[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na najl¿ejszyszmer podskakiwa³ trzy stopy w powietrze.i najczêœciej strzela³.Którejœnocy prawie mnie udusi³, bo jakiœ goœæ w g³êbi korytarza t³uk³ o kraty celiblaszanym kubkiem.Przesiedzia³em z nim siedem miesiêcy, zanim mnie wypuœcili.Nie mogê powiedzieæ, ¿ebyœmy wiele rozmawiali, poniewa¿ z kimœ takim jak ElBlatch nie prowadzi siê rozmowy.Gada³ przez ca³y czas.Nie zamkn¹³ siê ani nachwilê.Jeœli spróbowa³eœ wtr¹ciæ s³owo, wygra¿a³ ci piêœci¹ i wywraca³ oczami.Dreszcz przebiega³ mi po krzy¿u, kiedy tak robi³.By³ wysoki, prawie ³ysy, mia³zielone, g³êboko osadzone oczy.Jezu, mam nadziejê, ¿e ju¿ nigdy go niezobaczê.Co wieczór gada³ jak katarynka.Gdzie dorasta³, o sierociñcach, zktórych ucieka³, o swoich miejscach pracy, o kobietach, które pieprzy³,skokach, jakie wykona³.Pozwala³em mu gadaæ.Mo¿e nie jestem zbyt przystojny,ale nie chcia³em, ¿eby przefasonowa³ mi twarz.Z tego, co mówi³, wynika³o, ¿edokona³ ponad dwustu w³amañ.Trudno mi by³o uwierzyæ, ¿eby taki facet jak on,który podskakiwa³ pod sufit za ka¿dym razem, gdy ktoœ g³oœniej pierdn¹³.aleprzysiêga³, ¿e to prawda.Teraz pos³uchaj, Rudy.Wiem, ludzie czasem bujaj¹ natemat czegoœ, o czym wiedz¹, ale jeszcze zanim dowiedzia³em siê o tyminstruktorze golfa, Quentinie, myœla³em sobie, ¿e gdybym kiedyœ dowiedzia³ siê,i¿ El Blatch obrobi³ mój dom, uwa¿a³bym siê za bardzo szczêœliwego sukinsyna,wyszed³szy z tego z ¿yciem.Mo¿esz go sobie wyobraziæ, jak w sypialni jakiejœbaby przetrz¹sa kasetkê z bi¿uteri¹, a kobieta nagle zakaszle przez sen alboobróci siê na drugi bok? Zimno mi siê robi, kiedy o tym pomyœlê, przysiêgam napamiêæ mojej matki.Mówi³ te¿, ¿e zabija³ ludzi.Takich, którzy go wkurzyli.Przynajmniej tak twierdzi³.A ja mu wierzy³em.Na pewno wygl¹da³ na cz³owieka,który potrafi zabiæ.By³ taki cholernie nerwowy! Napiêty jak rewolwer zespi³owanym bezpiecznikiem.Zna³em faceta, który mia³ policyjnego smitha zespi³owanym bezpiecznikiem.Taka broñ nie nadaje siê do niczego, najwy¿ej dotego, ¿eby o niej gadaæ.Mia³a tak miêkki spust, ¿e potrafi³a wystrzeliæ, jeœliw³aœciciel, nazywa³ siê Johnny Callahan, po³o¿y³ j¹ na g³oœniku i w³¹czy³ radiona ca³y regulator.Taki by³ Blatch.Nie mogê wyjaœniæ tego lepiej.Po prostunigdy nie w¹tpi³em, ¿e za³atwi³ parê osób.Tak wiêc, którejœ nocy, tylko ¿eby coœ powiedzieæ, zapyta³em: „Kogo zabi³eœ?".No wiesz, pó³¿artem.A on siê œmieje i powiada: „Jeden facet odsiadujedo¿ywocie w Maine za tych dwoje ludzi, których zabi³em.Jakiegoœ faceta i ¿onêtego durnia, który siedzi.Zakrad³em siê do ich domu, a facet mnie wkurzy³".Nie pamiêtam, czy poda³ mi nazwisko tej kobiety, czy nie — ci¹gn¹³ Tommy.—Mo¿e i tak.Jednak w Nowej Anglii nazwisko Dufresne wystêpuje równie czêsto jakw innych czêœciach kraju Smith czy Jones, poniewa¿ mieszka tu tyle ¿abojadów.Dufresne, Lavesque, Ouelette, Poulin — kto je zapamiêta? Jednak powiedzia³ minazwisko faceta.Mówi³, ¿e nazywa³ siê Glenn Quentin i by³ kutasem, wielkimbogatym kutasem, graczem w golfa.El myœla³, ¿e mo¿e trzymaæ w domu gotówkê,nawet piêæ tysiêcy dolarów.Wtedy to by³o mnóstwo forsy, powiedzia³.Na co ja:„Kiedy?".A on na to: „Po wojnie.Zaraz po wojnie".Tak wiêc zrobi³ ten w³am, a oni zbudzili siê i facet zacz¹³ siê stawiaæ.Taktwierdzi³ El.Ja myœlê, ¿e mo¿e facet po prostu zacz¹³ chrapaæ.W ka¿dym razieEl powiedzia³, ¿e Quentin by³ w ³Ã³¿ku z ¿on¹ jakiegoœ cwanego prawnika, któregopos³ali do wiêzienia stanowego w Shawshank.I œmia³ siê jak szaleniec.JezuChryste, nigdy siê tak nie cieszy³em jak wtedy, kiedy zwolnili mnie z tegomamra.S¹dzê, ¿e teraz rozumiecie, dlaczego Andy'ego zatka³o, kiedy Tommy opowiedzia³mu