[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie muszê pytaæ jej o zdanie.Sam o sobie decydujê.Niemniej powinnaœwiedzieæ, ¿e nie mogê ci zapewniæ normalnego ¿ycia.Ze wzglêdu na to, kimjestem, ludzie nadal bêd¹ mi okazywaæ niezdrowe zainteresowanie.Gazety bêd¹nas œledziæ, spekulowaæ na nasz temat, szukaæ pretekstu do sensacji.-Wstrz¹sn¹³ siê.- Ten sam los bêdzie czeka³ nasze dzieci, wiêc zastanów siê.Wiem, jak ciê¿ko prze¿y³aœ tamte zdjêcia.Nie mam prawa prosiæ ciê, ¿ebyœ dlamnie poœwiêci³a swoje prywatne ¿ycie.- Wiêc co z nami bêdzie?Charlie dostrzeg³ w s³owach „z nami" pierwsz¹ iskierkê nadziei.Konsultowa³em siê z prawnikami.W jakiej sprawie?Jak zrezygnowaæ z tytu³u i zostaæ zwyk³ym Charliem Radleyem.Wtedy móg³bym cizapewniæ normaln¹ egzystencjê.Zapad³o d³ugie milczenie.Charlie z bij¹cym sercem czeka³ na decyzjê Sophie.Ajeœli oœwiadczy, ¿e go nie chce, niezale¿nie od tego, czy jest baronem czynie?Pamiêtasz, co mi kiedyœ powiedzia³eœ o potrzebie zawierania kompromisów? -rzek³a z lekkim uœmiechem.- Nie wymagam wcale, ¿ebyœ zrzek³ siê tytu³u.Dlamnie mo¿esz nadal byæ baronem Radleyem.A przy okazji, dlaczego podpisujesz siêR.C.Radley?Bo mam na pierwsze imiê Rupert.Na pami¹tkê ksiêcia Ruperta z Nadrenii.Oddzieciñstwa nienawidzi³em tego imienia, zw³aszcza odk¹d poszed³em do szko³y.Sophie parsknê³a œmiechem.Mog³o byæ gorzej - powiedzia³a.- Gdyby na przyk³ad rodzice wybrali ci imiêBradley.Bradley Radley, wyobra¿asz sobie?Litoœci! - poprosi³.- Ale dlaczego nie chcesz, ¿ebym zrzek³ siê tytu³u?Bo dziêki temu mo¿esz operowaæ za darmo przy Harley Street.I w ten sposóbpomagaæ biednym.Gdybyœ przesta³ byæ baronem, w³aœciciele nie mogliby siê tob¹pochwaliæ, i nie by³byœ dla nich atrakcyjnym partnerem.Nie móg³byœ ju¿ robiætego, co jest dla ciebie wa¿ne.Jak ci siê uda³o poznaæ mnie tak dobrze?Bo uwa¿nie ciê obserwowa³am.Z pocz¹tku, poniewa¿ nienawidzi³am wszystkiego,co sob¹ reprezentujesz: arystokratycznych korzeni, swobody bycia, pewnoœcisiebie.Ale stopniowo przekonywa³am siê, jak nies³uszne, przynajmniej wobecciebie, by³y moje uprzedzenia.Jesteœ lojalny, kole¿eñski, nie wynosisz siê nadinnych, dbasz o pacjentów.- Zawaha³a siê.- Tak siê bojê, Charlie.Bojê siê,¿e nie potrafiê spe³niæ twoich oczekiwañ.Spe³niasz je w ca³ej pe³ni - odpar³ z przekonaniem.Nie to mia³am na myœli.Chodzi mi o.Natychmiast siê domyœli³.Masz na myœli seks?ROZDZIA£ CZTERNASTYTak, seks.- S³Ã³wko tak krótkie, a tak trudne do wypowiedzenia.Czy mogê ci zadaæ niedyskretne pytanie? - Skinê³a g³ow¹.- Czy od czasu tamtejnapaœci by³aœ z mê¿czyznami?Spotyka³am siê z paroma - odpar³a wymijaj¹co.Nie o to pyta³em.Nie - odpar³a, z oczami wbitymi w blat sto³u.Pos³uchaj mnie, Sophie.Wszystko bêdzie dobrze, jeœli tylko mi zaufasz - rzek³naj³agodniej, jak potrafi³.