[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By³o paskudnie ciemno, a Dusiciele mogli siê ju¿ zaprzyjaŸniæ z cz³owiekiem,który w³ada³ cieniem.Ma³y ptaszek przyniós³ wiadomoœæ.A w³aœciwie wielkie,czarne ptaszysko.— Za d³ugo ju¿ siedzimy w mieœcie — burkn¹³em.Jednooki nie odezwa³ siê, a ThaiDei odpowiedzia³ jakimœ pomrukiem.Dla tego Nyueng Bao by³ to rodzaj mowy.Wiatr przyniós³ odg³os skradaj¹cych siê kroków.— Niech ciê szlag, Goblin! — warkn¹³ Jednooki.— Przestañ siê t³uc.Chcesz,¿eby ca³y cholerny œwiat dowiedzia³ siê, ¿e tu jesteœ? — Nie szkodzi, ¿e niktnie móg³ us³yszeæ Goblina ju¿ piêæ stóp dalej, nawet gdyby tañczy³.Jednookinie ¿yczy³ sobie, byæ ograniczany przez logikê myœlenia.Goblin przykucn¹³ przede mn¹.Jego drobne, ¿Ã³³te zêby szczê­ka³y cicho.— Wszystko gotowe — mrukn¹³.— Jak tylko ty bêdziesz gotowy.— A zatem do roboty.Zanim w³¹czy mi siê zdrowy roz­s¹dek — jêkn¹³em, wstaj¹c.Trzasnê³o mi w kolanach.Miêœnie mia³em zesztywnia³e.Zakl¹³em.By³em za staryna takie g³ups­twa, choæ w wieku trzydziestu czterech lat wci¹¿ by³em dla bandyniemowlakiem.— Ruszamy — odezwa³em siê na tyle g³oœno, ¿eby wszyscy mnieus³yszeli.W ciemnoœci nie da³o siê u¿ywaæ mowy znaków.Staliœmy z wiatrem i Goblin znowu siê popisa³.Nie ha³as by³ tu problemem.Ludzie znikali po cichu, jeden po drugim.Ze zdumieniem odkry³em, ¿e jestem samze swoj¹ obstaw¹.Tak¿e ruszyliœmy naprzód.Thai Dei os³ania³ ty³y.Noc mu nieprzeszkadza³a.Byæ mo¿e mia³ koci wzrok.Mia³em bardzo mieszane uczucia.Po raz pierwszy prowadzi­³em wypad.Nie mia³empewnoœci, czy by³em poza Dejagore wystarczaj¹co d³ugo, aby nim pokierowaæ.Zalaz³em cieniom za skórê i ci¹gle jeszcze by³em potwornie podejrzliwy wstosunku do wszystkich spoza Kompanii.Sam nie wiedzia³em dlaczego.Ale Konowa³nalega³.Przekrada³em siê wiêc przez ciemny, paskudny las z soplami loduzwisaj¹cymi ze strzelby i kierowa­³em pierwsz¹ po wielu latach wy³¹czn¹ akcj¹Kompanii.Po zastanowieniu stwierdzi³em jednak, ¿e przecie¿ nie by³a to czystaKompania.Ka¿dy z moich ch³opców mia³ swoj¹ obstawê.Odsun¹³em na bok te rozwa¿ania, ruszaj¹c po prostu naprzód.Do diab³a! I takby³o ju¿ za póŸno, ¿eby cokolwiek powstrzymaæ.Przesta³em siê martwiæ o siebie, a zacz¹³em rozmyœlaæ, jak te¿ damy sobie radêpo wypadzie.Jeœli spieprzymy sprawê, nie bêdzie mo¿na zrzuciæ winy na zdradêTaglian, ich warcholstwo czy nieudolnoœæ, którymi zazwyczaj t³umaczono siê wtakich wypadkach.Dotar³em do grzbietu niskiego wzniesienia.Rêce mia³em skos­tnia³e, ale pozatym ca³y by³em mokry od potu.Przede mn¹ zamigota³o œwiat³o.To K³amcy, teszczêœliwe gnojki, palili ognisko, ¿eby siê ogrzaæ.Przystan¹³em, ¿ebypos³uchaæ.Nic.Sk¹d Stary wiedzia³, ¿e przywódcy bandy Dusicieli zbior¹ siê tutaj w³aœnie naten festyn? Czasami ta jego wiedza by³a wprost przera¿aj¹ca.Mo¿e wmiesza³a siêw to Pani, a mo¿e mia³ jakiœ magiczny talent, o którym nikomu nie mówi³.— Nied³ugo siê dowiemy, czy Goblin jeszcze ma talent — zauwa¿y³em.Thai Dei nie zmarnowa³ na odpowiedŸ swego cennego po­mruku.Cisza by³awystarczaj¹cym komentarzem.Mia³o tam byæ oko³o trzydziestu do czterdziestu najwa¿niej­szych K³amców.