tê historiê i czemu chcia³ natychmiast widzieæ siê z dyrektorem.ElwoodBlatch odsiadywa³ wyrok od szeœciu do dwunastu lat, gdy Tommy widzia³ goostatnio, cztery lata wczeœniej.W tysi¹c dziewiêæset szeœædziesi¹tym trzecimmóg³ w³aœnie wychodziæ na wolnoœæ.albo ju¿ wyszed³.Tak wiêc Andy musia³braæ pod uwagê dwie mo¿liwoœci: ¿e Blatch nadal siedzi albo ¿e ju¿ znikn¹³ ponim wszelki œlad.W opowieœci Tommy'ego nie zgadza³y siê pewne szczegó³y, ale czy¿ nie tak jestzawsze? Blatch powiedzia³ Tommy'emu, ¿e skazano jakiegoœ prawnika, a Andy by³bankierem, jednak kiepsko wykszta³ceni ludzie ³atwo mog¹ pomyliæ te dwa zawody,l nie zapominajcie, ¿e od czasu gdy Blatch czyta³ wycinki z procesu, do chwiligdy mówi³ o tym Tommy'emu Williamsowi, minê³o dwanaœcie lat.Ponadto pochwali³siê Tommy'emu, ¿e wzi¹³ ponad tysi¹c dolarów ze szkatu³ki, któr¹ Quentintrzyma³ w szafie, tymczasem policja na procesie Andy'ego twierdzi³a, ¿e w domunie by³o œladu w³amania.Mam w zwi¹zku z tym kilka uwag.Po pierwsze, jeœliweŸmiesz gotówkê, a cz³owiek, do którego ona nale¿a³a, umrze, to sk¹d bêdziewiadomo, ¿e coœ zosta³o skradzione? Chyba ¿e ktoœ inny wie, ¿e tam by³a.Podrugie, czy Blatch nie sk³ania³, mówi¹c o forsie? Mo¿e nie chcia³ siê przyznaæ,¿e zabi³ dwoje ludzi za nic.Po trzecie, mo¿e jednak by³y tam œlady w³amania, agliny przeoczy³y je — gliniarze potrafi¹ byæ têpi — albo celowo zataili je,¿eby nie psuæ szyków prokuratorowi.Pamiêtacie, ten facet ubiega³ siê o fotel ipotrzebny mu by³ wyrok skazuj¹cy.Nie rozwi¹zana sprawa w³amania z zabójstwemnie pomog³aby mu w niczym.Jednak z tych trzech wyjaœnieñ najbardziej przychylam siê do œrodkowego.Siedz¹c w Shawshank, pozna³em kilku Elwoo-dów Blatchów — maniaków skorych dopoci¹gania za spust.Tacy jak on usi³uj¹ ci wmówiæ, ¿e przy ka¿dym skokuzgarnêli równowartoœæ Koh-i-Noora, nawet je¿eli siedz¹ za kradzie¿dwudolarowego timexa i dziewiêciu zielonych.Jeden szczegó³ w opowieœci Tommy'ego rozwia³ wszelkie w¹tpliwoœci Andy'ego.Blatch nie wymieni³ Quentina przypadkowo.Nazwa³ Quentina „wielkim bogatymkutasem" i wiedzia³, ¿e Glenn by³ zawodowym graczem w golfa.No có¿, Andy ijego ¿ona raz czy dwa razy w tygodniu wpadali na drinka do klubu golfowego,Andy zaœ przesiedzia³ tam sporo czasu nad kieliszkiem, od kiedy dowiedzia³ siê,¿e ¿ona go zdradza.Przy klubie by³a ma³a przystañ i w tysi¹c dziewiêæsetczterdziestym siódmym przez jakiœ czas pracowa³ w niej dorywczo konserwatorpasuj¹cy do podanego przez Tommy'ego opisu Blatcha.Wysoki, prawie ³ysy facet og³êboko osadzonych, zielonych oczach.Mê¿czyzna o nieprzyjemnym spojrzeniu,wydaj¹cy siê mierzyæ ciê wzrokiem.Andy powiedzia³, ¿e ten goœæ nie popracowa³tam d³ugo.Albo zwolni³ siê, albo wyla³ go Briggs, nadzorca przystani.Jednaknie³atwo by³o go zapomnieæ.Zbyt rzuca³ siê w oczy.Tak wiêc Andy poszed³ porozmawiaæ z dyrektorem pewnego deszczowego, wietrznegodnia, kiedy o³owiane chmury pomyka³y po niebie nad szarymi murami, a resztkiœniegu na okolicznych polach zaczyna³y topnieæ i ods³aniaæ p³aty zesch³ej,zesz³orocznej trawy.Dyrektor dysponowa³ przestronnym gabinetem w skrzydle administracyjnym i zajego biurkiem znajdowa³y siê drzwi wiod¹ce do biura asystenta dyrektora.Tegodnia asystent mia³ wolne, ale by³ tam dy¿urny.Kulej¹cy facet, któregoprawdziwe nazwisko wylecia³o mi z pamiêci; wszyscy wiêŸniowie, ze mn¹ w³¹cznie,nazywali go Chester — tak nazywa³ siê pomocnik szeryfa Dillona.Chesterpowinien podlewaæ kwiaty i froterowaæ pod³ogê.Podejrzewam, ¿e kwiaty mia³ytego dnia sucho, a jedyn¹ rzecz¹, jaka zosta³a wypolerowana, by³a dziurka odklucza, do której Chester przyciska³ swoje brudne ucho
[ Pobierz całość w formacie PDF ]