[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Bądź co bądź, dobrze wiedzieć, z jakiego powodu się ginie powiedział, drwiąco, choć wcale to do niego nie pasowało.Sart patrzył na niego zdumiony, a doktor Palmes potrząsnął zdenerwowany głową.— Tak źle z nami nie jest, Andre.Z każdym dniem, który pokonujemy, zbliża się nieco nasz ratunek.Jeżeli chodzi o mnie, to nawet teraz nie dam odwieść się od myśli, że pewnego dnia opublikujemy nasze doświadczenia z polikarytem w którymś z naszych pism naukowych.7.„Strzała”Jednak już następnego dnia obydwa pozostałe agregaty zaczęły pracować nieregularnie i stało się jasne, że wszelkie nadzieje były płonne.Załoga zebrała się w kabinie komendanta i zanim Kerr zdążył się odezwać, Sart powiedział: — Nie ma co gadać, Robert.Kiedy decydowaliśmy się na badania kosmiczne, wiedzieliśmy, że pewnego dnia coś może się nie udać.Jeśli o mnie chodzi, oddałbym wszystko, by wrócić do Miriam.Ale jak widać mieliśmy tym razem pecha.Napiszmy póki czas listy pożegnalne, może ktoś kiedyś trafi na ślad „Sokoła”.Pozostałe sprawy każdy musi załatwić sam z sobą.Komendant wysłuchał geologa spokojnie, a potem odpowiedział:— Nie chodzi o długie gadanie, Linn, zgadza się, ale może spisujesz swoje życie na straty zbyt szybko.Faktycznie, nie wierzę, jak i ty, w cud i z pewnością co najmniej trzech z nas nie ujrzy już ani Twardego Turkusa, ani Szafira.Jest jednak pewna szansa dla czwartego — dziwię się, że nikt na to nie wpadł.Przynajmniej jeden może się uratować przy pomocy naszego promu ładowniczego, „Strzały”.Choć pojazd ten dostosowano w zasadzie tylko do krótkich lotów, powinien jednak przetrzymać miesiąc lotu.„Strzała” wyposażona jest w mocny silnik napędowy i z jednym człowiekiem może bez problemów dotrzeć do Twardego Turkusa.Cel powinna osiągnąć jeśli przyjmiemy maksymalną prędkość w trzydzieści pięć dni.— Myślałem już o „Strzale”, Robercie — odpowiedział doktor Palmes.— Ciekaw jestem tylko, jak chcesz rozwiązać problem tlenu.Przecież prom nie ma swojego własnego agregatu.— Nie ma urządzenia opartego na chlorelli, ale przecież może zabrać małe ilości koncentratu tlenu.Nasze rezerwy obliczone są dla czterech mężczyzn na siedem dni, jedna osoba mogłaby więc z nich korzystać prawie cały miesiąc, przy oszczędnym oddychaniu jeszcze dłużej.Poza tym każda godzina pracy agregatów na statku działa na korzyść promu.„Strzała” mogłaby oderwać się od „Sokoła” w ostatniej chwili.Pozostali zrozumieli.— To znaczy — powiedział Surkin ostrożnie — że jeżeli oba agregaty wysiądą, trzem pozostałym dane będą tylko godziny życia?— Siedem godzin czy siedem dni — oświadczył Sart — to doprawdy żadna różnica.— Jest różnica — odpowiedział komendant.— W ciągu siedmiu dni może się wiele zdarzyć.Nawet cud.Moglibyśmy na przykład spotkać przez przypadek jakiś inny statek kosmiczny.Szansa jest jedna na tysiąc, ale zupełnie wykluczyć tego nie można.— Pewność uratowania jednego z nas i zabezpieczenia osiągnięć ekspedycji jest ważniejsza — rzekł biolog spokojnie.— Zgadzasz się z tym, Linn? — spytał Kerr.— Całkowicie.— A ty, Andre?— Tak, Erik ma rację — odpowiedział Surkin.— W takim razie jesteśmy zgodni — powiedział komendant — pozostaje nam tylko jeszcze jedno — i po krótkim wahaniu.— Oczywiście najtrudniejsze.Musimy zdecydować, kto z załogi „Sokoła” powinien wrócić na Twardy Turkus.8.KerrZalegało krótkie, prawie kłopotliwe milczenie.Komendant, który w tej sytuacji nie chciał rozkazywać, lecz dać pozostałym okazję do zastanowienia się, nie przerwał ciszy.Był już zdecydowany, zaproponowałby na pilota „Strzałki” najmłodszego z nich Linna Sarta.Wprawdzie przez moment wahał się, bardzo chętnie wybrałby Surkina, ale astrolog miał chyba większe prawo, by przeżyć.Miał zaledwie trzydzieści lat i dopiero wkraczał w życie.Poza tym dopiero co się ożenił.Kerr wiedział, ile go kosztowało, aby w parę dni po ślubie wyruszyć na tę daleką wyprawę.Na ułamki sekund przed oczami komendanta pojawiła się twarz jego wnuka Hondara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]