- Tamtego wieczoru, kiedy zaczêliœmy siê kochaæ,by³aœ swobodna i zadowolona.A¿ do chwili, kiedy znalaz³em siê nad tob¹.Dopiero wtedy nagle siê przestraszy³aœ.Myœlê, ¿e obudzi³o siê w tobiewspomnienie chwili, kiedy tamci przygnietli ciê do ziemi.Tak by³o - przyzna³a cicho.Mam swoj¹ hipotezê.Wypróbujemy j¹?Nie wiem.Bojê siê.Zaufaj mi.Przyrzekam, ¿e do niczego nie bêdê ciê zmusza³.I wycofam siê napierwszy twój znak.Tak, musi mu zaufaæ.Uwierzyæ, ¿e jej nie skrzywdzi, ¿e potrafi wymazaæ z jejpamiêci z³e wspomnienia.W ten sposób dope³ni siê rozpoczêty w gabinecieMelanie proces leczenia.Wsta³a, podesz³a do niego i pozwoli³a siê posadziæna kolanach.Charlie obj¹³ j¹ i musn¹³ wargami jej policzek.Odruchowo zarzuci³a mu rêce na szyjê.- Poca³uj mnie - poprosi³, odchylaj¹c do ty³u g³owê.Pochyli³a siê i delikatniemusnê³a wargami usta Charliego.Jego rêce mocniej objê³y j¹ w biodrach.Przepraszam - powiedzia³, zwalniaj¹c uœcisk.-Pragn¹³ o wiele wiêcej, widzia³ato w jego oczach.Ale opanowywa³ siê, aby jej nie przestraszyæ, aby czu³a siêbezpieczna.Jedn¹ rêk¹ zdjê³a opaskê z w³osów, które opad³y jej na ramiona.-Uwielbiam twoje w³osy - wyszepta³.- Ich widok doprowadza mnie do szaleñstwa.To dobrze.- Uœmiechnê³a siê przekornie.Pochyli³a siê znowu, ale tym razempoca³owa³a go naprawdê, rozchylaj¹c jêzykiem jego wargi.Czu³a siê cudownie.Mog³aby go ca³owaæ bez koñca.Ale czy poca³unki wystarcz¹? Nie.Charlie mia³ na sobie czarny golf, bardzomi³y w dotyku.Ona jednak pragnê³a poczuæ dotyk jego cia³a.Wsunê³a rêce podsweter.Och, Sophie - jêkn¹³.Podnieœ rêce - poprosi³a.Oczy mu pociemnia³y, kiedy zrozumia³, do czegozmierza.Œci¹gnê³a mu sweter przez g³owê, po czym przewróci³a go na praw¹stronê i starannie z³o¿y³a.- O co ci chodzi? - spyta³a, widz¹c uœmiechrozbawienia na jego twarzy.Od razu widaæ, ¿e jesteœ chirurgiem - odpar³.A co ty byœ zrobi³? Rzuci³ sweter na pod³ogê?Zastanówmy siê.Co bym zrobi³, maj¹c do wyboru dba³oœæ o ubranie z jednej, amo¿liwoœæ chwycenia ciê natychmiast w ramiona z drugiej strony? Hm.Stanowczosweter l¹duje na pod³odze.- Uœmiechn¹³ siê.- Ale dzisiaj wszystko bêdzie tak,jak ty chcesz.Jestem w twoich rêkach.Rób ze mn¹, co tylko zapragniesz.Naprawdê? - spyta³a uradowana.Jestem ca³kowicie do twojej dyspozycji.Uhm - zamrucza³a jak kot, pieszcz¹c jego obna¿ony tors.- Masz cudown¹ skórê.Poca³uj mnie jeszcze! - Nie by³o to ¿¹danie, lecz proœba.Znowu go poca³owa³a, ale wci¹¿ by³o jej za ma³o.Dotknij mnie - za¿¹da³a.Jak mam to zrobiæ, kiedy jesteœ ubrana?- To mnie rozbierz! Charlie pokrêci³ g³ow¹.- Nie, bo to by oznacza³o, ¿e decydujê za ciebie.A dziœ ty o wszystkimdecydujesz.Tylko ty.W jednej chwili pojê³a g³êboki sens jego s³Ã³w.Przez te wszystkie lata niedecydowa³a o sobie.Nie mia³a wyboru.Dzisiaj mog³a odzyskaæ wolnoœæ.Nie mam ochoty rozbieraæ siê w kuchni.Co proponujesz?Zsunê³a siê z kolan Charliego, wziê³a go za rêkê i poderwa³a z krzes³a.- ChodŸ! - powiedzia³a.Charlie z trudem powstrzyma³ siê, by nie wzi¹æ jej w ramiona i nie zanieœæ dosypialni, jak poprzednim razem.Dziœ jednak wszystko mia³o przebiegaæinaczej.Sypialnia by³a niewielka, ale jasna i przytulna, o bla-do¿Ã³³tych œcianach.£Ã³¿ko okrywa³a kremowa kapa i le¿a³y na nim ¿Ã³³te poduszki.Na sosnowejkomodzie piêtrzy³y siê ksi¹¿ki i sta³a lampa przes³oniêta z³o-to-¿Ã³³tymaba¿urem.Spod aba¿uru s¹czy³o siê z³otawe œwiat³o.Z³ote jak s³oñce - jak jejw³osy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]