[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet fakt, iż twarda i przykrótka kanapa nie oferowała wymarzonego komfortu, nie przerywał spokojnego dryfu po niekończącej się otchłani snu.Dwudziestogodzinny dyżur dał mu mocno w kość.Andrzej przewrócił się na bok, zagłębiając się jeszcze bardziej w błogi stan relaksu, kiedy brudne łapy rzeczywistości zaczęły go wyciągać ku powierzchni.Łup, łup, łup.Dobiegające z oddali dźwięki zamazały obrazy snu.Rozchylił klejące się powieki, rozpoznając głos stojącej w drzwiach pielęgniarki.–Panie doktorze, Małkowski i Szymanek odzyskali przytomność!!! –Dziewczyna niemal wykrzyczała niewiarygodny komunikat.Andrzej natychmiast oprzytomniał, zerwał się i w ostatniej chwili chwycił oparcia kanapy, w przeciwnym razie bowiem runąłby na podłogę.Ścierpnięta noga nie utrzymała jego ciała.81–Parametry? – zapytał.–Są stabilni.Co prawda mówią bez ładu i składu, ale wydają się być wporządku.–Już idę.Dziewczyna opuściła pokój.Lekarz podszedł do umywalki i przemył zaspane oczy.Wrócili, pomyślał.To nie jest żadna pieprzona klątwa, a Jama nie jest przeklęta.Skąd te kretyńskie pomysły? Wyleczy ich i udowodni, że śmierć pozostałych dzieciaków to tylko tragiczny zbieg okoliczności.Korytarz mruczał ciszą.Andrzej dotarł na OIOM po dwóch minutach.W sali, gdzie leżeli Stokrotka i Wieżowiec, byli już pediatra i trzy pielęgniarki.– Właśnie pobraliśmy krew do badań – powiedział lekarz.– Stan ogólny dobry.Są przytomni.Chłopcy wpatrywali się w sufit otępiałym wzrokiem.Andrzej sprawdził reakcje, po czym wydał pielęgniarkom dyspozycje dotyczące leków.Kobiety natychmiast opuściły salę.–Co pan o tym myśli? – spytał pediatrę.–Trudno powiedzieć, według mnie…Drzwi do sali trzasnęły o ścianę.Andrzej rozpoznał Babcię Ali dopiero po dłuższej chwili.Blada sylwetka o zapuchniętych oczach i drżących rękach w niczym nie przypominała charyzmatycznej staruszki z fundacji.Wydawało się, że zaraz opadnie na ziemię.–Czy oni…? – wycharczała, nie mogąc oderwać wzroku od łóżka, na którymleżał Wieżowiec.–Spokojnie – lekarz skoczył ku chwiejącej się kobiecie i w ostatniej chwili złapałją za ramiona, ratując przed upadkiem.– Czy pani mnie słyszy!!!?W tym momencie krew trysnęła z nosa Babci.Pediatra uchwycił Ali za drugie ramię, pomagając Andrzejowi ułożyć ją na leżance.–Siostro!!!Ciało Babci Ali z trudem utrzymywane przez mężczyzn rzucało się w niekontrolowanych drgawkach.Po chwili zwiotczało i zamarło.82Świat rozmył się jak obraz w lustrze.Słyszała krzyki, lecz odległe i niezrozumiałe.Była lekka i bezwładna.Płynęła.Wydawało się, że dochodzi ją głos, znajomy – sprzed lat.Namawia do wędrówki, obiecując niezapomniane przeżycia.Jest młoda i ciekawa.Nie chce stracić niczego z czekających na nią atrakcji.–Dobrze, Jakubie – odpowiada.– Z przyjemnością.Świat wiruje tysiącem kolorowych tęcz i w końcu któraś porywa ją natajemniczy szlak.Tylko skąd te drzewa i szare obłoki?* * *Zima odchodziła, nie dając się sobą nacieszyć.Stokrotka tęsknił za słońcem, tymczasem z okna widzieli jedynie szary krajobraz nigdy niepoznanego miasta.–Zagramy? – zapytał Pszczoła, rozkładając na stoliku kolorową planszę.– Tymrazem ja mam czerwone.Zielone zawsze przegrywają.Stokrotka pokręcił głową.Nie chciało mu się grać.Wolał przyglądać się przejeżdżającym ulicami samochodom.Wyobrażał sobie, iż kiedyś zasiądzie za kierownicą jednego z nich.Najlepiej policyjnego radiowozu.Rozłożył na łóżku komiksy, jednak stracił zapał do tworzenia nowych historii.Nawet nie prosił już taty o czytanie kolejnych opowieści.Wiedział, że rodziców to zaniepokoiło, ale byli tak szczęśliwi poprawiającym się stanem jego zdrowia, że nie wypytywali zbytnio o przyczyny porzucenia dawnego hobby.Tymczasem Stokrotkę opuściła wiara w supermoc mogącą przeciwstawić się złu.Nie było takiej siły.W łóżku, jeszcze kilka tygodni temu zajmowanym przez Okulara, leżał rudowłosy chłopiec o twarzy pokrytej piegami.Nazwali go Wiewióra.Razem z Pszczołą trafili do Smoczej Jamy przed tygodniem.Stokrotka nie wiedział, na co chorowali i wcale nie był tego ciekaw.Niemniej zdawał sobie sprawę, że stan Wiewióry jest o wiele poważniejszy.Chłopiec szlochał wieczorami, często zwijał się z bólu, wtedy pojawiała się pielęgniarka i wstrzykiwała coś do pojemnika cienkimi przewodami łączącego się z ciałem.Potem zasypiał.Podczas nielicznych chwil, gdy Wiewióra czuł się lepiej, natychmiast obok pojawiał się Wieżowiec i zagadywał.Stokrotka nie chciał tego słyszeć.83–To wspaniale, że tak go wspierasz – powiedziała mama Wiewióry, widząc, iżchłopcy doskonale się dogadują.– Cieszę się, że mały trafił właśnie do waszej sali.Wieżowiec delikatnie tkał sieć, a Wiewióra z każdym dniem mocniej się w niej zagłębiał.Widok nadziei na twarzy piegusa sprawiał, że Stokrotce chciało się płakać.Nie wtrącał się jednak, wiedział, że nie może.To była sprawa Wieżowca.Później przyjdzie pora, by i on się wykazał.–Może jednak zagramy, zanim każą nam spać – powiedział po namyśle doPszczoły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl