[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciało zostało już owinięte w skórę młodego wołu, zarżniętego na tę okazję przez braci zmarłego.Dookoła wsi biegały kobiety przystrojone w liście żałobne, uderzając kalebasą o kalebasę i zawodząc.Po jednej stronie specjalnego miejsca dla umarłych płci męskiej siedziały wdowy i spoglądały przed siebie kamiennym wzrokiem.Zachowałem się niedo-rzecznie, próbując je pozdrowić, bo nie wolno im było ani mówić ani się poruszyć.Mężczyźni uznali to za świetny dowcip i chichotali, owijając zwłoki.Inni bliscy, zwłaszcza powinowaci, znosili skóry, materiały i bandaże do owinięcia ciała.Przybył zięć zmarłego ze swoją żoną.Kobieta stanęła w zagrodzie dla bydła, a mężczyzna rzucał swoje ofiary, celując w jej brzuch, aby wskazać na powiązania pomiędzy nim a rodziną zmarłego.Ci, którzy oddali kobiety za żony mężczyznom z rodziny nieboszczyka, rzucali ofiary w twarze krewnych zmarłego.Jest to zwykle gest obraźliwy, w tym przy-padku obrazuje szacunek, który mężczyzna winien jest rodzicom żony, oraz podkreśla ich wyższość wobec mężczyzny.Grupa mężczyzn nieustannie żartowała.Dowiedziałem się później, że byli to mężczyźni obrzezani w tym samym czasie co zmarły.Mężczyźni obrzezani w tym samym czasie zobowiązani są do końca życia dowcipnie się obrażać, mogą też korzystać wzajemnie ze swojego majątku.Nagle spadła gwałtowna ulewa i wszyscy zniknęli.- Dokąd pobiegli?- Do buszu, załatwić się.Przypuszczałem wówczas naiwnie, że jest to jedynie przerywnik, że ludzie zajęci przygotowaniami od samego rana jednomyślnie zarządzili przerwę, by udać się za swoją potrzebą przed dalszym ciągiem uroczystości.Dopiero później dowiedziałem się, że była to odrębna część obrzędu - pośrednie odwołanie się do istoty obrzezania, potwierdzenie między braćmi, że odbyt nie jest zaślepiony.Matthieu, Mayo i ja schroniliśmy się w chacie i zostaliśmy tam, póki deszcz nie przestał padać.Mayo opowiedział mi, co po czyjejś śmierci robią męż-czyźni wczesnym rankiem na rozdrożu.Mayo z własnej woli udzielał mi takich informacji, podczas gdy od innych trzeba je było wyciągać na siłę.„Mężczyźni idą na rozdroże.Są tam też klowni i czarownicy.Są bracia obrzezańcy.Siedzą po dwóch, twarzami do siebie.Sypią sobie na głowy trawę.Jeden mówi: »Daj mi dupy«.Drugi odpowiada: »Bierz, jak chcesz«.Kopulują.Przy pomocy kija.Któryś podpala trawę.Krzyczą.Przyłączają się do innych mężczyzn.To wszystko”.Mayo uznał tę opowiastkę za bardzo wesołą i dosłownie pokładał się ze śmiechu.Chcąc być grzecznym, robiłem to samo, ale w myślach próbowałem już „nadać sens” tej informacji.Uroczystości Dowayów zawsze wprawiały mnie w stan ogłupienia, czułem się przygnieciony sugestywnością, a zarazem niedefiniowalnością ich symbo-lizmu.Cały czas miałem wrażenie, że brakuje mi jakiegoś składnika, czegoś ważnego i oczywistego, czego nie uznali za stosowne mi powiedzieć, i że w związku z tym widzę wszystko w krzywym zwierciadle, interpretuję opacznie.Podejrzewałem już nawet, o co chodziło - o obrzezanie - ale wciąż nikt nie był gotowy, by o tym ze mną rozmawiać.Musiałem mozolić się nad ową układanką przez następne miesiące.W gruncie rzeczy cała uroczystość była po prostu skróconą wersją wydarzeń, mających miejsce podczas obrzezania, i na ich bazie była osnuta, podobnie jak i inne uroczystości w kraju Dowayów.Wszystkie zdarzenia przełomowe w życiu, wszystkie święta kalendarzowe odnoszą się do obrzezania.Oto dlaczego strój noszony podczas obrzezania pojawia się potem w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach: w naczyniu na wodę zmarłej kobiety, wśród tkanin owijających ciało zmarłego.Rozległy się krzyki.Kiedy siedzieliśmy w środku, wrócili mężczyźni i przywiązali do ciała czerwony kapelusz, taki sam, jakie noszą kandydaci do obrzezania.Poszturchiwano zwłoki i straszono je obrzezaniem.Podczas pogrzebu kazano czasami oprzeć się nagiemu chłopcu o zwłoki i ucinano czerwoną nitkę u jego członka, co symbolizowało odcięcie napletka.Długo w noc nagrywaliśmy z Mattiueu wszelkiego rodzaju piosenki i pogaduszki.Taśmy miały zapewnić mi zajęcie na dłuższy czas.Ledwie wróciliśmy do siebie i siedliśmy do pierwszego tego dnia posiłku, doszły nas słuchy, że w sąsiedztwie odbędzie się kolejne święto czaszek - może jutro, może pojutrze.Ze zwłokami zmarłego i tak nic nie miało się dziać przez następne dwa dni, ponieważ je „wystawiono” - można więc było spokojnie o nich na jakiś czas zapomnieć i pójść obejrzeć inne wielkie wydarzenie.Podczas posiłku Matthieu przybrał ów chytry wyraz twarzy, który zdążyłem już poznać i którego się bałem.Zwykłe tak długo przygotowywał sobie grunt do załatwienia jakiejś sprawy, że z ulgą przyjmowałem moment, gdy przechodził do sedna.W końcu zaczął.W czasie mojej nieobecności spędzał czas odwiedzając krewnych oraz porządkując rzeczy w mojej chacie.Natknął się wówczas na stary garnitur, upchnięty na dnie walizki.Przywiozłem go za namową kolegi: „Będzie ci potrzebny przynajmniej jeden garnitur”.Nigdy nie zrozumiałem do czego.Woziłem go z sobą przez te wszystkie miesiące, czekając na okazję, by go włożyć, aż w końcu wpisałem radę mojego kolegi na długą listę „idiotycznych i chybionych rad dla antropologa jadącego w teren”.Matthieu był innego zdania.Prosił mnie gorąco, abym ubrał się w garnitur na święto czaszek.Uważał, że to sprawi na ludziach wielkie wrażenie.Kate-gorycznie odmówiłem.Nadąsał się.Miał jeszcze inną sprawę.Powinienem zatrudnić kucharza.To źle, że gotuję sam.Co więcej, w sytu-acjach takich jak dzisiejsza byłoby znakomicie zastać po powrocie gotowy posiłek.Matthieu ma „brata” i może go przyprowadzić.Dla świętego spokoju zgodziłem się z „bratem” porozmawiać, ale w duchu nie miałem najmniejszego zamiaru obciążać się utrzymywaniem służby domowej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]