[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zostajê.Jak powiedzia³eœ? Granica mo¿liwoœci? Rezerwujê sobie ten tytu³ dlaballady.- To mo¿e byæ twoja ostatnia ballada, Jaskier.- Geralt?- Aha?- Nie zabijaj.Mo¿esz?- Miecz to jest miecz, Jaskier.Gdy siê go ju¿ dobêdzie.- Postaraj siê.- Postaram siê.Dorregaray zachichota³, obróci³ siê w stronê Yennefer i Rêbaczy, wskaza³ naoddalaj¹cy siê orszak królewski.- Tam oto - powiedzia³ - odchodzi król Niedamir.Nie wydaje ju¿ królewskichrozkazów ustami Gyllenstierna.Odchodzi wykazawszy rozs¹dek.Dobrze, ¿e jesteœ,Jaskier.Proponujê, ¿ebyœ zacz¹³ uk³adaæ balladê.- O czym?- A o tym - czarodziej wyj¹³ ró¿d¿kê zza pazuchy - jak Mistrz Dorregaray,czarnoksiê¿nik, pogoni³ do domów hultajstwo chc¹ce po hultajsku zabiæostatniego z³otego smoka, jaki pozosta³ na œwiecie.Nie ruszaj siê, Boholt!Yarpen, rêce precz od topora! Nawet nie drgnij, Yennefer! Dalej, hultaje, zakrólem, jak za pani¹ matk¹.Jazda, do koni, do wozów.Ostrzegam, kto zrobijeden niew³aœciwy ruch, z tego zostanie sw¹d i szkliwo na piasku.Ja nie¿artujê.- Dorregaray! - zasycza³a Yennefer.- Moœci czarodzieju - rzek³ pojednawczo Boholt.- Albo¿ to siê godzi.- Milcz, Boholt.Powiedzia³em, nie ruszycie tego smoka.Nie zabija siê legendy.W ty³ zwrot i wynocha.Rêka Yennefer wystrzeli³a nagle do przodu, a ziemia dooko³a Dorregarayaeksplodowa³a b³êkitnym ogniem, zakot³owa³a siê kurzaw¹ rwanej darni i ¿wiru.Czarodziej zachwia³ siê, otoczony p³omieniami.Niszczuka przyskakuj¹c uderzy³go w twarz nasad¹ piêœci.Dorregaray upad³, z jego ró¿d¿ki strzeli³a czerwonab³yskawica, nieszkodliwie gasn¹c wœród g³azów.Zdzieblarz, doskakuj¹c z drugiejstrony, kopn¹³ le¿¹cego czarodzieja, odwin¹³ siê, by powtórzyæ.Geralt wpad³miêdzy nich, odepchn¹³ Zdzieblarza, wydoby³ miecz, ci¹³ p³asko, mierz¹cpomiêdzy naramiennik a napierœnik zbroi.Przeszkodzi³ mu Boholt, paruj¹c ciosszerok¹ kling¹ dwurêcznego miecza.Jaskier podstawi³ nogê Niszczuce, alebezskutecznie - Niszczuka wczepi³ siê w têczowy kubrak barda i hukn¹³ goku³akiem miêdzy oczy.Yarpen Zigrin, przyskakuj¹c z ty³u, podci¹³ Jaskrowinogi, uderzaj¹c toporzyskiem w zgiêcie kolan.Geralt zwin¹³ siê w piruecie, uchodz¹c przed mieczem Boholta, uderzy³ krótkodoskakuj¹cego Zdzieblarza, zrywaj¹c mu ¿elazny narêczak.Zdzieblarz odskoczy³,potkn¹³ siê, upad³.Boholt stêkn¹³, zawin¹³ mieczem jak kos¹.Geraltprzeskoczy³ nad œwiszcz¹cym ostrzem, g³owic¹ miecza gruchn¹³ Boholta wnapierœnik, odrzuci³, ci¹³, mierz¹c w policzek.Boholt, widz¹c, ¿e nie zdo³asparowaæ ciê¿kim mieczem, rzuci³ siê w ty³, padaj¹c na wznak.WiedŸmindoskoczy³ do niego i w tym momencie poczu³, ¿e ziemia umyka mu spoddrêtwiej¹cych nóg.Zobaczy³, jak horyzont z poziomego robi siê pionowy.Nadaremnie usi³uj¹c z³o¿yæ palce w ochronny Znak, wyr¿n¹³ ciê¿ko bokiem oziemiê, wypuszczaj¹c miecz ze zmartwia³ej d³oni.W uszach têtni³o mu iszumia³o.- Zwi¹¿cie ich, dopóki dzia³a zaklêcie - powiedzia³a Yennefer, gdzieœ z góry ibardzo daleka.- Wszystkich trzech.Dorregaray i Geralt, otumanieni i bezw³adni, dali siê spêtaæ i przywi¹zaæ dowozu bez oporu i bez s³owa.Jaskier rzuca³ siê i ruga³, wiêc jeszcze przedprzywi¹zaniem - dosta³ po pysku.- Po co ich wi¹zaæ, zdrajców, psich synów - rzek³ Kozojed podchodz¹c.- Od razuich ut³uc i spokój.- Sam jesteœ syn, i to nie psi - powiedzia³ Yarpen Zigrin.- Nie obra¿aj tupsów.Poszed³ won, zelówo.- Strasznieœcie œmiali - warkn¹³ Kozojed.- Obaczym, czy wam œmia³oœci starczy,gdy moi z Ho³opola nadci¹gn¹, a tylko ich patrzeæ.Zoba.Yarpen, wykrêcaj¹c siê z nieoczekiwan¹ przy swej posturze zwinnoœci¹, ³upn¹³ gotoporzyskiem przez ³eb.Stoj¹cy obok Niszczuka poprawi³ kopniakiem.Kozojedprzelecia³ kilka s¹¿ni i zary³ nosem w trawê.- Popamiêtacie! - wrzasn¹³ na czworakach.- Wszystkich was.- Ch³opaki! - rykn¹³ Yarpen Zigrin.- W rzyæ szewca, dratwa jego maæ! £ap go,Niszczuka!Kozojed nie czeka³.Zerwa³ siê i k³usem pogna³ w stronê wschodniego kanionu.Zanim chy³kiem pobiegli ho³opolscy tropiciele.Krasnoludy, rechocz¹c, ciska³y zanimi kamieniami.- Od razu jakoœ powietrze poœwie¿a³o - zaœmia³ siê Yarpen.- No, Boholt,bierzemy siê za smoka.- Poma³u - podnios³a rêkê Yennefer.- Braæ, to mo¿ecie, ale nogi.Za pas.Wszyscy, jak tu stoicie.- ¯e jak? - Boholt zgarbi³ siê, a oczy rozb³ys³y mu z³owrogim blaskiem.- Copowiadacie, jaœnie wielmo¿na pani wiedŸmo?- Wynoœcie siê st¹d w œlad za szewcem - powtórzy³a Yennefer.- Wszyscy.Samasobie poradzê ze smokiem.Broni¹ niekonwencjonaln¹.A na odchodnym mo¿ecie mipodziêkowaæ.Gdyby nie ja, pokosztowalibyœcie wiedŸmiñskiego miecza.No, ju¿,prêdziutko, Boholt, zanim siê zdenerwujê.Ostrzegam, znam zaklêcie, za pomoc¹którego mogê porobiæ z was wa³achów.Wystarczy, ¿e ruszê rêk¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]