[ Pobierz całość w formacie PDF ]
., biolog, mąż i ojciec, nigdy nie dowidział się jak wiele elementów jego zachowania przypisać należy mimowolnemu uwalnianiu się substancji chemicznych, przepływowi prądu elektrycznego przez synapsy oznaczone jako męskie zaledwie w szóstym tygodniu po zapłodnieniu, a jak wiele można przypisać jego kontroli.Nie chciał osłabić swego potencjału naukowego, męskiego, zbytnio zmagając się ze swymi odruchami, a mimo to niejasne wyobrażenia o innym życiu były często nazbyt trudne do zlekceważenia.Więź pomiędzy jego żoną a córką niekiedy napawała go łzami.Myśl o żonie noszącej przez dziewięć miesięcy w brzuchu dziecko i wypychającej je przez ciasną szczelinę pomiędzy jej nogami osadzała się niekiedy w jego umyśle niczym hipnotyczna sugestia, niczym coś tak słodkiego i czystego, że bez tego by uschnął.*Spytałem innego przyjaciela, co dla niego oznacza bycie mężczyzną.Zaśmiał się nerwowo i odparł, że pytanie jest zbyt trudne.W porządku, powiedziałem, co wobec tego odpowiada ci w tym najbardziej? Wzbraniał się, lecz ja naciskałem go.Posiadanie penisa, powiedział w końcu.Skinąłem głową.Dawanie go do ssania i wkładanie go w ciepłe miejsce.Spuszczanie się.Uśmiechnął się a na jego obliczu odmalowała się błogość.O Boże, powiedział, jak dobrze jest się spuścić.Później dodał: lubię władzę, którą posiadam, tę subtelną wyrazistość.Lubię szacunek.Mężczyzna, tylko dlatego, że jest mężczyzną, zyskuje szacunek.Kiedy mam erekcję, kiedy porządnie mi stanie, czuję się silny.Przyjmuję władzę, która w innych okolicznościach pozostaje ukryta.To co niemożliwe wydaje się topnieć.(Taki świat, myślę sobie.Świat mężczyzn.Jaki wspaniały! Wobec tego wirus Y.Sądzę, że musi to być Y.)* * *Owego lata, kiedy się pobraliśmy, siedziałem z moją pierwszą żoną pośród gór.Ona była po jednej stronie ścieżki, która wiła się w górę ku przełęczy, ja zaś po drugiej.Na zboczu góry znajdowały się rozsiane pokaźne kawałki granitu a wokół nich drzewostany osik oraz kilka samotnych sosen.Niebo miało barwę ciemnego błękitu, taką, która sprawia, że nabiera się głębszego oddechu.Powietrze było rześkie.Rzucała we mnie kamykami i spierała się.Niektóre z nich były całkiem spore, tak duże, iż ledwie mieściły się w dłoni.Spadały blisko, wyrzucając w górę chmury pyłu w korycie ścieżki.Tłumaczyła mi, dlaczego powinniśmy się pobrać.–Zyskam większy szacunek – stwierdziła.– Jak tylko się pobierzemy, będziemy mogli wziąć rozwód.Rozwódki cieszą się szacunkiem.Poprosiłem, żeby przestała ciskać kamienie.Była wściekła, ponieważ nic się nie układało po jej myśli.Ponieważ byłem zadziorny.Ponieważ wykonywała męski zawód czyszcząc wnętrza statków, odrywała płaty brudu, a przy tym była traktowana jak kobieta.Chciała być traktowana jak mężczyzna, chciała być twarda jak mężczyzna, brudna i twarda.Chciała palić po barach, upijać się, grywać w bilard.W owych barach chciała zachowywać się jak mężczyzna, być hałaśliwa, mieć wszystko gdzieś’.Pragnęła robić to wszystko, jak również wyglądać elegancko, chciała seksownie się ubierać, w obcisłe bluzki i spodnie.Pragnęła, żeby mężczyźni się nią interesowali, nadskakiwali jej.Pragnęła tego rodzaju władzy.