[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taka jest moja historia, dostojny panie.— Dobrze! Wobec tej historii mógłbym ci opowiedzieć całkiem odmienną, jaką rozgrywałeś na moich oczach.— Historia mojego numeru dwa, Wasza Wielmożność? — spytał spokojnie Marcin.— Dalibóg, dostojny panie, jeśli nie popełnisz niedyskrecji i będziesz łaskaw mi ją podać w dwóch słowach, będę ciekaw ją poznać.— Kpisz sobie ze mnie, łobuzie?— Wasza Wielmożność wie, jaki czuję głęboki respekt! Dziwna rzecz! Ów drugi ja sprawił mi wiele kłopotów, nieprawdaż? Wpędził mnie w okrutne tarapaty! Mimo wszystko nim się interesuję.Daję słowo honoru, że mam słabość do niego, i w końcu chyba go polubię, tego błazna.— Istotnie, błazen! — rzekł Gabriel.Miał zamiar rozpocząć opowiadanie o występkach Arnolda, ale przerwała mu piastunka.Weszła prowadząc mężczyznę w odzieniu wieśniaka.— Znowu coś! Oto człowiek, który twierdzi, że przybył tu, by nam oznajmić twoją śmierć, Marcinie!.XLV.Uczciwość Marcina doczekała się rehabilitacji.— Moją śmierć? — zawołał Marcin Guerre blednąc na te straszne słowa pani Alojzy.— O Boże, Jezusie! — wykrzyknął wieśniak, kiedy spojrzał w twarz giermka.— Drugi ja umarł? Łaska boska! — rzekł Marcin.— Czy nie będę już miał drugiej egzystencji? Prawdę rzekłszy, byłbym tym nieco zasmucony, a zarazem dość zadowolony.Mów, przyjacielu, mów — dodał zwracając się do zdumionego wieśniaka, który mu się przyglądał i dotykał.— Ach, panie, jak to możliwe, że odnajduję cię tutaj przybyłego wcześniej ode mnie? Klnę się, panie, że śpieszyłem się, żeby wypełnić twe polecenie i zarobić dziesięć talarów.Chyba że jechałeś konno, bo absolutnie jest niemożliwe, żebyś mnie wyprzedził, musiałbym cię widzieć.— Ależ mój zuchu, nigdy cię nie widziałem! A ty rozmawiasz ze mną tak, jakbyś mnie znał.— Jakbym cię znał! — powtórzył osłupiały wieśniak.— Może to nie ty wydałeś mi polecenie, żebym przyszedł tutaj oznajmić, że imć Marcin Guerre zginął powieszony?— Jak to? Ależ Marcin Guerre to ja!— Ty? Niemożliwe! Czy mógłbyś oznajmić, że zginąłeś powieszony?— Ale dlaczego i kiedy miałem ci mówić takie okropności?— Trzeba wszystko powiedzieć?— Tak, wszystko.— Pomimo że mi nakazałeś trzymać gębę na kłódkę?— Mów.— No dobrze, jeśli masz taką słabą pamięć, to wszystko powiem.Tym gorzej dla ciebie, jeśli mnie do tego zmuszasz.Sześć dni temu, rano, uprawiałem pole.— Gdzie jest to pole, przede wszystkim? — spytał Marcin.— Czy najprawdziwszą prawdę mam mówić, panie? — pytał chłop.— Oczywiście, bydlaku.— Moje pole leży za Montargis, tam! Pracowałem, przechodziłeś drogą z torbą podróżną na plecach.Co robisz? spytałeś.Uprawiam pole naszego pana, odpowiedziałem.Ile ci przynosi dochodu takie zajęcie? Bez względu na dobry czy zły rok cztery su dziennie.Czy chcesz zarobić dwadzieścia talarów w ciągu dwu tygodni? Och! Pytam: tak czy nie.Ależ tak.A więc dobrze.Pójdziesz natychmiast do Paryża; Idąc dobrymi marszem będziesz tam najpóźniej za pięć lub sześć dni.Zapytasz o ulicę Jardins–Saint–Paul i pałac wicehrabiego d’Exmès.Posyłam cię do owego pałacu.Wicehrabiego tam nie będzie, ale zastaniesz panią Alojzę, dobrą niewiastę, jego piastunkę.Powiesz — jej… Słuchaj dobrze.Powiesz: przychodzę z Noyon.Rozumiesz? Nie z Montargis, a z Noyon.Przybywam z Noyon, gdzie ktoś z twoich znajomych został powieszony przed dwoma tygodniami.Ten ktoś nazywa się Marcin Guerre.Zapamiętaj dobrze nazwisko, Marcin Guerre.Powieszono Marcina Guerre, zabrano mu pieniądze, które miał przy sobie, i powieszono ze strachu, żeby nie poszedł się skarżyć.Ale zanim go zaprowadzono na szubienicę, Marcin Guerre miał czas opowiedzieć mi o swoim nieszczęściu.Powiedział, że masz przygotować nowy okup dla swego pana.Obiecał mi, że za trudy wypłacicie mi dziesięć talarów.Widziałem go powieszonego i przyszedłem.To masz powiedzieć dobrej niewieście.Czy pojąłeś? — Tak, panie, odpowiedziałem.Ale na początku „rzekłeś o dwudziestu talarach, a teraz mówisz o dziesięciu.Głupcze, masz oto dziesięć jako zadatek.A to dopiero, rzekłem, a jeśli dobra niewiasta Alojza spyta mnie, jak wyglądał ów Marcin Guerre, którego w życiu nie widziałem? Popatrz na mnie.Patrzę.A więc opiszesz Marcina Guerre, jakby to był ja.— To dziwne — wyszeptał Gabriel, który przysłuchiwał Się opowiadaniu z głęboką uwagą.— A teraz przyszedłem gotów do powtórzenia wyuczonej lekcji prawie na pamięć i znajduję cię tutaj wcześniej ode mnie! To prawda, że trochę się wałęsałem i straciłem w przydrożnych karczmach twoje dziesięć talarów w nadziei, że wkrótce otrzymam dziesięć następnych.Ale w końcu nie przekroczyłem terminu, jaki mi wyznaczyłeś.Dałeś mi sześć dni czasu, a dzisiaj akurat szósty dzień odkąd odszedłem z Montargis.— Sześć dni — rzekł melancholijnie zamyślony Marcin.— Przechodziłem przez Montargis przed sześcioma dniami, w drodze do swoich rodzinnych stron.Twoje opowiadanie jest całkiem prawdopodobne, przyjacielu.Chyba mówisz prawdę.— Ależ nie! — zaprzeczyła żywo Alojza.— Mężczyzna kłamie.Twierdzi, że rozmawiał z tobą w Montargis przed sześcioma dniami, a przecież od dwunastu dni nie wychodziłeś z tego domu.— To prawda — przyznał Marcin — ale mój numer dwa.— A poza tym, nie przed dwoma tygodniami powieszono cię w Noyon.Wedle tego, co prawiłeś, było to miesiąc temu.— To pewne — odpowiedział giermek.— Dzisiaj właśnie mija miesiąc.Myślałem o tym po przebudzeniu.Jednak drugi ja…— Banialuki! — zawołała Alojza.— Nie — wmieszał się Gabriel — ten człowiek naprowadza nas na drogę prawdy.— O, mój dobry jaśnie panie, mówię świętą prawdę.Czy otrzymam dziesięć talarów?— Tak, ale podasz nam swe nazwisko i adres.Może pewnego dnia będzie potrzebne twoje świadectwo.Zaczynam dopatrywać się wielu przestępstw poprzez niejasne jeszcze podejrzenia.— A jednak, panie… — zastrzegał się Marcin.— Dość o tym — przerwał Gabriel.— Dopilnujesz, aby ów zacny człowiek odszedł zadowolony, dobra moja Alojzo.Ta sprawa doczeka się swojej godziny.Ale przed ukaraniem owego, kto zdradził giermka, muszę pomścić zdradę pana.— Niestety — szepnęła Alojza.— Ósma godzina — rzekł Gabriel.— Zobaczę się z domownikami po powrocie, bo chcę być w chwili otwarcia bram przed Luwrem.Jeśli nie mogę zbliżyć się do króla przed południem, przynajmniej porozmawiam z admirałem i panem de Guise.— A po widzeniu się z królem powrócisz natychmiast? — spytała Alojza.— Natychmiast, bądź spokojna, zacna opiekunko.Coś mi szepcze, że wyjdę zwycięsko z wszystkich ciemnych sprawek, jakie intrygi i zuchwalstwo piętrzą wokół mnie.— Tak będzie, jeśli Bóg wysłucha mych gorących modlitw — rzekła Alojza.— Odchodzę.Pozostań, Marcinie, muszę być sam.Uniewinnimy cię i oczyścimy z zarzutów, przyjacielu.Widzisz, mam kogoś innego uniewinnić i uwolnić.Do zobaczenia wkrótce, Marcinie, do widzenia, Alojzo.Oboje ucałowali ręce młodego pana.Wyszedł sam, pieszo; otulony w obszerny płaszcz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]