[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim to jednak nast¹pi, pozbêdzie siê tego paskudztwa.Raz nazawsze.Zrobi to.Jakoœ.- Po po³udniu ostro naskoczy³eœ na Dennisa - powiedzia³a w mroku Terry.- Myœlê, ¿e Dennis od dawna potrzebowa³, by ktoœ na niego naskoczy³.Zagubi³siê.Nie chcê, by zacz¹³ siê staczaæ.- Z punktu widzenia psychologii, zbicie ch³opca nie jest zbyt efektywn¹.- Na mi³oœæ bosk¹, Terry, ja go nie zbi³em!-.metod¹ narzucania w³adzy rodzicielskiej.- Skoñcz z tym terapeutycznym ¿argonem! - rzuci³ gniewnie Hal.- Widzê, ¿e nie chcesz o tym rozmawiaæ.- Jej g³os by³ zimny.- Kaza³em mu te¿ pozbyæ siê z domu prochów.- Naprawdê? - Niedowierzanie i obawa.- Jak to przyj¹³? Co powiedzia³?- Daj spokój, Terry! Co mia³ powiedzieæ? Jesteœ zwolniony?- Hal, co siê z tob¹ dzieje? Zwykle taki nie jesteœ - co siê sta³o?- Nic - odpar³, myœl¹c o zamkniêtej w walizce ma³pie.Czy us³ysza³by, gdybyzaczê³a uderzaæ talerzami? Tak, z pewnoœci¹.St³umiony, lecz wyraŸny dŸwiêk.Odg³osy zguby dla kogoœ, jak wczeœniej dla Beulah, Johnny'ego McCabe'a,Stokrotki, suczki wujka Willa.D¿ang-d¿ang-d¿ang-d¿ang.Czy to ty, Hal? -Ostatnio mam wiele na g³owie.- Mam nadziejê, ¿e to minie, bo nie podobasz mi siê taki.- Nie? - Nastêpne s³owa wymknê³y mu siê, zanim zd¹¿y³ je powstrzymaæ: taknaprawdê jednak, wcale nie chcia³ ich powstrzymaæ.- Wiêc ³yknij sobie valium iwszystko znów bêdzie dobrze.Us³ysza³, jak g³oœno wci¹gnê³a powietrze i wypuœci³a je z dr¿eniem.Zaczê³ap³akaæ.Móg³ j¹ pocieszyæ (mo¿e), lecz nie znajdowa³ w sobie s³Ã³w pociechy.Wypar³a je groza.Kiedy ma³pa zniknie, wszystko bêdzie lepiej.Jeœli zniknie nadobre.Proszê ciê, Bo¿e, na dobre.Le¿a³ w ciemnoœciach, nie œpi¹c, póki szaroœæ poranka nie rozjaœni³a mroku.Wiedzia³, co musi zrobiæ.Za drugim razem to Bill znalaz³ ma³pê.By³o to niespe³na pó³tora roku po tym, jak Beulah McCaffery Zginê³a na Miejscu.Nadesz³o lato.Hal w³aœnie skoñczy³ przedszkole.Wróci³ do domu z podwórka i matka zawo³a³a.- Senior, umyj rêce.Jesteœ brudny jak œwinka.- Siedzia³a na werandzie, s¹cz¹cmro¿on¹ herbatê i czytaj¹c ksi¹¿kê.By³a na urlopie: dosta³a dwa tygodnie.Hal przesun¹³ pobie¿nie rêce pod strumieniem zimnej wody i odcisn¹³ na rêcznikubrudn¹ pieczêæ.- Gdzie jest Bill?- Na górze.- Powiedz mu, ¿e ma posprz¹taæ swoj¹ czêœæ sypialni.Straszny tam ba³agan.Hal, który uwielbia³ przynosiæ podobne nieprzyjemne wieœci, pobieg³ na górê.Billy siedzia³ na pod³odze.Ma³e magiczne drzwiczki wiod¹ce do sk³adziku by³yuchylone.W rêkach trzyma³ ma³pê.