę Irena — że skłoniłam pana do wzbogacenia literatury naszej tym poematem?.Czyż godzi się ludziom talentu zakopywać skarby ducha w tece lub w duszy i nie podzielić się z nikim?.— By potem zdobyć sobie takie zaszczytne uznanie.— odezwał się znowu uszczypliwie Maurycy, odtrącając gazetę na bok.— Panie Maurycy, tak się nie godzi mówić.Artykuł ten, przyznaję, jest słabą nagrodą za to, co zrobiłeś, publikując twój utwór.Ale pomyśl pan sobie, ile przez to dusz nakarmiłeś, podniosłeś, wzmocniłeś.a nie będziesz żałował swego postępku.— Gdybym w to wierzył, to może.Ale czy pani sądzisz, że dziś ludzie umieją się entuzjazmować?.Poezje czytają się dziś po kawie lub przed pójściem spać, w chwilach wolnych od najlichszych zatrudnień.Dawniej poezja była ludzkości boginią, dziś stała się służącą, która podczas rozbierania lub ubierania bawi swoją panią opowiadaniem bajek.I wartoż dla takiej nagrody ściągać myśl z wyżyn, po których buja, zaprzęgać ją w jarzmo rytmu i pędzić na służbę między ludzi?— Wyobrażasz sobie pan świat okropnie, potwornie.A przecież muszą być na tym świecie ludzie, którzy tęsknią za słowem, co z wyżyn natchnienia ich doleci, którzy umieją czuć, zachwycać się.— Sądzisz pani po sobie, ale tacy, jak pani, do wyjątków dziś należą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]