[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze nie skoñczy³yœmy tego posi³ku - o ile mo¿na to by³o nazwaæ posi³kiem -kiedy opiekun Mariamme przemówi³ do nas wszystkich:- W górach spad³ œnieg.Mimo ¿e podró¿ bêdzie uci¹¿liwa, musimy dojechaæ przednoc¹ do zamku Croff.Mamy ma³o czasu, a jutro powinniœmy siê stawiæ w SokolimJarze.Dobieg³y mnie pomruki niezadowolenia, ale nikt nie poskar¿y³ siê na g³os.PanImgry nie nale¿a³ do ludzi, którym mo¿na siê by³o sprzeciwiæ tylko z powoduniewygodnej jazdy.Sokoli Jar.Ta nazwa nic mi nie mówi³a.Mo¿e w³aœnie tamwyznaczyli spotkanie JeŸdŸcy Zwierzo³acy?Nadal sprzyja³o mi szczêœcie.Gdy dotarliœmy do zamku Croff, górskiej twierdzy,której za³oga liczy³a tylko czwart¹ czêœæ niezbêdnej liczby zbrojnych, oddanonam do dyspozycji pod³u¿n¹ komnatê z roz³o¿onymi na kamiennej pod³odzesiennikami.Zapewniono nam wiêc takie same "wygody" jak ¿o³nierzom, którzytutaj walczyli podczas wojny.By³am tak zmêczona, ¿e od razu zapad³am w g³êboki sen i nic mi siê nieprzyœni³o.Lecz po jakimœ czasie obudzi³am siê nagle, jakby ktoœ mnie zawo³a³.Wyda³o mi siê, ¿e s³yszê echo znajomego g³osu - mo¿e Damy Alousan - wzywaj¹cegomnie do pracy.Uczucie to by³o tak silne, ¿e ze zdumieniem spojrza³am na lampêpal¹c¹ siê s³abo w przeciwleg³ym krañcu komnaty.Dopiero po chwili rozpozna³amciê¿kie oddechy œpi¹cych towarzyszek podró¿y i uœwiadomi³am sobie, gdzie jestemi dlaczego.Zmêczenie pierzch³o bez œladu.Zamiast tego ogarn¹³ mnie dziwny niepokój, któryzawsze poprzedza prze³omowe chwile w ¿yciu.Zbudzi³ siê te¿ we mnie mój dawny talent.Nie obawia³am siê tegoniezrozumia³ego zmys³u, dzia³aj¹cego poni¿ej progu œwiadomoœci.Powita³am jegopowrót z tak¹ radoœci¹, z jak¹ ciê¿ko chory cz³owiek wyci¹ga rêce pouzdrawiaj¹cy kordia³.Ros³o we mnie podniecenie i zda³am sobie sprawê, ¿ed³u¿ej nie wytrzymam w ciemnej, dusznej komnacie.Ubra³am siê najostro¿niej jak zdo³a³am.Wprawdzie podró¿ny strój nadal by³wilgotny, lecz nie mia³o to ¿adnego znaczenia wobec przemo¿nego impulsu, którykaza³ mi wyjœæ na otwart¹ przestrzeñ.Kildas poruszy³a siê we œnie, gdy okr¹¿a³am jej siennik, le¿¹cy tu¿ obokmojego, i coœ wymamrota³a - mo¿e jakieœ imiê.Nie obudzi³a siê jednak i wkrótcepo³o¿y³am rêkê na klamce.Wtedy te¿ us³ysza³am kroki wartownika w korytarzu.Kiedy stanê³am w drzwiach, ¿o³nierz by³ odwrócony do mnie plecami.Zaraz mniezobaczy.W tej chwili odkry³am w sobie inne zdolnoœci.Spojrzawszy na majacz¹c¹w mroku sylwetkê mê¿czyzny, wytê¿y³am wolê i rozkaza³am, ¿eby nie zauwa¿y³ mnieprzez kilka sekund, zanim zniknê w czeluœciach zamku.I tak siê sta³o.Kiedy jednak dotar³am do bocznego korytarza, by³am takzmêczona, ¿e musia³am siê oprzeæ o œcianê.Miota³y mn¹ sprzeczne doznania -podniecenie, zdumienie i triumfalna radoœæ.Sta³am przez d³u¿sz¹ chwilê,rozkoszuj¹c siê sukcesem, choæ jakaœ trzeŸwa cz¹stka mojej istoty pow¹tpiewa³aw realnoœæ tego dokonania i powœci¹ga³a moje uczucia.PóŸniej wspiê³am siêschodami na górê (znajdowa³y siê dok³adnie naprzeciw korytarza) i wysz³am nataras czy te¿ platformê obserwacyjn¹.Œnieg po³yskiwa³ w mroku, lecz wiêkszoœæciemnych szczytów by³a tylko z lekka wysrebrzona ksiê¿ycem, co chwilaprzes³anianym przez p³yn¹ce szybko chmury.Wia³ o¿ywczy wiatr, docieraj¹cy tutaj z wy¿szych partii gór, w których py³ zKrainy Dolin nigdy nie móg³ zatrzymaæ siê na d³u¿ej.Lecz teraz, gdy dosz³am dotego miejsca, wewnêtrzny przymus pierzch³.W ogóle nie wiedzia³am, po co tuprzysz³am.Mimo ciep³ej opoñczy zadr¿a³am z zimna i cofnê³am siê do drzwi, bysiê schroniæ przed mroŸnymi podmuchami.- Co ty tu robisz?Od razu pozna³am ten g³os.Nie mia³am pojêcia, dlaczego pan Imgry równie¿wêdrowa³ noc¹ po zamku.Nie zdo³a³am jednak unikn¹æ z nim spotkania.- Chcia³am odetchn¹æ œwie¿ym powietrzem.- odpowiedzia³am g³upio.Na nic siêto nie zda.Lepiej od razu chwyciæ byka za rogi.Mê¿czyzna oœwietli³ mnietrzyman¹ w górze przenoœn¹ lamp¹, a ja, odwróciwszy siê, zas³oni³am oczy rêk¹.Musia³ najpierw zauwa¿yæ herb Mariamme na po¿yczonym tabardzie, gdy¿ z ca³ejsi³y z³apa³ mnie za ramiê i szarpn¹³ ku sobie.- Ty idiotko! Ty ma³a idiotko! - sykn¹³ gniewnie.Choæ by³ opiekunem Mariamme,los dziewczyny wcale go nie obchodzi³
[ Pobierz całość w formacie PDF ]