- Jest zepsuta - powiedzia³ natychmiast Hal.Czu³ lêk, choæ ledwie pamiêta³, jak owej nocy wróci³ z ³azienki, by ujrzeæma³pê graj¹c¹ na talerzach.Jakiœ tydzieñ póŸniej nawiedzi³ go z³y sen, oma³pie i Beulah - nie pamiêta³ dok³adnie jaki - i Hal obudzi³ siê z krzykiem.Przez moment s¹dzi³, i¿ miêkki ciê¿ar na jego piersi to ma³pa, ¿e otworzy oczyi ujrzy jej szyderczy uœmiech.Lecz, oczywiœcie, miêkkim ciê¿arem okaza³a siêtylko poduszka, któr¹ przycisn¹³ do siebie w panice.Po chwili zjawi³a siêmatka, nios³a szklankê wody i dwie bia³o-pomarañczowe dzieciêce aspiryny, owevalium na smutki najm³odszych.S¹dzi³a, i¿ to œmieræ Beulah wywo³a³a koszmary.Owszem.Ale nie takie, jak myœla³a.Teraz ledwie ju¿ to pamiêta³, ale ma³pa wci¹¿ go przera¿a³a.Zw³aszcza jejtalerze i zêby.- Wiem.- Bill rzuci³ ma³pê na bok.- Jest g³upia.- Zabawka wyl¹dowa³a na jego³Ã³¿ku, patrz¹c w sufit i unosz¹c talerze.Halowi nie spodoba³ siê ten widok.-Chcesz pójœæ do Teddy'ego na mro¿ony sok?- Ju¿ wyda³em kieszonkowe - odpar³ Hal.- Poza tym mama kaza³a ci posprz¹taætwoj¹ czêœæ pokoju.- Mogê to zrobiæ póŸniej.Jeœli chcesz, po¿yczê ci pi¹taka.- Bill nie mia³ nicprzeciw temu, by od czasu do czasu wyci¹æ Halowi kawa³.Czasem te¿ podstawia³mu nogê albo szczypa³ bez powodu, najczêœciej jednak by³ w porz¹dku.- Jasne - odpar³ Hal z wdziêcznoœci¹.- Schowam tylko najpierw tê zepsut¹ ma³pêdo sk³adziku.Zgoda?- Nie - rzuci³ Bill i wsta³.- Cho-cho-cho-chodŸmy.Hal poszed³.Nastroje Billaczêsto siê zmienia³y i gdyby zwleka³, marnuj¹c czas na chowanie ma³py, móg³bystraciæ ulubiony przysmak.Poszli do Teddy'ego i kupili mro¿ony sok napatykach, i to nie taki zwyk³y, lecz istn¹ gratkê - jagodowy.Nastêpniepomaszerowali na boisko: grupka dzieciaków organizowa³a w³aœnie mecz wbejsbola.Hal by³ za ma³y, by graæ; usiad³ daleko na spalonym, li¿¹c mro¿onysok na patyku, i zaj¹³ siê ³apaniem tego, co wiêksi ch³opcy nazywali "chiñskimiodbiciami".Do domu wrócili tu¿ przed zmrokiem.Matka trzepnê³a Hala za to, ¿ezabrudzi³ rêcznik, i Billa za to, ¿e nie posprz¹ta³ swej czêœci pokoju.A pokolacji ogl¹dali telewizjê i przez ten czas Hal zupe³nie zapomnia³ o ma³pie.Wjakiœ sposób powêdrowa³a na pó³kê Billa, gdzie stanê³a tu¿ obok zdjêcia BillaBoyda z autografem.I zosta³a tam prawie dwa lata.Gdy Hal skoñczy³ siedem lat, opiekunki sta³y siê kosztownym kaprysem icodzienne po¿egnalne s³owa pani Shelburn brzmia³y: "Bill, zaopiekuj siêbratem".Tego dnia jednak Bill musia³ zostaæ po szkole i Hal wróci³ do domu sam,przystaj¹c na ka¿dym rogu tak d³ugo, a¿ upewni³ siê, ¿e z ¿adnej strony nienadje¿d¿a samochód, a potem pêdz¹c na drug¹ stronê, przygarbiony niczym¿o³nierz piechoty, przekraczaj¹cy ziemiê niczyj¹.Otworzy³ drzwi kluczem spodwycieraczki i natychmiast skierowa³ siê do lodówki po mleko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]