–O kobiecie, która już raz była zamężna wiedzą, że taka zna się na rzeczy.Nie jest niewiniątkiem.Spławiła jednego, to może spławić i drugiego.Okazują jej szacunek.Przestała rzucać kamieniami i podeszła do mnie.Poczułem się nieco przestraszony.Powiedziała, że jeśli ją kocham, to się z nią ożenię, żeby mogła się rozwieść.Była czuła i natarczywa.Kochałem ją a co więcej, rozumiałem wagę szacunku.Lecz również byłem zmieszany.Nie potrafiłem podjąć decyzji.–Widzisz? – powiedziała.Znowu ogarnął ją gniew.– To ty jesteś tym, który ma decydować.Zawsze ty wszystkim rządzisz.–Jestem wypierdkiem – odparłem.– Małym, nędznym wypierdkiem.Pewnego dnia zjawiła się u mnie kobieta.Znała moje imię i nazwisko, orientowała się w głównych założeniach moich badań, ale nie znała szczegółów.Nie miała pojęcia, że w mgnieniu oka jej gatunek, bądź mój, może zostać zmieciony z powierzchni ziemi.Nie miała pojęcia, lecz zdawało się jej to obojętne.Była skromnie ubrana; jej uroda nie odznaczała się niczym szczególnym.Kiedy mówiła, wydawała się nieskrępowana, choć nie potrafiła ukryć (ani nie próbowała) niejakiego zaangażowania emocjonalnego.Powiedziała, że jako kobieta nie może zaufać mężczyźnie w kwestii podejmowania decyzji dotyczących jej przyszłości.Ku własnemu zdziwieniu oznajmiłem jej, że wcale nie jestem mężczyzną.–Jestem matką – wyjaśniłem.– Kiedy moja córka była niemowlakiem, pozwalałem jej ssać moje piersi.–Pan nie ma piersi – odburknęła z pogardą.–Nie mam mleka.– Rozpiąłem koszulę i odłożyłem ją na bok.Wycisnąłem sutek.– Nie mogła przy nich długo wytrzymać, ponieważ były suche.–Jest pan mężczyzną – ciągnęła beznamiętnie.– Wygląda pan jak mężczyzna.Widziałam jak pan chodzi, jak mężczyzna.–A jak chodzi mężczyzna?–Czyż nie jest to oczywiste?–Jestem uprzejmy.W tłumie ustępuję innym, czekam, aż przejdą.–Uprzejmość to sposób zachowania, jaki silniejsi przyjęli wobec słabszych.To uznanie ich dominacji.–Czasami bywam potulny – mówiłem.– Czasami jestem dość nieśmiały.Obrzuciła mnie pełnym irytacji spojrzeniem, jak gdybym był dzieckiem, które nadwątliło jej cierpliwość.–Jest pan mężczyzną.A mężczyźni to wyrzutki.Jesteście wyrzutkami świata, który sami stworzyliście.Świata, który zbudowaliście na ciałach innych gatunków.Kobiet.Nie chciałem wchodzić z nią w spór.Poniekąd miała rację.Mężczyźni okiełznali świat.–Myśli pan, że wyrasta ponad to – mówiła dalej, już nie tak ostro.– To ułuda porównania.Nie ma nikogo poniżej.Nikogo prócz was samych.–Nie patrzę na innych z góry – wyjaśniłem.–Mężczyźni w ogóle nie patrzą.Gdybyście patrzyli, zauważylibyście, że brakuje wam pewnych części ciała.–Co ma pani na myśli?Popatrzyła na mnie w milczeniu.–Nie sądzi pan, że nadszedł już czas, żeby kobiety dostały swoją szansę?–Pozwoli pani, że coś jej opowiem – zacząłem.– Zawsze chciałem być kobietą.Dawniej przebierałem się za kobietę, gdy tylko nadarzyła się okazja.Za bardzo obawiałem się trzymać damską garderobę we własnym mieszkaniu, toteż zwykle pożyczałem ją od sąsiadki.Była wysoką kobietą, większą niż ja, i pracowała wieczorami.Miałem klucz do jej mieszkania, więc nocą, po pracy, zanim wróciła do domu, przemykałem chyłkiem do niego i myszkowałem po jej szufladach.Ze względu na jej wymiary, większość ubrań pasowała na mnie.Miała parę długich do kolan kozaczków z miękkiej skóry, które szczególnie lubiłem.–Czemu mi pan o tym opowiada? – spytała podejrzliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl