[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By³o po dziewi¹tej rano, kiedy jedna z salowych, m³oda ko­bieta nazwiskiemAllison Conover, przynios³a panu Starretowi lekkie œniadanie.Pan Starretprzychodzi³ do siebie po ataku ser­ca i „odrabia³ szesnastkê" na oddzialeintensywnej terapii -szesnastodniowy okres spêdzany tam po zawale nale¿a³ dostandardowej procedury medycznej.Pan Starret czu³ siê dosko­nale.Le¿a³ w sali619 i poinformowa³ w sekrecie ¿onê, ¿e o-zdrowienie zawdziêcza przede wszystkimchêci jak najszybsze­go oddalenia siê od ¿ywego trupa le¿¹cego na s¹siednim³Ã³¿ku.Mówi³ jej, ¿e ci¹g³y szum respiratora tego biednego goœcia nie pozwalamu spaæ.Po pewnym czasie sam ju¿ nie wiesz, czy chcesz, ¿eby dalej dzia³a³,czy marzysz o tym, ¿eby przesta³ dzia³aæ.Na zawsze, ¿e tak powiem.Kiedy Allison wesz³a, gra³ telewizor.Pan Starret siedzia³ na ³Ã³¿ku, trzymaj¹cw rêku sterownik.Skoñczy³y siê poranne wia­domoœci i nie potrafi³ podj¹ædecyzji, czy ma wy³¹czyæ Ogró­dek - kreskówki, które wyœwietlano po dzienniku.Gdyby wy­³¹czy³ telewizor, pozosta³by sam na sam z respiratorem.- Niemal ju¿ straci³em nadziejê, ¿e pani¹ zobaczê - powiedzia³, bez radoœciprzypatruj¹c siê œniadaniu: sok owocowy, chudy jogurt i p³atki owsiane.Taknaprawdê, to marzy³ o dwóch pe³nych cholesterolu jajkach, usma¿onych na t³ustymmase³ku z piêcioma kawa³kami niezbyt wysma¿onego boczku.To tego rodzaju gustykulinarne zaprowadzi³y go tu w pier­wszym rzêdzie - tak przynajmniej twierdzi³jego lekarz, choler­ny ptasi mó¿d¿ek.- Na dworze jest coraz gorzej - powiedzia³a krótko Allison.Szeœciu pacjentówzd¹¿y³o stwierdziæ, ¿e niemal ju¿ straci³o nadziejê, ¿e j¹ zobacz¹, i ten ¿artstraci³ ju¿ sporo ze swej œwie­¿oœci.Allison by³a mi³¹ dziewczyn¹, ale tegoranka pacjenci j¹ dra¿nili.- Och, przepraszam.- Pan Starret spokornia³.- Drogi s¹ bardzo œliskie,prawda?- Tak, oczywiœcie.- Allison odtaja³a nieco.- Gdyby nie sa­mochód mê¿a znapêdem na cztery ko³a, nigdy bym tu nie do­tar³a.Pan Starret nacisn¹³ przycisk podnosz¹cy oparcie ³Ã³¿ka, co umo¿liwia³o muwygodne zjedzenie œniadania.Napêdzaj¹cy je elektryczny silniczek by³ ma³y, aleca³kiem g³oœny.Telewizor tak¿e ha³asowa³ - pan Starret by³ g³uchawy, ale (jakpowiedzia³ ¿onie) facet z drugiego ³Ã³¿ka nigdy nie skar¿y³ siê na ha³as.Inigdy nie chcia³ sprawdziæ, co idzie na innym kanale.Przypu­szcza³, ¿e takie¿arty nie s¹ w najlepszym guœcie, ale kiedy mia­³o siê atak serca i trafi³o naintensywn¹ terapiê do jednej sali z ¿ywym warzywem, cz³owiek uczy³ siê ceniæczarny humor al­bo dostawa³ œwira.Allison podnios³a lekko g³os, przekrzykuj¹c telewizor i sil­nik poruszaj¹cyoparciem ³Ã³¿ka.Stawia³a tacê przed panem Starretem.- Po obu stronach wzgórza na State Street kilkanaœcie samo­chodów wypad³o zdrogi.Na s¹siednim ³Ã³¿ku Johnny Smith powiedzia³ cicho: „Wszy­stko na dziewiêtnastkê.Tak albo tak.Moja dziewczyna Ÿle siê czuje".- Wie pani, ten jogurt wcale nie jest taki z³y - stwierdzi³ pan Starret.Nienawidzi³ jogurtu, ale nie chcia³ zostaæ sam ani minu­tê wczeœniej, ni¿bêdzie to absolutnie nieuniknione.Kiedy by³ sam, nic tylko mierzy³ sobie puls.- Smakuje trochê jak nektar z dzikiej hikory i.- S³ysza³ pan coœ? - zapyta³a Allison i rozejrza³a siê dooko³a zpow¹tpiewaniem.Pan Starret puœci³ przycisk, wycie elektrycznego silniczka zamilk³o.Na ekranietelewizora Elmer Fudd strzeli³ do królika Bugsa.To by³ ³atwy strza³, ale ElmerFudd chybi³.- Tylko telewizor.Straci³em coœ?- Chyba nic.To musia³ byæ wiatr za oknem.- Allison czu³a, jak z napiêciazaczynaj¹ boleæ g³owa; mia³a zbyt wiele do zro­bienia i nie by³o nikogo, kto byjej w tym pomóg³.Pomasowa³a skronie, jakby chcia³a odpêdziæ ból, nim siêzakorzeni.Wychodz¹c z sali, zatrzyma³a siê na chwilê i przyjrza³a mê¿czyŸnie z drugiego³Ã³¿ka.Czy nie wygl¹da jakoœ inaczej? Jakby zmieni³ pozycjê? Z pewnoœci¹ nie.Allison wysz³a z sali i posz³a korytarzem, pchaj¹c przed sob¹ wózek zjedzeniem.Ranek okaza³ siê tak straszny, jak to sobie wyobra¿a³a, wszystko siêpl¹ta³o i w po³udnie g³owa a¿ hucza³a jej od migreny.Zupe³nie zrozumia³e, ¿ezapomnia³a powiedzieæ ko­mukolwiek o tym, co - jak siê jej zdawa³o - s³ysza³a wsali 619.Lecz przez nastêpne dni coraz czêœciej przygl¹da³a siê Smi-thowi i w marcu by³aju¿ prawie pewna, ¿e siê trochê wyprosto­wa³ - nie przybiera³ ju¿ pozycjip³odu.Zmiana by³a niewielka, ale by³a.Zastanowi³a siê, czy ma komuœ o tympowiedzieæ, i zrezygnowa³a.W koñcu by³a przecie¿ tylko salow¹, niewiele lepsz¹od pomocy kuchennej.To nie by³a jej sprawa.2Przypuszcza³, ¿e to sen.By³ w jakimœ mrocznym, ciemnym miejscu - prawdopodob­nie korytarzu.Nie widzia³wysokiego sufitu.Zagubi³ siê w cie­niach.Œciany zrobione by³y z ciemnejchromowanej stali.Od­chyla³y siê od pionu.By³ sam, ale do miejsca, w którymsta³, do­ciera³ g³os jakby z bardzo daleka.Zna³ ten g³os: ten g³os mówi³ doniego w innym miejscu, w innym czasie.Ten g³os go przera¿a³.Jêcz¹cy,zagubiony, odbija³ siê od chromowanych œcian ni­czym uwiêziony ptak, któregopamiêta³ z dzieciñstwa.Ptak wlecia³ do szopy, w której ojciec trzyma³narzêdzia, i nie mia³ na tyle rozumu, ¿eby siê wydostaæ.Przestraszy³ siê ilata³ tam i z powrotem, æwierkaj¹c z przera¿enia, obijaj¹c siê o œciany, a¿ wkoñcu zdech³.Ten g³os brzmia³ tak potêpieñczo, jak przed wielu laty æwierkanieptaka.Nigdy nie mia³ siê wydostaæ z tego miejsca.„Planujesz ca³e ¿ycie i robisz, co mo¿esz", jêcza³ ten upiorny g³os.„Chcia³eœdaæ mu wszystko co najlepsze, a dzieciak przy­chodzi do domu z w³osami po ty³eki mówi, ¿e prezydent Sta­nów Zjednoczonych to œwinia.Œwinia! Cholera, nie."Chcia³ powiedzieæ temu g³osowi: „U w a g a!" Chcia³ prze­strzec ten g³os, aleby³ niemy.Uwaga na co? Nie wiedzia³.Nie wiedzia³ nawet, kim jest, chocia¿podejrzewa³, ¿e kiedyœ by³ na­uczycielem, a mo¿e czyœcicielem.„J e e e z u!" - krzykn¹³ ten daleki g³os.Zagubiony, przeklê­ty, nikn¹cy.„J ee e."I cisza.Milkn¹ce echa.PóŸniej, po ma³ej chwili, wszystko zaczyna³o siê odnowa.Wiêc po jakimœ czasie - nie wiedzia³ jakim, czas nie mia³ ¿adnego znaczenia inie liczy³ siê w tym miejscu - zacz¹³ po omacku iœæ korytarzem, wo³aj¹c (mo¿etylko w myœli), mo¿e w nadziei, ¿e spotka w³aœciciela g³osu i razem st¹d wyjd¹,mo¿e maj¹c tylko nadziejê, ¿e bêdzie go móg³ pocieszyæ i sam doznapocieszenia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coubeatki.htw.pl