Œcigaliœmy ich bez wytchnienia, od kiedy Narayan porwa³ dziecko Pani iKonowa³a.Stary usun¹³ ze s³ownika Kompanii pojêcie mi³osierdzia.Przystawa³oto doskonale do filozofii K³amców, chocia¿ za³o¿y³bym siê o cokolwiek, ¿e citam nied³ugo zmieni¹ zdanie.Goblin nie utraci³ swych zdolnoœci.Stra¿e spa³y.Mimo to, nieuchronnie,wszystko zmierza³o w niew³aœciwym kierunku.By³em piêædziesi¹t stóp od wiaty, przekradaj¹c siê wzd³u¿ tego wyj¹tkowowielkiego i brzydkiego schronienia, kiedy ktoœ zacz¹³ nagle tupaæ ipodskakiwaæ, jakby goni³y go wszystkie diab³y piekie³.Ugina³ siê pod ciê¿aremogromnego tobo³a, w którym coœ siê wierci³o i popiskiwa³o.— Narayan Singh! — rozpozna³em go natychmiast.— Stój!Œwietnie, Murgen.Zatrzymaj go si³¹ swojego g³osu.Reszta ludzi te¿ go rozpozna³a.Podniós³ siê wrzask.Nie mogliœmy uwierzyæw³asnemu szczêœciu, chocia¿ uprzedzano mnie, ¿e mo¿e nas tu czekaæ niez³yk¹sek.Singh by³ numerem jeden pomiêdzy K³amcami, a Pani i Kapitan chêtniezabijaliby go na raty latami.Tobo³ek musia³ byæ ich córk¹.Wywrzaskiwa³em rozkazy, ale ka¿dy robi³ to, co uwa¿a³ za stosowne.Wiêkszoœæpogna³a za Singhiem.Rakieta obudzi³a pozosta³ych K³amców.Najszybsi próbowaliuciekaæ.Na szczêœcie paru ludzi zosta³o na swoich miejscach.— Ciep³o ci teraz? — zapyta³ Goblin.Wci¹gn¹³em gwa³tow­nie powietrze,obserwuj¹c, jak Thai Dei wciska w¹skie ostrze w oczodó³ otumanionego snemDusiciela.Thai Dei nie podrzyna³ garde³.Nie lubi³ ba³aganu.By³o po wszystkim.— Ilu mamy? Ilu uciek³o? — Patrzy³em w kierunku, gdzie umkn¹³ Singh.Cisza nieobiecywa³a zbyt wiele.Ludzie darliby siê z radoœci, gdyby go z³apali.Psiakrew! Gdybym móg³ zawlec go do Taglios.Gdyby babcia mia³a w¹sy.— Nie zabijajcie wszystkich.Ktoœ musi nam opowiadaæ bajki na dobranoc.Jednooki, jak, do ciê¿kiej cholery, Singh móg³ wiedzieæ, ¿e tu jesteœmy?Karze³ wzruszy³ ramionami.— Nie wiem.Mo¿e jego bogini kaza³a mu zabraæ st¹d ty³ek.— Daruj sobie.Kina nie mia³a z tym nic wspólnego.— Nie by³em jednak takipewny.Czasami trudno jest nie wierzyæ.Thai Dei uczyni³ znak d³oni¹.— Zgadza siê — powiedzia³em.— To samo sobie pomyœla³em.Jednooki spojrza³zaskoczony.— Co takiego? — zrzêdzi³ Goblin.Moi czarodzieje.Zawsze najlepsi.— Czasami zastanawiam siê, czy znaleŸlibyœcie w³asne kuta­sy bez pos³ugiwaniasiê map¹.Sza³as, staruszkowie.Sza³as.Czy wygl¹da jak obrzydliwa cha³upa wsam raz dla kar³a — mordercy i dzieciaka, który wspinaj¹c siê na palce, móg³byugryŸæ ciê raptem w kolano? Czy te¿ jest na tyle du¿y, aby pomieœciæ œwiêtego icórkê bogini?Jednooki zaprezentowa³ paskudny grymas.— Nikt ju¿ nie wychodzi³? Chcesz, ¿eby zaczê³o siê paliæ?Zanim zd¹¿y³em odpowiedzieæ, Goblin zaskowycza³.Odwró­ci³em siê b³yskawicznie.Bezkszta³tna ciemnoœæ, widzialna jedy­nie dziêki œwiat³u ogniska, wynurza³a siêz wejœcia do sza³asu.Potem pad³em na ziemiê powalony przez Thai Deia.Nad moj¹g³ow¹ buchnê³y p³omienie i zatrzeszcza³y b³yskawice.Zewsz¹d nadlatywa³y kuleognia.Mordercza ciemnoœæ jakby straci³a swoj¹ moc, po czym siê rozpad³a.To z jej powodu dr¿eliœmy przed atakiem.Ale tê rundê wygraliœmy.— Zobaczmy, co z³apaliœmy.— Usiad³em, zaciskaj¹c pal­ce.— To powinno byæinteresuj¹ce.Moi ludzie rozwalili sza³as.Odkryli w nim pó³ tuzina pomar­szczonych ludzików,br¹zowych jak orzeszki.— Tkacze cienia.Razem z Dusicielami.Czy¿ to nie ciekawe? Starowinkiwybe³kota³y, ¿e chc¹ siê poddaæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl